Artykuły

Trzy sezony Markiewicza

Dyrektor tarnowskiego Teatru im. Solskiego WOJCIECH MARKIEWICZ próbuje określić statystycznego widza swojej sceny - to byłaby chyba kobieta, w wieku około 35 lat, z wykształceniem chyba średnim lub trochę wyżej, aktywna zawodowo.

Ireneusz Kutrzuba: Dokładnie przed trzema laty napisał Pan w piśmie do prezydenta Tarnowa: "Wyrażam chęć i gotowość objęcia stanowiska dyrektora Tarnowskiego Teatru". Czy po trzech latach kierowania tarnowską sceną jest nadal chęć i gotowość?

- Dodajmy najpierw, że w tym piśmie przedstawiłem również moje dokonanie zawodowe i artystyczne, które w pewnym sensie "upoważniały" mnie do wyrażenia tej chęci i gotowości, naszkicowałem również moją wizję funkcjonowania teatru. A odpowiadając bezpośrednio na pytania: tak, nadal jest chęć i gotowość.

W tymże piśmie zarysował Pan również swoje koncepcje repertuarowe. Gdy rozmawialiśmy po roku dyrektorowania były one sukcesywnie wdrażane. Czy tak jest i po trzech latach?

- Tak, wydaje mi się, że większość pomysłów została zrealizowana. Po pierwsze, chciałem, aby dobór repertuaru wiązał się częściowo ze znanymi postaciami i miejscami w regionie. Efektem tego myślenia było "Targanie jabłek" według pochodzącego z ziemi tarnowskiej Tadeusza Nowaka, były "Sceny z Umarłej klasy", czyli nawiązanie do tarnowskich lat Tadeusza Kantora i wszystkie działania z tym związane. W ten nurt wpisują się również najnowsze plany, czyli postać Romana Brandstaettera. Sprawa druga, to wszelkie działania około-teatralne, które z jednej strony stanowią pewne uzupełnienie repertuaru, z drugiej zaś integrują różne środowiska i przyciągają je do teatru. Taki cel mają, cieszące się dużym powodzeniem, salony poezji, które już na stałe wpisały się w ' tarnowski pejzaż kulturalny, inną formą są spotkania integracyjne "Na skrzydłach po drabinie", jeszcze inną były wieczory poetycko-piosenkarskie w "Cafe Galeria". Ten ostatni cykl to również przykład wychodzenia poza teatr, docieranie do szerszego grona odbiorców. Tak było też z Kantorem, bo "Sceny..." grywaliśmy w budynku I LO. Koncepcja sceny dla szkół przełożyła się w praktyce na spektakl oparty na tekstach lana Kochanowskiego, na tekstach Mickiewicza i Słowackiego oraz "Bar Roman-tyczność", czyli trochę inne, dość nietypowe spojrzenie na twórczość Adama Mickiewicza. Marzył mi się Żeromski, ale to może w przyszłości. Myślę, że dobrze rozwija się też oferta familijna ("Pinokio", "Mała Syrenka") oraz oferta dla naszych najmłodszych widzów, którą realizujemy pod hasłem "Pogotowie baśniowe".

Gdyby miał Pan bardzo krótko podsumować trzy lata swojej kadencji w Tarnowskim Teatrze...

- Realizuję, oczywiście w miarę możliwości, nakreślony na początku kadencji program i chyba jest to dobry kierunek. Repertuar przez publiczność oceniany jest dobrze, współpraca z władzami samorządowymi układa się dobrze, mamy dobre kontakty i wzajemne zrozumienie. Udaje nam się pozyskiwać dla teatru dodatkowe fundusze z zewnątrz, co pozwala na poszerzenie oferty. Reasumując: w moim odczuciu były to dobre trzy lata, choć nie ukrywam, że niektóre rzeczy można było zrobić lepiej.

Od początku planował Pan większe "zaprzyjaźnienie'' tarnowian z teatrem, przyciągnięcie ich na widownię dobrą i zróżnicowaną ofertą. Czy widać to w teatralnych statystykach?

- Myślę, że tak, choć frekwencja na widowni kształtuje się różnie, w różnych okresach roku. Ale mamy stałą grupę widzów, która odwiedza teatr często. Został też wypracowany pozytywny wizerunek teatru, czyli postrzeganie naszej placówki jako miejsca, gdzie coś się dzieje, gdzie widz może zostać zaskoczony, gdzie panuje pewien twórczy ferment. Powiem szczerze, że nigdy nie liczyłem na pełną salę, bardziej liczyłem na to, że wyjdę z teatrem na zewnątrz. I tak się dzieje. Pamiętać też trzeba, że obecność widza w teatrze zależy również od efektywności działań organizacji widowni, ludzi zajmujących się promocją tego, co w teatrze robimy. W dzisiejszych czasach tzw. kultura wysoka musi konkurować z telewizją, kinem, w tym również kinem domowym, Internetem... A dodajmy jeszcze, że oferta kulturalna w Tarnowie, ta pozateatralna, jest całkiem spora i mieszkańcy mają w czym wybierać.

A jeżeli już wspomnieliśmy o statystykach, to chciałbym podkreślić, że bardzo cieszy mnie fakt, iż przybywa nam w sposób znaczny tzw. "wieczornych widzów". O ile w 2000 roku udział spektakli wieczornych w liczbie wszystkich spektakli stanowił 19 procent, przed trzema laty było to 21 procent, ale w ubiegłym sezonie było to już 41 procent. Na 241 spektakli zagranych wieczorem było 98. To świadczy o tym, że do teatru przychodzi świadomy widz, który z rozmysłem wybiera ten sposób spędzenia wolnego czasu.

Pozostając na chwilę przy statystyce... Czy próbował Pan nakreślić obraz statystycznego widza w Tarnowskim Teatrze?

- Przyznam, że nie próbowałem. Hmmm... To byłaby chyba kobieta, w wieku około 35 lat, z wykształceniem chyba średnim lub trochę wyżej, aktywna zawodowo... Nie, nie wiem... To trudne zadanie. Pozostańmy przy tym, że mile witamy w teatrze każdego widza, a jestem przekonany, że gdy zajrzy do nas po raz pierwszy to na pewno będzie chciał wrócić.

Zauważyć można, że teatr jest pełny podczas festiwalu Talia. Czy widzowie, którzy oglądają przedstawienia innych teatrów wracają później, aby zapoznać się z ofertą tarnowskiej sceny?

Tak, znam sporo takich przypadków. Ktoś, kto nie chodził do teatru lub chodził dawno temu wybiera się na któreś z przedstawień w ramach Talii, wchłania trochę tej teatralnej atmosferki i postanawia przyjść kolejny raz, już na nasze przedstawienie. Przy tej okazji dodam jeszcze, że Talia sporo nas uczy, stanowi dla nas pewien probierz gustów i teatralnych zainteresowań tarnowian. Staramy się to później wykorzystać w codziennej pracy. Oferta w ramach TALII jest bardzo bogata, zróżnicowana, bardzo chciałbym, aby inne teatry pojawiały się u nas z takimi spektaklami, w ramach impresariatu, przez cały sezon, ale takiego wydatku nie udźwignąłby żaden teatr. Gdy natomiast mamy festiwal, to pojawiają się dodatkowe źródła finansowania i można pokazać sporo przedstawień. Wniosek z tego, że w Tarnowie musimy zrobić drugi festiwal. Taką próbką był minionej jesieni festiwal "zaduszkowy". Pracujemy obecnie nad koncepcją i finansami, może uda nam się zrobić w przyszłym sezonie drugi, poza Talią, festiwal na wiosnę.

To kwestia przyszłości, a czym chce Pan przyciągnąć do teatru tarnowian w najbliższym czasie?

Zapraszam serdecznie na komedię kryminalną, autorstwa włoskiego aktora i dramaturga, laureata nagrody Nobla Dario Fo "Nie wszyscy złodzieje przychodzą kraść", premiera już 25 marca. Komedia ta, to niesamowicie trudne do przewidzenia i pełne barwnego komizmu perypetie par małżeńskich, które spotkały się w tym samym czasie, w tym samym miejscu. Akcja toczy się w mieszkaniu, które ma zamiar okraść złodziej. To mieszkanie bogatego, poważanego w mieście mężczyzny. Złodziej, co prawda, wcześniej upewnił się, że właściciel i jego żona przebywają poza miastem, ale nie był w stanie przewidzieć lawiny nieprawdopodobnych zdarzeń, które nastąpią, zanim dopełni dzieła. Reżyseruje Andrzej Sadowski, gwarantuję naprawdę dobrą zabawę.

Repertuar teatru kształtuje po części również rada artystyczna. Wiem, że złożył już Pan prezydentowi miasta propozycję składu personalnego nowej rady.

- Tak, przedstawiłem taki skład. Są to znakomici artyści, krytycy i ludzie teatru: Jan Polewka - scenograf i reżyser, Jerzy Bończak - aktor, Tadeusz Nyczek - krytyk i teoretyk teatru, Janusz Majcherek - krytyk, Krzysztof Miklaszewski - krytyk, aktor i reżyser. Marzy mi się również taka społeczna rada artystyczno-programowa, złożona z tarnowian, ludzi związanych z literaturą, sztuką itp. Chciałbym z udziałem tejże rady rozpocząć wielką debatę na temat kształtu tarnowskiej sceny w przyszłym sezonie, bo czeka nas wiele wyzwań, choćby jubileuszowa, dziesiąta Talia.

Niedługo Międzynarodowy Dzień Teatru. Czego z tej okazji można życzyć dyrektorowi tarnowskiej sceny?

- Może inaczej. Ponieważ to święto ludzi teatru, więc ja życzyłbym ludziom teatru tolerancji i cierpliwości. Również bardziej sprawiedliwego ferowania ocen. Teatru nie ocenia się z perspektywy jednego sezonu, teatr ocenia się z perspektywy czasu, nawet wielu lat. Artysta musi mieć szeroki horyzont i ogląd rzeczywistości nie tylko przez pryzmat własnej osoby i własnej gaży. Sobie natomiast życzyłbym wielu wiernych, związanych z naszą sceną widzów, którzy cenić będą swój teatr i często go odwiedzać. Nie ukrywam, że przydałoby się też więcej pieniędzy, aby nasz widz mógł być często zaskakiwany.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji