Artykuły

Mr. Gaga tańczy

Mr. Gaga to Ohad Naharin, wtedy początkujący tancerz, któremu kilka osób doradzało, by dał sobie spokój i zaczął zarabiać jako nowojorski taksówkarz, bo za coś przecież trzeba żyć. Ale on ani o tym myślał. Miał marzenie i bardzo konsekwentnie dążył do jego spełnienia - z Tomerem Heymannem, reżyserem filmu "Mr. Gaga" rozmawia Mike Urbaniak w Wysokich Obcasach, dodatku Gazety Wyborczej.

Niemal wszyscy na świecie wiedzą, kim jest Lady Gaga, nie wszyscy natomiast wiedzą, kim jest Mr. Gaga.

- Słyszałem nawet, podróżując z filmem po świecie, pytanie, czy on jest jej mężem, ale Mr. Gaga urodził się dużo wcześniej niż Lady Gaga i swoją karierę zaczął w 1986 roku. Ile ona mogła mieć wtedy lat?

To jest rok jej urodzin.

- No właśnie, a on przyleciał wówczas z Tel Awiwu do Nowego Jorku i stawiał pierwsze kroki w świecie sztuki, co nie było takie proste. Wszyscy wiemy, ilu artystów przyjeżdża codziennie do Nowego Jorku z marzeniem o wspaniałej karierze, i o niewielu z nich potem słyszymy.

Mr. Gaga to Ohad Naharin, wtedy początkujący tancerz, któremu kilka osób doradzało, by dał sobie spokój i zaczął zarabiać jako nowojorski taksówkarz, bo za coś przecież trzeba żyć. Ale on ani o tym myślał. Miał marzenie i bardzo konsekwentnie dążył do jego spełnienia.

Powiedziałbym, że radykalnie. Po odbyciu służby wojskowej idzie na przesłuchania do Batsheva Dance Company w Tel Awiwie, przyjmują go i zaraz potem wpada w oko pracującej w Batshevie żywej legendzie tańca współczesnego Marcie Graham. Ona zaprasza go do Nowego Jorku, co jest marzeniem każdego tancerza, a on po kilku miesiącach pod jej skrzydłami odchodzi.

- To się po prostu nie mieściło w głowie, żeby być wybranym przez Marthę Graham i zrezygnować z tańczenia u niej. Przecież ona była wtedy boginią! Ale Ohad szybko zdał sobie sprawę, że to nie dla niego, że chce inaczej, i szukał dalej, a wszyscy wkoło pukali się w głowę.

I wtedy propozycję współpracy składa mu inna legenda - Maurice Béjart. Nieznany nikomu tancerz dołącza do jego nowojorskiej trupy.

- Béjart to kolejne gigantyczne nazwisko świata tańca, wówczas może nawet gorętsze niż Graham, bo ona była już wtedy stara. Maurice uwielbia Ohada, tworzy nawet dla niego solo, ale ten niewdzięcznik także i jego opuszcza. Tysiące ludzi chce pracować z Maurice'em Béjartem, a Ohad Naharin po kilkunastu miesiącach rezygnuje i mówi, że to był jeden z najgorszych okresów w jego życiu, bo musiał tańczyć coś, czego nie czuje, co jest mu kompletnie obce.

I co wtedy robi?

- Znalazłem wspaniałe archiwalne nagranie z tego czasu, na którym Ohad w mieszkaniu tańczy półnagi. Sam jak palec, bez żadnej publiczności. Po prostu tańczy, eksperymentuje i szuka ruchu, który wyjdzie z niego, będzie integralny z jego duszą i ciałem. Nie chciał tańczyć choreografii, które stworzyli inni. Chciał stworzyć coś zupełnie nowego, co może być szokujące dla artystów chcących tak bardzo odnieść sukces, marzących o sławie i pieniądzach. Takie myślenie było Ohadowi obce. On nie myślał ani o kasie, ani o zadowalaniu publiczności. Myślał o nowym stylu tańca, który dzisiaj nosi nazwę gaga.

Uwielbiam ten jego radykalizm, fascynował mnie od zawsze. Jeśli chodzi o sztukę, o taniec, Ohad był zawsze bezkompromisowy. To, co stworzył przez lata, nie wynikało z żadnej kalkulacji, ale wychodziło z jego trzewi, z jego pasji, z zainteresowania ciałem, ruchem, seksualnością, ale także polityką. Dzisiaj, w czasach kiedy artyści w Izraelu, Polsce i paru innych krajach milczą, podkulają ogony, boją się ataków politycznych, radykalizm Ohada Naharina wybrzmiewa jeszcze mocniej. On się nigdy niczego nie bał.

Muszę przyznać, że zupełnie nie wiedziałem o wielkim proteście, który w 1998 roku, w 50. rocznicę powstania Izraela, wywołała odmowa wystąpienia na państwowych obchodach przez Batsheva Dance Company.

- Młodzi Izraelczycy też o tym nie wiedzą, a to było wydarzenie bez precedensu. Batsheva przygotowywała się do występu na państwowych obchodach rocznicy niepodległości, gdy po zobaczeniu próby kilku prawicowych polityków oburzyło się skąpymi strojami tancerzy. Skończyło się na tym, że Ohada o spotkanie poprosił sam prezydent Ezer Weizman, który go przekonywał, by odziać artystów w spodenki z dłuższymi nogawkami. Ostatecznie Batsheva nie wystąpiła i na drugi dzień w całym kraju wybuchły protesty w obronie wolności ekspresji artystycznej. Ohad Naharin stał się bohaterem narodowym.

Dzisiaj takie protesty trudno sobie wyobrazić.

- Masz, niestety, rację, bo dzisiaj pisze się zwykle status na Facebooku, myśląc, że sprawa jest załatwiona. A tak nie jest. Jeśli nie będziemy bronić artystów, przyjdzie potem czas na szarych obywateli. I wracając do tej sprawy sprzed niemal 20 lat, warto pamiętać nie tylko o Ohadzie, który by sobie poradził gdziekolwiek na świecie, ale także o tancerzach, bo oni akurat mogli wylądować na bruku, zostać bez pracy. Zaryzykowali kariery dla większej sprawy.

Dzisiaj - mam wrażenie - i w twoim, i w moim kraju nie dzieje się dobrze. Coraz głośniejsi są nacjonaliści, plenią się rasizm i ksenofobia. Ohad i jego tancerze pokazali, że nie należy się bać, że trzeba zabierać głos w obronie fundamentalnych wartości, które, jak się okazuje, czasami są symbolizowane przez zbyt skąpe stroje.

Tomer, ale dlaczego ty właściwie zrobiłeś film o Ohadzie Naharinie? Przecież twoje poprzednie dokumenty poza jednym - tym poświęconym izraelskiemu Bobowi Dylanowi, czyli Avivowi Geffenowi, który nakręciłeś 13 lat temu - traktują raczej o tożsamości i seksualności. Nie mówiąc już o autobiograficznych filmach, których też masz kilka na koncie. Skąd nagle pomysł na klasyczny dokument biograficzny o sławnym tancerzu i choreografie?

- Może się zdziwisz, ale poczułem, że trochę dorosłem i nie chcę już opowiadać świata przez siebie, przez swoje osobiste historie. Że teraz wyzwaniem będzie opowiadanie o innych i że muszę w końcu przestać siebie powtarzać, muszę zmienić formułę.

Jak przypuszczam, ta zmiana nie była łatwa.

- Myślałem, że zwariuję i nigdy tego filmu nie skończę. Przy poprzednich produkcjach wiedziałem mniej więcej, dokąd idę. Materiał mnie w miarę sensownie prowadził. Tym razem nieustannie zmieniałem zdanie. Na początku głównie przez Ohada, który raz mnie zachwycał, raz doprowadzał do szału, raz byliśmy blisko, raz daleko. On jest bardzo skomplikowaną postacią, w dodatku zamkniętą w sobie i nikomu o sobie nie opowiada. Przystąpiłem więc do pracy, nie wiedząc o nim nic, szczególnie o jego dzieciństwie, młodości i okresie nowojorskim. Nie muszę ci chyba mówić, że Ohad nie zamierzał mi ułatwiać zadania. Dopiero po mniej więcej czterech latach kręcenia filmu opowiedział mi o Mari Kajiwarze, swojej pierwszej żonie, wspaniałej tancerce, która zmarła na raka.

Musiałeś być przez te lata bardzo cierpliwy.

- Pamiętam, jak przyszedłem do mojego brata Baraka i powiedziałem: "Słuchaj, ja tego filmu nie zrobię. To jest po prostu niemożliwe". A on na to: "Chyba oszalałeś! Wydaliśmy już pół miliona dolarów na tę twoją fantazję o Naharinie! Musisz to skończyć!". Byłem załamany.

Ale nie zrezygnowałeś.

- Kiedy zaczynałem robić "Mr. Gagę", miałem czarne włosy, teraz mam siwe, a Barak, który - nawiasem mówiąc - ma polską żonę, większość włosów stracił. Możemy więc Ohada pozwać do sądu za te znaczące straty.

Naharin należy do tak zwanej grupy trudnej.

- I to jak! Ohad mi na przykład mówił: "Tomer, a może mnie zabij i to nakręć. Wtedy sukces będziesz miał murowany. Wszyscy napiszą o twoim filmie". Odpowiadałem: "Nie chcę cię zabić. Chcę nakręcić o tobie film, ale nie chcesz mnie dopuścić do swojego życia". I wiesz, co usłyszałem od niego? "Ale proszę bardzo. Kręć. Chcesz mnie nagrać pod prysznicem? A może jak się onanizuję? Nie ma problemu. Dla mnie to nie są sprawy intymne. Intymny jest dla mnie jedynie taniec".

I to jest sedno sprawy.

- No właśnie, taniec jest dla niego najintymniejszy i najważniejszy, a główną jego cechą jest ulotność. Dlatego Ohad nie cierpi, jak się rejestruje kamerą jego pracę. Uważa, że to jest wbrew tańcowi, że tak nie można, bo taniec, spektakl powinien zostawać tylko w głowie widzów, którzy go widzieli. Kiedyś mi powiedział wprost: "Możesz zarejestrować kamerą jakiś mój spektakl 50 razy, ale i tak do filmu musisz wybrać jakiś fragment, który potem zostanie na zawsze egzemplifikacją mojej pracy. To mnie morduje. Ty mnie mordujesz tym swoim filmem".

Kiedy poczułeś, że masz to, czego chciałeś?

- Droga była długa i wyboista. Kiedy zacząłem pracę, chciałem zrobić coś na kształt "Fame", znanego serialu z lat 80., który - jako jedyny gej w mojej rodzinnej wsi - oglądałem namiętnie. Nie będę dodawał, że pomysł okazał się głupi. Potem wymyśliłem, że muszę dać widzom coś, do czego nie mają dostępu, czyli proces tworzenia choreografii przez Ohada. Ta wersja była, niestety, atrakcyjna tylko dla tancerzy, nie szerszej widowni, a to ma być film dla każdego. Trzecia wersja opierała się głównie na tańcu, bite dwie godziny spektakularnego tańca. W niej brakowało jednak Ohada. W czwartej wersji miałem przyjaciół i współpracowników opowiadających o Naharinie. W końcu powstała piąta i ostatnia wersja, która jest mieszanką wszystkich poprzednich.

Podoba mi się w niej to, że widz sam może zdecydować, co sądzi o Ohadzie Naharinie. Nie narzucasz żadnego obrazu.

- Dziękuję ci za te słowa, bo bardzo mi na tym zależało. Znam nawet historię małżeństwa, które obejrzało film i tak się o Naharina pokłóciło, że po raz pierwszy od 24 lat spało osobno.

Dobrze, że jestem singlem.

- Czyli twojego związku film na szczęście nie rozbije.

Nie da się o Naharinie opowiedzieć bez Izraela, miejsca kluczowego dla tworzonej przez niego sztuki.

- Wątek izraelski bardzo mnie porusza, bo znajduję w nim wiele podobieństw do swojej historii. Kiedy Ohad dostał propozycję pokierowania Batsheva Dance Company, nie zdecydował się na powrót z Nowego Jorku do Tel Awiwu dla kariery, ale dlatego, że bardzo tęsknił za domem. Co jest jeszcze ciekawsze, zważywszy na to, że dzisiaj większość artystów chce z Izraela wyjechać.

Ohad mógł pracować, gdzie tylko chciał. Byłem świadkiem tego, jak dostawał propozycje od najsłynniejszych instytucji z całego świata. Mógł mieszkać w najwspanialszych miejscach i zarabiać kilkakrotnie więcej, ale chciał wrócić do swojego kraju, swojej kultury, swojego języka, do swoich korzeni, jakże fundamentalnych dla tworzonej przez niego choreografii. Ohad to przykład człowieka, który jest bardzo krytyczny wobec swojej ojczyzny, a ta krytyka wynika z wielkiej do tej ojczyzny miłości.

Widać tę miłość w filmie.

- Miłość nie tylko do kraju, ale także do kobiet i do sztuki. Rzeczywiście, dużo jest w nim miłości. Niemal tyle, ile siły do walki o spełnienie marzeń o stworzeniu tego, w co się głęboko wierzy. To jest jego wielki sukces polegający także na tym, że kiedy wkoło jest coraz więcej agresji i nienawiści, Batsheva Dance Company pozostaje ostoją wolności i otwartości. Tam tańczą wszyscy: Żydzi, Arabowie, biali, czarni i żółci, chrześcijanie, muzułmanie, buddyści i ateiści, geje i heterycy. To jest cały świat w jednym miejscu.

Ty też żyjesz i tworzysz w Izraelu, choć trzech twoich braci wyjechało do USA. Dlaczego zostałeś?

- Dlatego, że chcę nadal trzymać w ręku lusterko, w którym może się przeglądać mój kraj, moja rodzina, moi przyjaciele i ja sam. Mam niemiecki paszport, bo dziadek był niemieckim Żydem - zdążył uciec przed Zagładą. Mógłbym mieszkać w Berlinie, kosmopolitycznym mieście, ale jestem Izraelczykiem i kocham swój kraj, który mnie oczywiście też często smuci i irytuje.

Dziadek, który nigdy nie chciał opowiadać o swojej traumatycznej przeszłości, powiedział mi przed śmiercią jedną ważną rzecz: "Daj mi słowo, że jeśli usłyszysz przez otwarte okno, że na zewnątrz dzieje się coś niedobrego, że ktoś komuś robi krzywdę, nigdy tego okna nie zamkniesz, ale wyjrzysz przez nie, by sprawdzić, czy trzeba komuś pomoc. Przysięgasz?". Przysiągłem.

Berlin przed wojną był otwartym, wielobarwnym miastem, ale nagle wydarzyło się coś, co zamieniało je w scenę horroru. To samo może się wydarzyć dzisiaj wszędzie, także w Izraelu. Dlatego wolę tu być i próbować tak wpływać na rzeczywistość, żebyśmy nadal żyli w demokratycznym, świeckim i tolerancyjnym kraju.

Ohad widział film?

- Tak, i był bardzo poruszony. Podobnie jak mieszkańcy jego rodzinnego kibucu, gdzie zorganizowaliśmy pokaz. Przyszło na niego chyba tysiąc osób, coś niesamowitego. Po projekcji ktoś spytał, co Ohad myśli o filmie. Powiedział w swoim stylu, że on by zrobił zupełnie inny, co po dłuższym namyśle uznałem za komplement.

**

Tomer Heymann - ur. w 1970 r. w Kfar Yedidia, niewielkiej wsi niedaleko Netanji w Izraelu. Jest jednym z czołowych, nagradzanych na całym świecie izraelskich dokumentalistów (z bratem prowadzi The Heymann Brothers Films). 10 marca do kin wejdzie "Mr. Gaga" - dokument o światowej sławy izraelskim tancerzu i choreografie Ohadzie Naharinie

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji