Artykuły

Pożegnanie (17.09.1952 - 3.03.2006). Krzysztof Kołbasiuk

Za sprawą uruchomienia wyobraźni znów będzie z nami tuż obok, pozostanie na zawsze w teatrze, na szklanym ekranie, na falach eteru, w naszych o Nim wspomnieniach - zmarłego KRZYSZTOFA KOŁBASIUKA wspomina Jadwiga Zdanowicz-Kwiatkowska.

"Umarłych wieczność dotąd trwa,

dokąd pamięcią im się płaci..."

Wisława Szymborska

Choć usiłujemy pojąć, że "wszystko przemija. Zostaje świat. I czas, który trwa", nic nie może uspokoić, osłabić dręczące pytanie: dlaczego? Czemu ta śmierć dokonała się już? Czemu zabrała kogoś, czyja obecność - dzięki wszechstronnemu talentowi - była obecnością czynną, do kogo tak nie przystaje czas przeszły?! Czemu teraz tylko za sprawą uruchomienia wyobraźni znów będzie z nami tuż obok, pozostanie na zawsze w teatrze, na szklanym ekranie, na falach eteru, w naszych o Nim wspomnieniach.

Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Warszawie ukończył z wyróżnieniem. Doświadczeń zawodowych nabierał jako nie w pełni uprawniony aktor. Rolę w sztuce Ibsena zaproponował Mu profesor Aleksander Bardini. W Teatrze Współczesnym wystąpił u boku znakomitości: Haliny Mikołajskiej, Zofii Mrozowskiej, Jana Swiderskiego i innych. Po studiach związał się z Teatrem na Woli kierowanym przez Tadeusza Łomnickiego, wybitnego aktora i pedagoga, który był dla Niego autorytetem. Zagrał w "Pierwszym dniu wolności" Leona Kruczkowskiego, "Życiu Galileusza" Bertolta Brechta, "Do piachu" Tadeusza Różewicza, dramatach Stanisława Wyspiańskiego, w przedstawieniu "Niebezpiecznie, panie Mochnacki" J. Mikke. Był aktorem renomowanych scen stołecznych: Teatru Nowego (1985-1990), Dramatycznego (1990-1996), Teatru Polskiego, gdzie w styczniu br. Odbyła się premiera kameralnego spektaklu "Przypadkowy człowiek" Yasminy Rezy. Z Jego i Grażyny Barszczewskiej udziałem. Właśnie "zagrał... brawurowo" w "Zielonej Gęsi" Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego w reżyserii Jarosława Kiliana. Partnerowała Mu m.in. Irena Kwiatkowska. Jeszcze w czwartek wieczorem 2 marca. Miał się wcielić w postać Prezesa w "Kordianie" Juliusza Słowackiego. Premiera miała się odbyć 18 marca br. Był otwarty na sztukę w jej różnych przejawach. Miał predyspozycje, by być aktorem "do oglądania", ale utrzymywał, że "zewnętrzność... stoi w pewnej opozycji do tego, co wewnątrz". Już na drugim roku studiów podjął współpracę ze Studiem Opracowań Filmów, uznając dubbing za "rodzaj pracy ważny dla aktora". "Terminował" - jak to określił - u Zofii Dybowskiej-Aleksandrowicz. Udzielał głosu setkom postaci w polskich wersjach językowych filmów zagranicznych i filmów animowanych. Nie sposób wymienić wszystkich znanych z dubbingu ról. Był pamiętnym Tomem, potem jego synem Wesleyem w "Pogodzie dla bogaczy".

Do radia trafił jako absolwent PWST. "Kochał to miejsce i myśmy Go kochali" - powiedział dyrektor Polskiego Radia Janusz Kukuła, twierdząc, że Krzysztof Kołbasiuk umiał "zagrać wszystko". Jego słowo trafiało do słuchaczy. Przybliżał im poezję, czytał powieści w odcinkach, a oni utożsamiali Go z jednym z bohaterów popularnej audycji, m.in. "W Jezioranach".

Za wybitne interpretacje, za role, Przewodniczący Komitetu ds. Radia i Telewizji w roku 1984 uhonorował Go Nagrodą I Stopnia. W roku 1993 został laureatem Złotego Mikrofonu.

Zbliżenie ze szklanym ekranem zapoczątkował serial "Daleko od szosy". Potem przyszła kolej na wiele rożnych ról. Lista byłaby długa. Krzysztof Kołbasiuk ujmował obsadą aktorską, narracją. Młodą widownię zjednał sobie jako Gniewko w "Znaku orła". W pamięci na stałe zapisał się kreacją Łukasza Zbożnego. Do serialu "Dom" puentę dopisało życie. Miłość na planie przeistoczyła się w najprawdziwsze uczucie. Zaowocowała małżeństwem z filmową Basią - aktorką. I narodzinami syna Kamila. Widzów i słuchaczy cieszyły wszystkie role Krzysztofa Kołbasiuka, nawet te, gdy pojawiał się na chwilę. On sam nigdy nie czuł się niedowartościowany, choć bywało, że okoliczności zmuszały Go do... "remontowania domów, malowania pokoi, zakładania instalacji elektrycznej ". Na dużym ekranie zagrał m.in. w "Dłużnikach śmierci", "Chichocie Pana Boga", "Sławie i chwale", "Panu Tadeuszu, "Ogniem i mieczem", "Tam i z powrotem". Wystąpił - jak wyznał - z "największymi z największych, na przykład ze Zbigniewem Zapasiewiczem czy Gustawem Holoubkiem". Współpracował ze znakomitymi dyrektorami teatrów i reżyserami, takimi jak m.in.: Ludwik Rene, Roman Polański, Adam Hanuszkiewicz, Jerzy Gruza, Zygmunt Hubner, Ignacy Gogolewski. Także jako realizator m.in. ze Studiem Miniatur, Start, Kalejdoskop, Sonica. Satysfakcję czerpał również z czynnego działania w Towarzystwie Kultury Teatralnej. Pytany o ewentualną wadę - odpowiedział: "Nie wiem, czy to wada... Gdy ktoś poprosi mnie o pomoc, nie potrafię odmówić".

W serialu "Samo życie" zagrał inżyniera z Wrocławia. W rzeczywistości w naszym mieście, bo tu mieszkał z rodziną, sposobił się do zawodu elektronika. Po latach wspominał: "... życie miało mi upłynąć pośród maszyn matematycznych, bo taką wybrałem specjalność". W szkole, do której ważne okazało się nie tylko przygotowanie do przyszłej pracy, ale też rozwijanie uzdolnień i zainteresowań. Swoiste "dzianie się" sprzyjało różnorodnym pasjom oraz aktywności młodzieży - tej z potrzeby i tej z ochoty. Potocznie to ujmując, Krzysztofa Kołbasiuka wszędzie było pełno: na lekcjach w klasie (z klasą!), z którą zawsze łączyła Go więź serdeczna, w sali gimnastycznej, na scenie teatrzyku poezji. Osiągał sukcesy w Ogólnopolskim Konkursie Recytatorskim. Z drużyną siatkarzy zdobył mistrzostwo okręgu. Tak to sam skomentował: "Uprawiałem też intensywnie sport i w sumie nie mogłem narzekać na brak emocji czy ciekawych zdarzeń". Urzekł Go nade wszystko teatr. "We Wrocławiu było wtedy kilka znakomitych scen. I przyszedł taki moment zachwytu...". Stąd decyzja, by po zdanym w 1972 roku egzaminie dojrzałości ubiegać się o przyjęcie do PWST w Warszawie. Z Elektronicznymi Zakładami Naukowymi nigdy nie zerwał kontaktu. W kwietniu 2003 r. uczestniczył w ich jubileuszu 40-lecia. Obcowanie w murach szkoły z okazji tej uroczystości, wsłuchiwanie się w strofy Wisławy Szymborskiej o wymownym tytule "Chwila" nabrało teraz znaczenia szczególnego, skłoniło nas do zadumy nad przemijaniem.

Krzysztof Kołbasiuk spoczął na warszawskich Powązkach, żegnany także przez wiernych szkolnych przyjaciół.

TU Ciebie nie ma, lecz JESTEŚ przecież.

I pozostaniesz w jasnym świecie.

Jest coś, co mrokom się opiera.

Jest PAMIĘĆ. A ona nie umiera.

W imieniu całej społeczności Elektronicznych Zakładów Naukowych we Wrocławiu

Jadwiga Zdanowicz-Kwiatkowska

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji