Artykuły

Ludzie filmu i teatru o Danucie Szaflarskiej

Danuta Szaflarska, nazywana pierwszą amantką powojennej kinematografii, zmarła w niedzielę w wieku 102 lat.

Łukaszewicz: Jej obecność była darem

- Danuta Szaflarska pozostała na nieboskłonie gwiazd polskiego teatru, filmu i telewizji do końca życia. To fenomen. Świadczy to o niezwykłej wirtuozerii warsztatu, który opanowała w sposób zdumiewający, ale także człowieczeństwie, które zachowała, i - w opozycji do wielu artystek, które dodają sobie pewnej aury, zapożyczając ją z ról, które grają - zachowała swoją naturalność, prostotę. Zachowała siebie - powiedział Olgierd Łukaszewicz, prezes ZASP - Stowarzyszenia Polskich Artystów Teatru, Filmu, Radia i Telewizji.

Zaznaczył, że szczególnie wyraziście cechy te widoczne były w filmach Doroty Kędzierzawskiej, "Inny Świat" i "Pora Umierać". - Szaflarska opowiada o swym dzieciństwie, o tym, w jakich warunkach przyszła na świat - podkreślił. Dodał, że aktorka była przychylna młodym pokoleniom artystów teatralnych, dopiero rozpoczynających kariery.

Jak podkreślił, Szaflarska "była ciepłą osobą, krytyczną i suwerenną w sądach. Potrafiła wyraźnie dystansować się od fałszu, zakłamania". - Uczyła nas fachu, rzemiosła, zwykłości w tym rzemiośle i tego, byśmy byli jak najdalej od tego, by tytułować ją tytułami w rodzaju "królowej". Jej obecność wśród nas była darem. Uczyła, jak można połączyć prostotę z zawodem, który żyje ze sztuczności. Potrafiła wykreować coś, co było sztuką, ale jednocześnie pozostawało lekkie, proste, klarowne, ze świadomością tematu i struktury - dodał.

Łukaszewicz przypomniał, że aktorka pochodziła z biednej rodziny. - Opowiadała, że poznała (...) buty dopiero w 10. roku życia.

Jak mówił, aktorka wspominała często swoje doświadczenie z czasów powstania warszawskiego, np. to, że suszyła pieluchy przy ogniu palących się budynków.

Jego zdaniem grała w sposób wyrafinowany, z niezwykłą kulturą słowa. - Pozostała w zawodzie, w którym odnajdywała szansę swojej wypowiedzi, choćby w najmniejszej roli"- zauważył Łukaszewicz.

- Marzyło nam się, by otrzymała rekord Guinnessa. Złożyliśmy nawet odpowiednie formularze, ale spóźniliśmy się o parę miesięcy. Liczyliśmy, że komisja Guinnessa zobaczy ją jeszcze na scenie, ale niestety nie wróciła już do występów - mówił.

***

Majcherek: Była wielką aktorką, ale nie dawała tego do zrozumienia

- Była wielką aktorką, ale nie dawała tego do zrozumienia wszystkim naokoło. Opinie o niej - jako o wielkiej aktorce - wynikały z oceny widzów - powiedział PAP krytyk teatralny Wojciech Majcherek, wspominając zmarłą w niedzielę aktorkę Danutę Szaflarską.

- Szaflarska była fenomenem. Myślę, że zadecydował o tym nie tylko fakt, że dożyła tak pięknego wieku i bardzo długo pracowała na scenie - przecież jeszcze w zeszłym roku była szykowana premiera w Teatrze Żydowskim w Warszawie "Sklepu przy głównej ulicy", według scenariusza słynnego, nagrodzonego Oscarem, filmu, w którym kiedyś grała Ida Kamińska. Danuta Szaflarska miała tę rolę zagrać, ale z powodu choroby premiera została odłożona. Na fenomen Szaflarskiej złożyły się jej cechy osobowościowe w połączeniu z jej umiejętnościami aktorskimi - powiedział Wojciech Majcherek.

Jak przypomniał, aktorka "popularność zyskała już dzięki swemu pierwszemu filmowi pt. "Zakazane piosenki" (1946). Zbiegło się w nim to, co w niej najpiękniejsze - jej osobowość, temperament, naturalność i uroda, z jej nieprzeciętnymi umiejętnościami aktorskimi".

Nawiązał także do filmowych biografii aktorki, wyreżyserowanych przez Dorotę Kędzierzawską, w których Danuta Szaflarska opowiada o swoim życiu. - Mówi przede wszystkim o czasach dzieciństwa, młodości - zauważył Majcherek. - Film kończy się w chwili, gdy dostaje rolę w "Zakazanych piosenkach". Jej powojenna praca została przez nią odłożona na bok. Wynikało to być może z tego, że Szaflarska miała dystans do zawodu, który uprawiała. Była wielką aktorką, ale nie dawała tego do zrozumienia wszystkim naokoło. Opinie o niej - jako o wielkiej aktorce - wynikały z oceny widzów, krytyków, ludzi teatru i filmu, którzy z nią współpracowali. Nie robiła wokół siebie szumu, nie zachowywała się jak gwiazda - wskazał.

- Koleje jej kariery nie były proste. Były czasy, gdy pozostawała na marginesie. Jej artystyczne odrodzenie nastąpiło w latach 90., gdy najpierw odkrył ją ponownie film, a potem powróciła do teatru, do TR Warszawa Grzegorza Jarzyny, gdzie zagrała jedną ze swoich wspaniałych ról w sztuce Doroty Masłowskiej "Między nami dobrze jest". Grała też w Teatrze Narodowym. To był jej wielki powrót na scenę, ale zrobiła to wszystko w sposób zupełnie naturalny, niewymuszony. Niestety, nadszedł moment, kiedy musiała się pożegnać, ale w jej przypadku wspaniałe jest, że tak wiele ciepłych uczuć towarzyszyło jej życiu do samego końca - zaznaczył krytyk.

***

Jarzyna: Szaflarska była aktorką totalną

Danuta Szaflarska była aktorką totalną. Całkowicie oddana i skupiona na sprawie. Wnosiła do zespołu teatralnego świadomość tradycji i pewnego etosu. Nigdy nie demonizowała przyszłości - wspominał zmarłą w niedzielę aktorkę reżyser teatralny Grzegorz Jarzyna.

- Jako człowiek była fenomenem. Przekraczała granice swojego wieku, czas dla niej nie istniał. Była niewzruszona wobec tego, jak potraktował ją los. Była wobec tego ironiczna. Uwielbialiśmy jej cięty humor i opowieści z drugiej wojny światowej. Zawsze opowiadała o najstraszniejszych rzeczach z dystansu. To nas wciągało w prawdziwy, nieustraszony wir życia. Zawsze miała dobry humor, a jak ktoś odpadał, to przypominała mu, że ból i cierpienie jest tylko w naszym mózgu i możemy nad tym zapanować - powiedział reżyser.

Jarzyna w rozmowie z PAP podkreślił także, że Szaflarska wniosła do zespołu TR Warszawa (dawniej Teatr Rozmaitości - red.), prócz wielkiego serca i wrażliwości, także "artystyczną energię oraz świadomość tradycji i pewnego etosu". - Przypomniała nam o wadze i wartości tego, co robi się w teatrze. Podnosiła stawkę teatru. Potwierdzała istotność zawodu aktora i przypominała aktorom o pełnionej przez nich misji - mówił reżyser.

- Dzisiaj myślimy, że mamy w stosunku do widza pewną odpowiedzialność. Szaflarska przypominała nam, że tak samo było przed wojną. Umiejscawiała nas w pewnym ciągu. Odwoływała się do tradycji, łączyła nas z nią - dodał.

Pytany o to, jak się z nią pracowało, Jarzyna odpowiedział, że aktorka zawsze jako pierwsza umiała tekst. - Była nienagannie przygotowana do roli, nawet jak miała sto lat. Była niezwykle skupiona na pracy, zwrócona w stronę najważniejszych pytań. To nie była aktorka, która zawracała głowę sobą i swoimi problemami - wspominał.

-Podnosiła poziom prób. To miało szczególnie duże znaczenie dla młodych aktorów. Była całkowicie oddaną i skupioną na sprawie aktorką. Była totalna - podkreślił.

Szaflarska - mówił Jarzyna - nigdy nie narzekała, nawet gdy już nie mogła chodzić. - Gdy pracowaliśmy nad "Między nami dobrze jest" wszyscy ją przekonywaliśmy, żeby usiadła na wózku inwalidzkim. W końcu nam uległa, ale podczas owacji wstała i przeszła się w stronę widzów. Miała ogromną siłę witalną, wielką wiarę w życie - dodał.

- Można powiedzieć, że sztuka "Między nami dobrze jest" gdzieś podświadomie była napisana specjalnie dla niej. To była jej historia - mówił Jarzyna, odnosząc się do słynnego, wspólnie zrobionego - potem zekranizowanego - spektaklu. - Szaflarska miała mniej niż 30 lat, gdy brała udział w powstaniu. Rozumiała wszystkie "głodne kawałki", które w swoim dramacie zawarła Dorota Masłowska. Tłumaczyła nam niektóre obrazy. W tekście Masłowskiej pojawiło się np. określenie "płonący rower". Szaflarska opowiadała, jak bomba rozwaliła dom na pół. Zobaczyła wtedy w przekroju wszystkie kondygnacje, kolejne pokoje. Dom się powoli palił, podłoga się zapadała. Powoli przesuwał się dziecięcy rowerek, który potem wyskoczył z drugiego piętra - opowiadał.

Aktorka opowiadając o wojnie, jak podkreślił reżyser, zachowywała ironię i dystans, "bo miała w głowie obrazy umierających dookoła ludzi i jednocześnie jakąś inną wartość, która pozwalała jej wierzyć w to, że życie jest gdzie indziej niż tam, na bruku". - Wojna dla niej i dla jej pokolenia była zawsze w tle. Często śpiewała piosenki albo opowiadała, jak się dziwili, całowali, kochali - dodał.

***

Kołodyński: Śmierć Danuty Szaflarskiej to zamknięcie pewnej epoki

Śmierć Danuty Szaflarskiej to zamknięcie pewnej epoki, epoki klasycznego aktorstwa - powiedział w rozmowie z PAP Andrzej Kołodyński, redaktor naczelny miesięcznika "Kino". Jego zdaniem zmarła w niedzielę aktorka "wykorzystała swoje stulecie w sposób znakomity".

- Patrzę na dorobek Danuty Szaflarskiej od strony filmowej. Miała bardzo bogatą, bardzo ciekawą karierę. Jej śmierć to zamknięcie pewnej epoki - powiedział PAP Kołodyński.

Jak wyjaśnił, śmierć Szaflarskiej kończy epokę klasycznego aktorstwa. - To aktorstwo narodziło się przed wojną. Szaflarska była ze szkoły wileńskiej, ten styl gry - umówmy się, że nie supernowoczesny - z nią pozostał. Teraz modnie jest mieć do roli dystans i ironiczny stosunek. Czasami to bardzo udane i ciekawe. Szaflarska jednak identyfikowała się z postacią, nadawała jej własne rysy, własne cechy. Swoją postać, swój charakter przenosiła na ekran - dodał.

Podkreślił także, że teatralny dorobek Szaflarskiej (aktorka miała na koncie około stu ról teatralnych - red.) jest na tyle szeroki, że trudno znaleźć kogoś, kto byłby w stanie mówić o nim jako o całości. - Znam tylko niektóre z tych ról. Role filmowe to z kolei historia całego powojennego kina polskiego. Jej kariera ujmuje to w całości - mówił. Jak mówił, zaczęło się od filmów "Zakazane piosenki" i "Skarb".

Jego zdaniem aktorka ponownie rozkwitła - "co jest pewnym paradoksem" - koło siedemdziesiątki. - Wtedy Danuta Szaflarska zagrała swoje najbardziej dojrzałe role - np. te w "Żółtym szaliku", "Pora umierać". Szaflarska w tych filmach praktycznie nie schodzi z ekranu, więc patrzy się intensywnie na każdy jej ruch, sposób patrzenia na widza oraz niby ograniczoną, a jednak fascynującą, mimikę. Wspominam to ogromnie ciepło - wspominał. - Te role zostały w historii kina polskiego. (...) To najcenniejszy aktorski dorobek polskiego kina, który znalazł się na ekranie - ocenił.

Kołodyński wspominał także ostatnią rolę filmową Szaflarskiej. Przed trzema laty aktorka zagrała w "Między nami dobrze jest", w przeniesionym na ekran spektaklu Grzegorza Jarzyny. - Szaflarska wjeżdża tam na wózku, ale ma tę wspaniałą twarz i żywe spojrzenie, które zawsze robiło ogromne wrażenie - przypomniał.

- Wydawało się, że zawsze będzie. Do Szaflarskiej zawsze mogliśmy się odwołać. Odeszła w pięknym wieku. Wykorzystała swoje stulecie na ekranie w sposób znakomity. Jej role, nawet epizodyczne, to coś niezwykle plastycznego, co mocno zapada w pamięci. Była aktorką obdarzona szczególną osobowością, która zawsze błyszczała na ekranie - skomentował.

Kołodyński pytany o to, czy Szaflarska z czasem, wraz z kolejnymi rolami, się zmieniała, podkreślił, że "ona właściwie zawsze grała siebie". - Jej ewolucja w wyglądzie i sposobie budowania roli, która się stała, była tylko pogłębieniem jej własnej osobowości. Ona nie zmieniała twarzy, nie zmieniała masek i nie stawała się kimś innym. Cały czas była rozpoznawalną Danutą Szaflarską - powiedział. - Grała siebie, ale jej role były różne. Zmieniała co najwyżej kostiumy, flirtowała w ten sposób z widzami - dodał.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji