Artykuły

Brr, tralala, buum, ta-rrrum dźźźwięk, melodią przeplatany szum...

"Soundwork" w reż. Wojciecha Blecharza w TR Warszawa. Pisze Karolina Korab w Teatrze dla Was.

Muzyka współczesna - to nie do słuchania

...nie tylko.

Brr, tralala, buum, ta-rrrum dźźźwięk, melodią przeplatany szum...

Jestem zauroczona spektaklem "Soundwork", dlatego recenzję zaczęłam pisać już tuż po wyjściu ze spektaklu. Spektaklu? Może performance'u? Koncertu? Muzykowania?

Co mianowicie działo się na scenie? Byli ludzie, ośmioro aktorów, były przedmioty: jakieś śmieci, kieliszki, folie, kawałki blachy, cymbały, gongi, były flaszki, zawsze pełne... dźwięku. Powietrze wibrowało w rytm pocierania i szarpania materii, wydawało brzdęk, a brzdęk jak brzmienie, i dalej w kierunku rytmu, do taktu... bach! Jak daleko kakofonii do polifonii? Czy dźwięk to zgodnie z zasadami teorii muzyki harmonia? Czy też w obliczu awangardy XX w. można już oficjalnie definicję poszerzyć? Czy w ogóle potrzebujemy definicji?

No właśnie. Niby żyjemy w czasach wolności twórczej większej niż kiedyś (wydawałoby się, że mniej ograniczonej sztywnością zasad), a jednak czy w dobie internetu sztuka muzykowania... WSPÓLNEGO muzykowania, nie zanika? Pamiętam, że jeszcze moja babcia doświadczyła wspólnych, domowych koncertów na wiejskie skrzypeczki, kwartetu z wolnej ręki grającego dla czystej przyjemności. Bez oczekiwania zapłaty, sławy, bez przymusu, bez szkoły... a jednak z sercem. I sensem. Czasem zastanawiam się, gdzie przepadł ten duch, czy może spłonął w piecu razem ze skrzypcami pewnego chłodnego, wiejskiego popołudnia? Czy wyblakł razem ze starym obrazem wsi spokojnej i wesołej? Czy takie granie istnieje gdzieś w mieście i tylko ja go nie słyszę? Nie wątpię, że tak jest w istocie. Tylko czy nie jest ono statystycznie osamotnione?

Dźwięk się rozchodzi, a z czasem zanika.

Z technicznego punktu widzenia dźwięk jest falą drgań akustycznych. Te zaś są zaburzeniem gęstości (i ciśnienia) w postaci fali podłużnej. Dźwięk zatem, w przeciwieństwie do światła, NIE ROZEJDZIE SIĘ W PRÓŻNI. Niczym wirus, do zaistnienia wymaga innych cząsteczek, które wprawia w drgania, by za chwilę wygasnąć i ustąpić miejsca ciszy. Czasem zaś wpadnie w ucho, zarazi, i rezonuje tam przez dłuższy czas...

Określamy różnorakie dźwięku własności:

- Wysokość /częstotliwość - im wyższa, tym dźwięk odbieramy jako wyższy. Ucho ludzkie jest czułe na skalę wysokości ~16Hz-20kHz. Najniższe fale słyszalne mają więc długość ~17 m, najwyższe ~ 17 cm.

- Głośność (amplituda), średnia wartość energii przepływającej w jednostce czasu (1 s) przez jednostkowe pole powierzchni (1 m2), rośnie proporcjonalnie, im wyższa amplituda, tym jako głośniejszy odbieramy dźwięk.

- Czas trwania: zależy od czasu, w jakim instrument produkuje dany dźwięk. Dla wielu instrumentów zależy tylko od grającego; w innych jest ograniczony konstrukcją instrumentu.

- Jasność, czyli jak dużo szmeru towarzyszy melodii.

- Barwę związaną z szeregiem alikwot dźwięku. To one sprawiają, że dźwięk C zagrany na pianinie brzmi inaczej niż ten zagrany na skrzypcach. Alikwoty to poszczególne składowe dźwięku (układające się w szereg harmoniczny*).

Prędkość rozchodzenia się dźwięku jest zależna od ośrodka. W powietrzu wynosi 331,3 m/s. Im większa gęstość ośrodka, tym prędkość wzrasta. W czystym tlenie maleje o kilka % i wynosi 317 m/s, by w żelazie osiągnąć ponad 5000.

Najważniejsze są wrażenia słuchowe. Ocena jest koniec końców subiektywna z natury. Czuję się jednak w powinności nadmienić tu, że amplituda spektaklu jest niekiedy wysoka, a światło stroboskopowe migocze.

Co do atmosfery wydarzenia - skojarzeniem moim był film Lenny'ego Abrahamsona pt. "Frank". Pobieżnie, film jest zapisem zmagań z nagraniem płyty (nieco hipsterskiej) grupy eksperymentalistów. Nie zamierzam się tu rozwodzić nad obrazem, który zresztą widziałam dawno temu. Jeżeli tytuł jest komuś znany, atmosfera "Soundworku" jest w mojej ocenie nieco podobna, choć mniej "hipsterska" (jeśli hipsterstwo jest tu jakąś wartością skalarną...). Kiedy rozważam spektakl, przychodzi mi na myśl jedno słowo - wyrafinowany. Czy słusznie, pozostawiam indywidualnej ocenie każdego, kto miał okazję się przekonać.

Dziękuję. Może moja opinia jest przejaskrawiona jak ultrafioletowe światło użyte podczas spektaklu, ale nie żartuję. Ten spektakl jest odpowiedzią na pytanie, co to znaczy być muzykalnym. Oczywiście niepełną, nie mogę tak orzec, bo zawsze można się czepiać. Czegoś. Ale to inni, nie ja. Ja daję się ponieść fali dźwiękowej. Niestety, zaaferowana namacalną obecnością Thereminu zapomniałam zapytać o wrażenia innych uczestników spektaklu. Szkoda. Mam nadzieję, że tak jak ja nie zawiedli się.

Brr, tralala, buum, ta-rrrum dźźźwięk, melodią przeplatany szum. Coś ci się zbije, zawodzi, pstryka? To nie wypadek, to muzyka.

Jak daleko kakofonii do polifonii? Czy dźwięk to zgodnie z zasadą teorii muzyki harmonia, czy też w obliczu awangardy XX w. można już oficjalnie definicji zaniechać? Przekonajmy się. Zagrajmy**.

"Soundwork" to dobry/dopiero początek.

*Z szeregiem harmonicznym dźwięku C można zapoznać się bliżej podczas spektaklu.

**Szczerze namawiam do eksperymentów w duchu DIY!

Spektakl "Soundwork" do obejrzenia koniecznie w TR WARSZAWA.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji