Artykuły

Nie żałuję niczego

- Proszę napisać na końcu "Je ne regrette rien" jak Edith Piaf. NIE ŻAŁUJĘ NICZEGO. Wszystko było OK. Mam życie spełnione - mówiła HANKA BIELICKA w jednym z ostatnich wywiadów.

- Pierwsza dama polskiego humoru. Symbol długowieczności, wiecznej młodości i optymizmu.

- Moja malutka, strasznie dużo komplementów powiedziałaś. Jestem uosobieniem optymizmu, ale na scenie, nie w życiu prywatnym. Nie wszystko co mówiłam na estradzie, było moimi ocenami życia, kobiecości i miłości. Wewnątrz jestem zupełnie inna i może to dobrze, że przez te długie, długie lata nie wszystko mówiłam, o czym myślę i jak oceniam.

- Z czym się pani w takim razie nie zgadza?

- Nic zgadzam się z tym women liberation za wszelką cenę. Do czego kobiety doszły? Widzicie, co się dzieje ze światem? Robi się taki nieszczęśliwy, tak potrzebujący ciepła, serdeczności. Kobiety straciły to co miały najpiękniejsze. Nie są intymne, w sekrecie nie chowają niczego. Wszystko chcą pokazać, i biust i biodra. Wszystkie chodzą na siłownię razem z chłopakami. Tam mięso, tu mięso i właściwie nie wiadomo czy to chłop czy baba. Czy to jest osiągnięcie emancypacji?

- Jest pani kobietą z charakterem. To pomaga czy przeszkadza?

- Sama pani widzi jak przeszkadza, przepraszam, że się tak wymądrzam. Ale jestem zrozpaczona. Myślę, że ten nasz wywiad będzie ostatnim wywiadem. Nic chcę już o niczym i nic mówić, bo uważam, że kobiety za dużo straciły. Zapędziły się w taki zaułek, muszą uderzyć głową w ścianę. Co będzie dalej?

- Humor to najtrudniejsza dziedzina sztuki teatralnej.

- Tak ten humor, jaki reprezentuję to perfekt satyra, a nic prawda życiowa. Aktor satyryczny takiego typu, co ja, po pierwsze powinien mieć umiar. Można żartować, ale nie ze wszystkiego. Po drugie należy ostrożnie żartować z autorytetów, nie zabierać wszystkiego, zostawiać nadzieje. Myślę też, że tym swoim humorem nic nie popsułam, nie zdeptałam żadnej sprawy i to mnie cieszy. Ludzie rozpoznając mnie, mają uśmiech na twarzy. Publiczność jest bardzo serdeczna, taka ciepła. No nie wiem czy dla wszystkich taka sama?

- Ciężko sobie pani na to zapracowała.

- Myślę, że jestem larwa w humorze. To, co we mnie było prywatne miało wpływ na to jak ja mówiłam na estradzie. Przemawiałam przez suknie z trenem, przez swoje kapelusze z piórami, woalem. Martwię się, że młodsze koleżanki nie będą miały takiego dojścia do publiczności. Wydaje mi się, że powinien się zacząć zupełnie nowy ton współżycia z widzami. Ja już pomalutku żegnam się z publicznością.

- Rola Dziuni Pietrusińskiej w "Podwieczorku przy mikrofonie" przyniosła pani największą popularność, a jednocześnie przekreśliła prawo do aktorstwa?

- Ech tam aktorstwo. Dziunia Pietrusińska to było wielkie zapotrzebowanie i wielka popularność. Tego się nie da zapomnieć. My sobie nie zdajemy sprawy, jakie olbrzymie znaczenie miało wyjście do publiczności. Opowiadał mi pewien człowiek: - My damy 5 zł, my musimy tę cholerę zobaczyć, co ona ma w tym pysku. Jak ona wygląda, to pewnie musi być wielka baba? A potem się dziwili. Ech tam, z niej taka kobitka, skąd w niej tyle siły?

- 25 lat "Podwieczorku przy mikrofonie". Trzeba mieć fenomenalną pamięć, aby tyle tekstów przygotować wierszem.

- Każdy monolog to 4 noce. W poniedziałek Brzeziński przywoził teksty, piątek generalna próba i w sobotę podwieczorek szedł na antenę.

- Wyróżniała się pani na estradzie kipiąc temperamentem. Może tylko Irena Kwiatkowska była konkurencją?

- Ech, jaka konkurencja, Irena zawsze była precyzyjna w swoim gatunku. Jeżeli były dwa monologi np. jeden przekupka, a drugi dama w przybytku rozkoszy, to wiadomo. Irena była damą, a ja przekupką. I to było zrozumiałe. Ludzie tylko tak uważali, że to jest konkurencja. 12 lat siedziałyśmy przy jednym stoliku: Kwiatkowska, Górska, Pelegrini, Korsakówna. Jak mogłyśmy się kłócić?

- Nieodłącznym atrybutem pani występów jest kapelusz. Co chciała ukryć Hanka Bielicka?

- Kochanie. Miałam słabiutkie włoski, nieciekawe uczesanie. Kiedy ten kapelusz włożyłam wydawało mi się, że byłam bardziej romantyczna, lepsze oko, mniejszy nos. Myślałam, że jestem ładniejsza. Razem z Ćwiklińską odkupywałyśmy kapelusze od żon dyplomatów. Ona miała 7 kapeluszy i ja 7 kapeluszy. "Słoma" na lato, a "filc" na jesień. Nic się nie zmieniło przez 60 lat. Tylko na scenie jeszcze pióra do góry. Ten mój kapelusz zrobił większą karierę niż ja. Gdy zbierają na dzieci, na koty, psy, to proszą, aby dać kapelusz.

- Czy Hanka Bielicka dająca tyle szczęścia i radości innym ma go również dla siebie.

- Tak. Myślę, że jutro mogłabym umrzeć i byłabym zupełnie spokojna. Uważam, że to co do mnie należało, zrobiłam. Ho, ho, najchętniej chciałabym być w Wiedniu w latach 1900. Latałabym z jednego koncertu na drugi i te romanse, pióra. Byłabym szczęśliwa, a tak nie miałam wiele z życia prywatnego.

- Pani Haneczko, jest pani po cudownym jubileuszu. 90 lat to przepiękny wiek. Czego jeszcze pragnęłaby pani?

- Jak najprędzej umrzeć. Już nie żałować. Wszystkiego mam dosyć. I Wiktorów stojących na kaloryferze, kwiatów, szuflad pełnych listów gratulacyjnych.

Proszę napisać na końcu "Je ne regrette rien" jak Edith Piaf. NIE ŻAŁUJĘ NICZEGO. Wszystko było OK. Mam życie spełnione. Tylko bardzo ostrzegam dziewczęta. Nie idźcie za daleko w tę women liberation, bo znajdziecie taką samą ścianę, od której się odbiłyście. Życie jest takie, a nie inne. Nie ma nowej epoki.

- Dziękuję za rozmowę.

- Ale mnie zmęczyłaś.

***

Rozmowę, którą publikujemy, w Nowinach przeprowadzono 10 lutego 2006 r.

To jeden z ostatnich wywiadów z Hanką Bielicką. Zmarła 9 marca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji