Artykuły

Jan Englert: Prowokacja przez klasykę

- Im bardziej świat będzie się wirtualizował, tym większa jest szansa dla teatru żywego planu - uważa dyrektor Teatru Narodowego w Warszawie JAN ENGLERT.

Znany aktor mówi, że nic nie zastąpi teatru, w którym widz jest naocznym świadkiem procesu twórczego.

Jan Englert jest za teatrem poszukującym, ale też prowokującym. Uważa, że prawdziwa klasyka, dobrze wystawiana, niesie zawsze aktualne treści.

- Teatr bywał w niebezpieczeństwie, zwłaszcza wówczas, gdy pojawiło się kino, telewizja, a potem media cyfrowe - napisał w orędziu z okazji tegorocznego Międzynarodowego Dnia Teatru meksykański dramatopisarz Victor Hugo Rasco-Banda.

- Nowe techniki niosą zagrożenie, ale człowiek ma dość instynktu samozachowawczego, aby nie ulec bez reszty pokusie wirtualnego świata. Więcej wirtualizacji oznacza, paradoksalnie, więcej autentycznego i co za tym idzie, dojmującego teatru - uważa szef Teatru Narodowego.

Według Jana Englerta, teatr młodych reżyserów, preferujących teatr współczesny, publicystyczny, posługujący się językiem ulicy lub stylizujący klasykę - nieraz w sposób daleko odbiegający od intencji autora - nie jest w Polsce teatrem dominującym. - Widoczni są ci, na których w danej chwili nastawiamy reflektor, a snop światła pada teraz bardziej na tych właśnie twórców - mówi dyrektor Narodowego. Jan Englert mówi, że wielkim powodzeniem cieszą się spotkania z poezją; brakuje biletów na przedstawienia zrobione "po bożemu", inni z kolei preferują teatr faktu. Teatr nie ma bowiem jednego oblicza - uważa Englert.

- Żeby teraz zaistnieć, trzeba krzyczeć i prowokować. Teatr stał się bowiem elementem obrotu rynkowego, podobnie jak reżyser i aktor. Aktor stracił swoje posłannictwo. Dziś nie mówi się o nim "inżynier dusz" - podkreśla artysta. - Zawód ten, ale nie tylko ten, uległ sporej pauperyzacji. Pomieszały się pojęcia: za aktora uważa się amatora występującego w sitcomie. Prawdziwym aktorem-artystą jest jednak człowiek, który nie odzwierciedla rzeczywistości, ale ją kreuje - uważa Englert.

Widzów zawsze przyciągają do teatru znani aktorzy, także serialowi. Dyrektor teatru, który utrudnia aktorowi występy w telewizji to samobójca. Sam ubolewam, że zginąłem dla publiczności jako aktor. Mam świadomość, że po byciu dyrektorem będę musiał rynkową pozycję odbudować - mówi dyrektor Narodowego.

- Poza wszystkim, trzeba pamiętać, że aktorstwo to ciężki i wymagający, ale bardzo przyjemny zawód. To nie posłannictwo, lecz lepiej lub gorzej wykonywany zawód - dodaje. Teatr Narodowy, podobnie jak inne sfery życia, też trochę ulega rynkowi i modom - nie kreowanym przez jeden lub dwa artykuły prasowe ale modom, na które wpływa wiele czynników. Prowokacja jako sposób dotarcia do widza nieobca jest też scenie narodowej.

Jan Englert uważa, że prowokację można rozmaicie rozumieć. Prowokacją, według niego, jest obecnie klasycznie skrojony spektakl. - Dotyczy to też najnowszej premiery "Tartuffe'a" w Teatrze Narodowym. Ten spektakl jest niezwykłą prowokacją - prowokuje właśnie swoją teatralnością i rzetelnością oraz klasycznością - uważa Englert. - Młodym twórcom teatr i literatura służą często do wypromowania siebie. Mówią, że nie interesuje ich teatr, którego nie mają w sobie. Rozumiem to, ale jestem z innego pokolenia. Według mnie, to ja służę teatrowi - podkreśla dyrektor.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji