Artykuły

Plastikowe róże

Tomasz Dutkiewicz, reżyser trzydziestoletni, pisze w programie: "Tacy byliśmy to spektakl zrodzony z (...) nostalgii za światem z fotografii moich Rodziców (...) Śmiech, taniec i pocałunki - to był cały ich świat i obietnica szczęścia".

Ciekawe, że dzisiaj - w czasach pseudofilozofii, pseudogłębi i ogólnego przyspieszenia, szukamy siebie właśnie w przebojach lat pięćdziesiątych. Ale czy wszystkie te Hoteliki pod różami, Moje pierwsze bale i Klipsy w jakiś zwykły sposób nie opisują... tęsknoty? To nad nią zastanawia się Dutkiewicz, a z nim śpiewające panie i panowie z Teatru im. Ludwika Solskiego. Zamyślenie, sentyment pierwszych miłości, siedem czerwonych róż, korytarza mrok... Wokół było szaroburo, kwadratowo i nijako, ale to przecież nieważne.

Przestrzeń zbudowano prosto, jak w piosenkach, choć nieco innych: skrawek muru, taczki, łopata, kielnia, a nad sceną - nad nimi - transparent "Naprzód młodzieży świata" i sławny, nie kochany gołąbek, powieszony za ogon. Rzeczone inne piosenki rozlegają się chwilami z megafonów, ciężkie, zmiksowane, jakby śpiewały je chóry robotów; zaraz potem szybko milkną, bo zalewa je Cicha woda, bo "pamiętasz, sankami jechaliśmy miła" i "nim zamknę drzwi, ostatni raz pocałuj mnie". Lata 50 bez patosu, bo Dutkiewicz nie może i nie chce pamiętać, czego pamiętać nie warto.

Aktorzy śpiewają sprawnie, momentami przekraczając granice "profesjonalnego" wokalnego popisu, jaki lansowało ostatnio Metro i Edyta Górniak. Na szczęście w TAMTE piosenki wpisana jest owa idealna prostota, więc nawet nadekspresyjnie interpretowane (pełne niepotrzebnych glissand), wzruszają, rozrzewniają. Błyszczą: Ewa Cypcarz-Bogucka (czysta, wrażliwa fraza, świetne wyczucie stylu), Rafał Gralewski (mocny, pełny głos romantycznego kochanka znikąd) i Marek Kępiński; wszyscy troje balansując na granicy kiczu, bardziej niż inni wykonawcy bawią się w tamte lata, tamte czasy i konwencje. Konwencjami (kabaret, musical, tęskne, amerykańskie "torch songs") żongluje też reżyser, któremu chyba jednak brakuje pomysłu na zrytmizowanie całości spektaklu-koncertu; owszem - jest lirycznie albo komediowo, poetycko i komicznie, ale napięcia, śmiech i zaduma nie zawsze stroją się z sobą. W efekcie oglądamy brudnopis przedstawienia, które chciałoby oczarować jak album pełen pożółkłych zdjęć, opowieść Mamy o tym, że przecież kiedyś wszystko było lepsze, piękniejsze, istotniejsze.

Dutkiewicz zachwycił się sukienkami w grochy, beżowymi garniturami, pastelowymi szminkami i sztucznymi kwiatami, wyprofilowanymi ciemnymi okularami i parasolkami. Każda piosenka jest więc lepszym (Cicha woda) czy gorszym (Pierwszy siwy włos) teledyskiem, jednak pojawiający się raz po raz leitmotiv "czy ty wiesz, co to jest, bo ja nie" - w zamierzeniu dramaturgiczne spoiwo całości - staje się zaledwie trywialnym "przerywnikiem", a szkoda, bo przecież mógłby pełnić nieco znaczniejszą funkcję: dotykać irracjonalnych lęków tamtych młodych.

Tacy byliśmy, śpiewaliśmy urokliwe piosenki, świeciło słońce i zawsze pachniały nam róże - rozmarzył się Tomasz Dutkiewicz. Wtedy tęskniło się za czymś bardziej, mocniej niż teraz. Nie nazwaną pozostanie istota uroku starych piosenek i naszych nieustannych do nich powrotów. Bo wracamy nawet wówczas, kiedy ich tajemnica jawi się nieco banalnie - tak jak w spektaklu tarnowskiego teatru. "To spektakl zrodzony z zazdrości" - deklaruje reżyser, a nam się wydaje, że w tej zazdrości nie dość szaleństwa i ognia. Ale też, jako się rzekło, inne mamy dziś czasy...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji