Artykuły

Joanna Szczepkowska: Część mojego ciała zagrała w Klątwie

Podczas premiery "Klątwy" opiekowałam się na Mazurach małym dzieckiem i naprawdę daleko mi było do spraw teatru. Od czasu do czasu dzwonili dziennikarze z prośbą o wypowiedź, a ja konsekwentnie odmawiałam, mówiąc, że nie mogę się wypowiadać o czymś, czego nie widziałam - pisze Joanna Szczepkowska w Rzeczpospolitej.

Przypominam sobie, jak w czasie programu TVP Kultura odbyła się dyskusja między mną a Janem Klatą, który zarzucił mi, że pisałam o jego spektaklu, którego nie widziałam. "Ależ widziałam" - taka była moja odpowiedź, którą w montażu po prostu wycięto. Odmawiałam komentarzy, dopóki jeden z dziennikarzy nie powiedział: - Jak to nie było pani na "Klątwie"? Ja byłem, widziałem i pani tam też była. Okazuje się, że nie tyle ja, ile fragment mnie, ten, który w niewielkiej części pokazałam, improwizując podczas spektaklu Krystiana Lupy. Muszę powiedzieć, ze Teatr Powszechny jakoś szczególnie upodobał sobie tę część mojego ciała, bo występuje ona już w drugim spektaklu. Chyba jednak obaj reżyserzy odnoszą się do czegoś, czego nie widzieli, bo w obu inscenizacjach mały kawałek ciała urasta do całości. Wielu widzów tego pierwszego spektaklu radziło mi też, żebym zażądała honorarium za swój tekst wykorzystany tam w całości, ale uznałam, że szkoda na to czasu.

Po telefonie od dziennikarza zajrzałam do recenzji i natknęłam się na tekst pani Kyzioł w "Polityce", gdzie szeroko rozprawia się z "gołym tyłkiem Szczepkowskiej". Jak się okazuje, występuję w "Klątwie" jako jedna z prowokatorek teatralnych, razem z Golgotą Picnic i aktorami pornograficznymi ze "Śmierci i dziewczyny" z Wrocławia. Według recenzentki łączy nas chęć przypodobania się nieteatralnemu widzowi. Konia z rzędem temu, kto zrozumie, jak ja się mam do Golgoty Picnic i jak pokazując pośladki, można się przypodobać komuś, kto się nie zna na teatrze. Tak czy inaczej, chcąc nie chcąc, jestem na "Klątwie" w Powszechnym obecna i będę tam póki spektakl będzie grany. To upoważnia mnie do zabrania głosu.

Z trudem, patrząc na piękne jeziora, przekopałam się przez recenzje, rezolucje i sprostowania dotyczące tego spektaklu. Zaskoczenia nie było. Lewica się zachwyca, prawica oburza. Ja na ten spektakl nie pójdę z prostego powodu. Nie mogę, naprawdę już nie mogę patrzeć na skandalizowanie za pomocą seksu. Nie oburza mnie to, nie prowokuje, nie żenuje, tylko po prostu śmiertelnie nudzi. Od lat jako widz i jako juror jestem na scenie świadkiem ruchów kopulacyjnych, łapania się w kroczu i czułości wobec własnych genitaliów. Maniakalne skupienie się na tych organach jest klasyfikowane jako choroba. I tak to widzę, gdy słyszę, skąd wyjmowana jest watykańska flaga, co postrzegane jest jako postponowanie świętej dla wielu figury. Nie wiem, dlaczego teatr ma służyć do obrażania, ale wiem, że ważkie społecznie tematy da się podejmować, operując innym językiem. Inny język daje szanse na debatę, o której tak dużo mówią amatorzy "Klątwy". To, co widzimy obecnie, trudno nazwać. Debata może być wtedy, gdy się rozmawia, a nie wrzeszczy. Debata jest skuteczna, jeśli o drastycznych sprawach mówi się językiem zrozumiałym dla obu stron.

Po lekturze tekstów o "Klątwie" mam kilka pytań. Jej twórcy piszą, że zależało im na dopuszczeniu do wypowiedzi tych, którzy zazwyczaj nie mają odwagi wyrażania swojego zdania we współczesnej Polsce, czyli osób o odmiennym światopoglądzie niż narodowy i katolicki. Uprzejmie więc proszę o podanie przykładów spektakli katolickich, jakie odbyły się na scenach polskich po 1989 roku.

"Należy również pamiętać, że tego, co pokazywane jest w ramach przedstawienia teatralnego, nie można traktować jako działań czy zdarzeń dziejących się rzeczywiście" - podkreślają. Proszę więc o wyjaśnienie, czym jest teatr właśnie, jeśli nie rzeczywistym aktem dziejącym się tu i teraz. Jaki sens ma "poruszanie publiczności do głębi", jeśli spektakl dotyczy rzeczywistości fikcyjnej. W teatrze nie powinno się niczego odwoływać, ponieważ teatr stanowi płaszczyznę eksperymentu i błędu, w ramach której można pozwolić sobie na wiele nieporozumień i na bezustanne podejmowanie ryzyka.

Naprawdę serdecznie dziękuję za poparcie moralne mojego eksperymentu w trakcie premiery Krystiana Lupy. Proszę mi tylko wyjaśnić, dlaczego lewica teatralna nazwała to "zbrodnią" i czemu nikt nie protestował, kiedy po podjęciu przeze mnie ryzyka usunięto mnie ze spektaklu. A może powiedzmy jasno - prawo do skandalizowania i bezkompromisowego wyrażania własnych uczuć mają środowiska skrajnie lewicowe, bez względu na to, czy są przy władzy, czy nie. A, gdy to już powiemy, powietrze będzie nareszcie oczyszczone.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji