Artykuły

Chcemy dyskutować z widzami i dostarczać im dobrej rozrywki

- Odchodzimy od klasycznego repertuaru, poszukujemy współczesnych tekstów, które poruszają ważne problemy społeczne, polityczne i inne. Chcemy dyskutować z widzami, prowokować ich, skłaniać do refleksji o tym, co istotne - mówi Zbigniew Leraczyk, aktor i dyrektor naczelny Teatru Zagłębia w Sosnowcu.

MARTA ODZIOMEK: W tym roku mija 120 lat istnienia Teatru Zagłębia. Ale jest to również rok zmian. Po odejściu Doroty Ignatjew do współpracy zaprosił panią Anetę Groszyńską, która będzie pełniła obowiązki kierownika artystycznego. ZBIGNIEW LERACZYK: - Aneta Groszyńska jest absolwentką reżyserii i wiedzy o teatrze Akademii Teatralnej w Warszawie. Jej zgodę na objęcie tego stanowiska przyjąłem z wielkim zadowoleniem, ponieważ uważam, że - mimo młodego wieku - jest to reżyserka utalentowana, ma na swoim koncie wiele sukcesów i jest uznana w środowisku teatralnym. Nie tylko reżyseruje, ale także zajmuje się podnoszeniem kwalifikacji aktorów poprzez różnego rodzaju szkolenia, które organizuje i prowadzi.

Jakie są państwa wspólne plany?

- Pierwszą premierą pod kierownictwem artystycznym Anety będzie "Na dnie" Gorkiego w reżyserii Pawła Świątka, młodego, interesującego twórcy, który zawsze jest przygotowany do swojej pracy, a dziś niewielu jest takich reżyserów. Premiera odbędzie się 22 kwietnia i będzie ostatnią w tym sezonie. Już czwartą po "Cesarzu", "Prezencie urodzinowym" i "Zemście", którą przygotowujemy na jubileusz 120-lecia naszego teatru.

Jaka jest obecnie wizja artystyczna Teatru Zagłębia?

- Odchodzimy od klasycznego repertuaru, poszukujemy współczesnych tekstów, które poruszają ważne problemy społeczne, polityczne i inne. Chcemy dyskutować z widzami, prowokować ich, skłaniać do refleksji o tym, co istotne. Takich tematów jest mnóstwo. Kiedyś były zarezerwowane dla artystów kabaretowych, dziś służą również dramaturgom. Z drugiej strony - dostarczamy również rozrywki, bo to też jest naszą misją.

Obserwuje pan rozwój tego teatru od ponad 30 lat. Jakie są pańskie spostrzeżenia?

- Pracuję tu jako aktor od 1979 roku. Zdobywałem doświadczenie za dyrekcji Jana Klemensa, który był dyrektorem w latach 1976-1997, i Adama Kopciuszewskiego, który zarządzał teatrem do 2011 roku. Potem tę funkcję powierzono mi. Mogę śmiało powiedzieć, że były to dla mnie jako aktora, a potem dyrektora, bardzo udane i szczęśliwe lata. Za dyrekcji Jana Klemensa, którego prywatnie uwielbiam jako człowieka, grałem wiele, byłem spełniony, czułem się szczęśliwy. Podobnie było, kiedy dyrektorem został Adam Kopciuszewski. Za jego czasów teatr zaczął grać repertuar światowy. Ale nie tylko. Wystawiliśmy m.in. pięć świetnych realizacji Witolda Gombrowicza. Reżyserowali u nas m.in. Jacek Bunsch, Henryk Adamek, Bogdan Ciosek, Katarzyna Deszcz. Oczywiście, jak każda scena grywaliśmy przez te lata spektakle lepsze i gorsze. Ale myślę, że najważniejsze w tym wszystkim było to, iż wszyscy angażowaliśmy się przez ten czas w naszą pracę. I stworzyliśmy dobry zespól aktorski. Dziś tworzą go 24 osoby. To grupa ludzi bardzo oddanych sztuce, żyjących teatrem.

W 2011 roku sam pan został dyrektorem naczelnym Teatru Zagłębia.

- Moja koncepcja prowadzenia tej sceny została zaaprobowana przez komisję. Moim zastępcą do spraw artystycznych została Dorota Ignatjew, która też startowała w konkursie. Zaproponowałem jej współpracę, co okazało się świetnym ruchem. Początek był trudny, ponieważ zaczynaliśmy pracę w lipcu, a sezon rozpoczął się we wrześniu. Ale się udało. Przez pięć lat zrealizowaliśmy sporo interesujących spektakli z udziałem ciekawych reżyserów. Zaczęliśmy od "Piaskownicy" w reżyserii Jerzego Bielunasa, potem było "Między nami dobrze jest" w reżyserii Piotra Ratajczaka. Następnie do Sosnowca przyjechał Remigiusz Brzyk, który zrealizował "Korzeńca". I wtedy wystrzeliliśmy naprawdę wysoko. Były nagrody i wyróżnienia na wielu festiwalach. Brzyk zrealizował u nas jeszcze dwa ważne spektakle: "Konia, kobietę i kanarka" oraz "Siódemkę". Reżyserowali też w Sosnowcu m.in. Łukasz Kos, Igor Gorzkowski, Arkadiusz Klucznik, Aneta Głuch-Klucznik, Paweł Aigner czy Rafał Sisicki. Powstawały tu przez te lata różnorodne spektakle - dramatyczne, komediowe, a nawet muzyczne. Teatr Zagłębia, który był postrzegany jako teatr realizujący lektury i bajki, a czasem klasykę i literaturę romantyczną, stał się bardzo ważną sceną w regionie. Zaczęli go doceniać krytycy. Liczył się na mapie kulturalnej. Jeździł po całej Polsce, pokazując swoje najlepsze przedstawienia. To było świetnych 5 lat, które oceniam bardzo pozytywnie. Oczywiście, że żałuję rozstania z Dorotą, ale ona uprzedzała, że startuje w konkursie na dyrektora w teatrze w Lublinie. Objęła to stanowisko jesienią zeszłego roku. A my wspólnie z Anetą Groszyńską zaczynamy nowy rozdział w życiu Teatru Zagłębia. Mam nadzieję, że ta współpraca będzie równie owocna. Na razie będziemy razem rządzić do końca lipca 2018 roku, ponieważ do tego czasu mam podpisany kontrakt.

Czy miasto wspiera Teatr Zagłębia?

- Tak, dba o nas. Mówię to otwarcie i bez żadnej "wazeliny". Jesteśmy teatrem miejskim, o którym organizator myśli i którego artystów docenia. Oczywiście, że moglibyśmy otrzymywać większą dotację na działalność, ale trzeba docenić fakt, że nie ulega ona pomniejszeniu. Dziś wynosi około 4,5 mln zł. Do tego należy doliczyć wpływy teatru na poziomie 1,1 min. Pozwala nam to realizować na spokojnie kilka premier w sezonie. Myślę, że w Sosnowcu nigdy nie było problemów z kulturą!

Czy czegoś waszemu teatrowi brakuje?

- Przestrzeni! Nie posiadamy drugiej sceny, więc nie możemy częściej grać, a co się z tym wiąże - więcej zarabiać. Nie jesteśmy też w stanie produkować większej ilości premier. Nie posiadamy sali prób, dlatego urządzamy je w Energetycznym Centrum Kultury w Sosnowcu. Brakuje nam magazynów do przetrzymywania scenografii i kostiumów.

Czy można temu jakoś zaradzić?

- Na ten moment nie bardzo. Mamy teren, ale nie możemy rozbudować teatru, ponieważ jest on zabytkiem. Każda zmiana wymaga akceptacji konserwatora. Kiedyś byl pomysł, by urządzać spektakle w dawnej siedzibie Energetycznego Centrum Kultury, ale konieczny byłby remont tamtejszej sali, na co nie ma funduszy. Niemniej co roku w okresie wakacyjnym staramy się wykonywać w teatrze bieżące remonty. W maju wymieniliśmy podłogę -jest czarna i już nie skrzypi. Wyciszyliśmy hol, by na sali widowiskowej nie było słychać tego, co się dzieje na zewnątrz. Są nowe fotele w bufecie, oświetlenie wymieniliśmy na energooszczędne. Musieliśmy też kupić nowe mikroporty. Czeka nas modernizacja nagłośnienia i doposażenie oświetlenia. Świat idzie do przodu, teatr też musi być unowocześniany.

Dlaczego na jubileusz zaplanowaliście "Zemstę"?

- W sumie dość przypadkowo. Wspólnie z Adamem Nalepą, którego zaprosiłem do współpracy już jakiś czas temu, myśleliśmy nad tytułem. To reżyser wpadł na pomysł, by po 120 latach zrealizować właśnie tę komedię. Okazało się, że grano ją na otwarcie teatru dokładnie 120 lat temu, kiedy nosił jeszcze nazwę Teatru Zimowego. Premiera spektaklu odbędzie się w sobotę 11 lutego o godz. 18. Serdecznie zapraszam.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji