Artykuły

Zło i namiętności pozostają takie same

"Tartuffe albo Szalbierz" w reż. Jacquesa Lassalle'a w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Jacek Wakar w Życiu Warszawy.

Jacques Lassalle czyni z "Tartuffe'a" Moliera przypowieść o poszukiwaniu światła w świecie okrytym wiecznym cieniem. Wielki teatr pozbawiony szczęśliwego zakończenia.

Orgon (Jerzy Radziwiłowicz) powraca do domu w rozwianym płaszczu i kapeluszu z szerokim rondem. Kim jest? Może nawróconym grzesznikiem, może próbuje zacząć nowe życie. Niegdyś, z twarzą pokrytą wiecznym smutkiem, Radziwiłowicz grał w spektaklu Jerzego Grzegorzewskiego Don Juana. Dzisiaj mam wrażenie, że tamten dawny bohater, świadomy bankructwa powrócił i bez wiary w sukces stara się przywrócić sprawom właściwy porządek.

Szukając drogi

W domu Orgona trwa gra pozorów. Śmiech, udawana beztroska. Słowa starej Pani Pernelle (Anna Chodakowska), oskarżającej każdego o wszelkie bezeceństwa, trafiają w próżnię. Zresztą i ona z twarzą maską pokrytą białym makijażem przypomina nie człowieka, a potwora. Jeżdżąc na wózku, pogania służącą, okładając ją nawet na chwilę niewypuszczanym z ręki różańcem.

Scenograf Dorota Kołodyńska buduje na deskach Teatru Narodowego nieskazitelne wnętrze. Ograniczone wielkimi drewnianymi ścianami niemal przez cały czas pogrążone w półmroku. Czasem ciemną strukturę drewna rozświetlą przebłyski z okien albo ostry snop reflektora wyłuska z cienia postaci.

Scena ciemna i prawie pusta. Tylko kilka ozdobnych krzeseł z epoki jako znak czasu, niepodważalny skrót myślowy. Choć bohaterowie noszą historyczne stroje, ta opowieść mogłaby zdarzyć się zawsze. Moc zła, obłudy, namiętności zostaje taka sama.

Lekkość i rozpacz

Wielka rola Jerzego Radziwiłowicza podpowiada zapewne najważniejszy z tematów przedstawienia. Dawny Don Juan uwierzył wbrew wszystkim i w tej wierze stał się śmieszny. Jego upadek, przecież od pierwszej chwili nieuchronny, boli jak wszyscy diabli. Bo przegrał nie tylko Orgon, choć i Tartuffe jest pokonany. Przegrał świat, bo jest skazany na wieczną powtarzalność Tartuffe'ów i Orgonów. I tak do końca, bez szans na rozwiązanie.

Radziwiłowicz gra Orgona z lekkością podszytą rozpaczą i taki jest cały ten spektakl. Francuski reżyser Jacques Lassalle, były dyrektor Comedie Francaise, który gościnnie pokazywał na scenie Narodowego Molierowskich "Don Juana" i "Mizantropa" (w obu role tytułowe grał Andrzej Seweryn), znów trafia w ton idealnej równowagi. W programie pisze, że w Warszawie przypomniano mu, iż u Moliera "śmiech ma tajemnicze pierwszeństwo nad pokusą buntu i łez". To prawda, w jego widowisku śmiech, wzmocniony nieoczekiwanie brzmieniem utworu w nowym genialnym tłumaczeniu Radziwiłowicza, rozlega się dość często. Jednak rzadko w teatrze słychać śmiech tak okrutny. Pod nim są rozpacz i zagubienie. I od nich nie ma ucieczki.

Gracz doskonały

Pod elegancją sukien i fraków czai się u Moliera brutalność. Trzeba widzieć Danutę Stenkę w roli Elmiry, jak w imię obnażenia prawdy uwodzi Tartuffe'a (Wojciech Malajkat). Scena na stole, niemal erotyczna, ma w sobie więcej ostrości niż wszystkie ekscesy brutalistów.

Jeszcze fenomenalny Malajkat - bezwzględny wobec siebie jako gracz doskonały, obłudnik wszystkich epok. Wspaniała, monstrualna Chodakowska, giętki rezoner Kleant Jacka Mikołajczaka, który potokiem słów pokrywa pustkę świata, pełen pasji Damis Marcina Przybylskiego, przebiegła, ale w chwilach najwyższego napięcia osamotniona Doryna Beaty Ścibakówny. Wymieniam niektórych, ale kłaniam się wszystkim aktorom. Przedstawienie Lassalle'a przywraca wiarę w teatr jako sztukę zespołu. "Tartuffe albo Szalbierz". Teatr mocny, czysty, dotkliwy. Jak ostrze noża. Dla mnie arcydzieło.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji