Artykuły

Supeł szczekał w trakcie sztuki, ale z tego Kacperka to dopiero był ananas!

Na Scenie Letniej w Orłowie osioł zakochany w aktorce okazywał jej afekt w mocno obsceniczny sposób. Golden retriever z gdyńskiego musicalu "Piotruś Pan" przewrócił na scenie lampę, z którą o mało nie wpadł do orkiestronu. Husarski koń w "Strasznym dworze" Opery Bałtyckiej zwykł poruszać łbem do taktu - pisze Katarzyna Fryc w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Wśród artystów teatru panuje przesąd, że niedobrze, gdy na scenie pojawiają się zwierzęta. - Kradną przedstawienie! Nikt nie zwraca uwagi na aktorów, tylko patrzy, czy koń nie zapaskudzi sceny.

Husaria z Gniewu

- Ja nie jestem przesądny - zapewnia Marek Weiss, były dyrektor Opery Bałtyckiej w Gdańsku, który w wyreżyserowanych przez siebie spektaklach operowych wielokrotnie "zatrudniał" konie. - W "Nabucco" Verdiego wystawianym w Niemczech i Holandii miałem cały oddział konny.

W tradycji opery to rzecz nienowa - w najbardziej spektakularnych inscenizacjach "Aidy" Verdiego pojawiały się słonie.

Niedawno także trójmiejska publiczność mogła oglądać konie w operze w reżyserii Weissa. W "Strasznym dworze" Moniuszki, który miał premierę w grudniu 2015 r. w Operze Bałtyckiej, w pierwszej scenie - onirycznej, gdy Stefan (Paweł Skałuba) budzi się z alkoholowego snu - szlachta łapie za karabele, a za nimi pojawia się dwóch husarów na koniach.

- W takiej scenie konie dodają mocy. Jeden koń jest jak pięciu statystów - mówi Marek Weiss. Ale przyznaje, że nie obeszło się bez kłopotów.

- Konie płoszyły się, bo nie lubią, jak pod kopytami wyczuwają pustkę pod deskami sceny - opowiada. - Za to jeden był bardzo muzykalny, lubił poruszać łbem do taktu.

Wierzchowce przyjeżdżały z Gniewu, z tamtejszej chorągwi husarskiej, którą tworzy grupa rekonstruktorów, pasjonatów historii.

Do Gdańska docierały w przyczepach. Przed spektaklem w kulisach były karmione i uspokajane. Kiedy przychodziła ich kolej, wkraczały na scenę, a potem od razu wracały do Gniewu.

I choć Opera Bałtycka nadal wystawia "Straszny dwór", koni na scenie już nie zobaczymy. Ze względów oszczędnościowych. - To kosztowny element - przyznaje Marek Weiss.

Zabić homara

W naszych teatrach - w większości przypadków - rola zwierząt rzadko wykracza poza funkcje scenograficzne, dekoracyjne, przy okazji stając się dodatkową atrakcją dla widza.

Ale zdarzają się głośne i kontrowersyjne wyjątki. "W Polsce szerokim echem odbiła się sprawa zabijanego i jedzonego na scenie homara ("Wypadki: Zabić, by zjeść") i podtapianych chomików ("Rozsypcie moje prochy u Mickey'ego") na festiwalu towarzyszącym przyznaniu Europejskiej Nagrody Teatralnej w 2009 roku we Wrocławiu" - pisze Małgorzata Ćwikła w tekście "Osioł tańczy po swojemu", opublikowanym na stronie dwutygodnik.com.

"W niektórych krajach (np. w kilku kantonach w Szwajcarii) prawo nie pozwala na wykorzystywanie zwierzęcia w teatrze, w innych dokładnie je reguluje i mówi, jakie warunki muszą być spełnione (np. Niemcy)".

Zakochany osioł

Kiedy Julia Wernio (ówczesna dyrektor Teatru Miejskiego im. W. Gombrowicza w Gdyni, pomysłodawca i założycielka Sceny Letniej na plaży w Orłowie) w 2000 r. przystępowała do pracy nad plenerowym spektaklem "Anioł zstąpił do Babilonu" Friedricha Durenmatta, nie miała pojęcia, na co się decyduje, angażując do przedstawienia osła.

Osioł o imieniu Kacperek był nieodłącznym towarzyszem Gimmla (w tej roli Andrzej Richter), sprzedawcy oślego mleka i razem z nim pojawiał się na scenie kilkakrotnie. Pomiędzy kolejnymi wejściami Kacperek spędzał czas w specjalnie dla niego przygotowanej zagródce na plaży.

Ale z osłem ciągle był kłopot. Aktorzy Miejskiego do dziś wspominają, że był wyjątkowo uparty, nie chciał chodzić za Gimmlem, a kiedy Andrzej Richter go popędzał mocniej ciągnąc za sznurek, osioł ze złości podgryzał go w pośladki. Albo potrafił zsikać się w trakcie przedstawienia.

Jednak nie to było najgorsze. - Andrzej miał z nim siedem światów, ale najbiedniejsza była Karolina Adamczyk, odtwórczyni roli Kurrubi, w której osioł najwidoczniej się zakochał - wspomina Rafał Kowal, który w spektaklu grał Anioła.

Osioł, zadurzony w pięknej aktorce, dawał temu wyraz w każdy z możliwych sposobów, z których głośny ryk był tym najbardziej finezyjnym.

Rok później na Scenie Letniej pojawił się koń, którym wjeżdżała Nina Zarieczna (w tej roli Dorota Nikiporczyk) w "Mewie" Czechowa w reżyserii Wernio.

Rafał Kowal pamięta też noszonego w płóciennej torbie jamnika o imieniu Supeł, który należał do Artura Rzegockiego z Teatru Miejskiego i w wystawianym w 1997 r. na plaży w Orłowie "Śnie nocy letniej" Szekspira w reżyserii Julii Wernio zaczynał głośno szczekać, jak tylko Grzegorz Jurkiewicz w roli Lwa wydawał z siebie ryk.

Taki sam rudy jamnik wszedł także do obsady bajki dla dzieci "Arabela" Maliny Prześlugi w reżyserii Pawła Aignera, którą w 2012 r. wystawił gdański Teatr Wybrzeże.

Pies na role

Zresztą pies na trójmiejskich scenach ma dużo dłuższą tradycję.

W 1973 r. na fali ogromnej popularności serialu "Czterej pancerni i pies" Teatr Muzyczny w Gdyni (mieszczący się wtedy w dzisiejszej siedzibie Teatru Miejskiego przy ul. Bema) wystawił musical "Pancerni i pies" z librettem Janusza Przymanowskiego i w reżyserii Danuty Baduszkowej, dzisiejszej patronki Muzycznego.

"Psa Szarika, prywatnie wilczura Kuleczkę, wypożyczono z Komendy Wojewódzkiej MO w Gdańsku. Pies - na czas prób - zamieszkał razem z Jankiem, granym przez młodziutkiego Jacka Labudę (Janusza Gajosa tego musicalu). Teatralny pies (...) otrzymał dzienną porcję żywnościową w wysokości trzydziestu złotych. Nadto po każdym spektaklu dostawał w nagrodę kawał kiełbasy. "Rudego" T-34, czyli czołgu, nie było na małej scenie ówczesnego Teatru Muzycznego prawie wcale (zza kulis wystawała bowiem jedynie sama lufa; część, która jest całością). Pies Szarik w "Pancernych i psie" spisywał się podobno jako aktor bez zarzutu i był atrakcją samą w sobie" - pisze prof. Jan Ciechowicz, teatrolog z Uniwersytetu Gdańskiego w eseju "Pies w teatrze (i w domu)", który ukazał się w kwartalniku artystycznym "Bliza".

W bufecie czeka kotlet

Dziś na deskach Muzycznego rządzą trzy jasnozłote golden retrievery: Opi, Zulka i Tolek, które na zmianę grają psa państwa Darling w musicalu "Piotruś Pan" w 3D w reżyserii Janusza Józefowicza, który miał premierę w kwietniu zeszłego roku.

- Uwielbiają przychodzić do teatru. Dokładnie znają rozkład budynku, bez pudła trafiają do bufetu, gdzie czeka na nie odłożony kotlet. Z teatru wychodzą zagłaskane i rozpuszczone, zwłaszcza przez dzieci grające w spektaklu - opowiada Barbara Blacharska z Gdańska, właścicielka Opi, Zulki i Tolka, z wykształcenia teatrolog.

Nie tylko mali aktorzy mają słabość do golden retrieverów. W trakcie przedstawienia zaczepiają je i cmokają do nich także dzieci z pierwszych rzędów.

Dla psów praca na scenie - w hałasie i wśród obcych ludzi - nie jest problemem. Opi to stały bywalec wystaw dla psów i prezentacja wśród ludzi to dla niego bułka z masłem. A Tolek i Zulka przeszły treningi posłuszeństwa sportowego, gdzie nauczyły się współpracy z ludźmi. - Bardzo im to pomogło, bo wcześniej były jak tornado - mówi ich opiekunka.

Ale przyznaje, że pierwszy ich kontakt z teatrem nie zapowiadał sukcesu.

- Problemem okazały się efekty 3D. Pies widzi inaczej niż człowiek i efekt trójwymiaru go przeraża. Nie rozumie, dlaczego płynie na niego orka albo przewraca się bom na żaglowcu. Bały się maszyny puszczającej dym i efektów pirotechnicznych. Ale z czasem się otrzaskały. W sumie spędzają na scenie 35 minut siedząc albo leżąc, a kiedy kończy się ich rola, często nie mają ochoty zejść ze sceny.

Psy pokazują się na scenie dwukrotnie: najpierw w domu rodziny Darling, potem jeszcze raz, gdy pan Darling (w tej roli na zmianę Rafał Ostrowski i Tomasz Więcek) przywiązuje psa do ulicznej latarni.

Na trzeciej próbie generalnej nie wiadomo dlaczego latarnia nie została przytwierdzona do sceny i kiedy pies ją pociągnął, spadła mu na ogon. - Tak się wystraszył, że o mało nie wpadł z latarnią do orkiestronu - mówi Barbara Blacharska. - Od tej pory przed każdym spektaklem dwa razy sprawdzamy przymocowanie.

Niedawno w czasie antraktu pani Barbara na chwilę pokazała się z psem we foyer, gdzie miała spotkać znajomych. Podbiegł kilkuletni chłopiec, żeby zrobić sobie zdjęcie z psem. - Marzyłem o selfie ze znanym aktorem!

--

Na zdjęciu: "Piotruś Pan", Teatr Muzyczny, Gdynia

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji