Artykuły

Diagnoza

Jeżeli ktoś uzna sztukę Christo Bojczewa "Szwajcaria", wystawioną przez Teatr Osterwy, jako satyrę na szpital, będzie rozczarowany. Można przecież krytykować ostrzej, naśmiewać się bardziej złośliwie, obnażać bezlitośnie. Utwór Bojczewa nie jest jednak ani farsą ani kabaretem, a metaforą. Mikroświatek szpitalnej społeczności jest odwzorowaniem w pomniejszonej skali wielkiego organizmu, jakim jest społeczeństwo. Społeczeństwo skarlałe od kołyski, niedorozwinięte, okaleczane wielokrotnie i bardzo chore.

W szpitalu Bojczewa pacjenci nie są leczeni, są przetrzymywani bez prawa manewru i pretensji do uświadomienia na co właściwie i jak długo mają być kurowani. Przyjrzyjmy im się z bliska: Łazo - utalentowany młodzieniec tkwi tu dlatego, że jest poetą, choruje na twórczy niepokój. Fero rozgorączkowany jest myślą o życiowym sukcesie, zrobieniu pieniędzy, dobrego interesu. Piotr jest kimś, komu dorobić i urobić trzeba utraconą w wyniku zaniku pamięci osobowość. Jego biedne, zagubione "ja", wtłoczone musi zostać w ramy pewnego schematu. Dziadek Trifon reprezentuje stare pokolenie, które już nawet nie za bardzo chce się leczyć z dobroczynnej sklerozy. Z problemów własnego wnętrza pozostaje mu już tylko zainteresowanie żołądkiem. Godność, pamięć odzyska dziadek już tylko na chwilę - po to, by umrzeć.

I wreszcie szpitalny Hiob - Bratoj, czyli tak zwany typowy szary człowiek, cierpliwie znoszący na sobie kolejne terapie, eksperymenty, operacje, nawet te najbardziej bolesne, bezsensowne. Gdy ten się wreszcie buntuje jest to odwet krwawy i straszny. Jest też wśród szóstki pacjentów działacz Jawaszew. Tkwi jedną nogą "na górze", wobec której zachowuje ślepą lojalność, drugą delikatnie gruntuje w powszedniej rzeczywistości. Nie wiadomo czemu skazany został "na leczenie", ale cieszy się i tu pewnymi przywilejami.

Na co tak naprawdę chorują pacjenci? Na chorobę woli, życiową impotencję. Epokowa szansa - pod postacią wyjazdu na kurację do Szwajcarii, zamiast tchnąć w nich siły, obezwładnia ich całkowicie. Nie będą już umieli odetchnąć świeżym powietrzem Alp, wybiorą domorosły, ale sprawdzony zaduch.

Symptomy tej choroby nie są nam obce, diagnoza jaką stawia Bojczew może i nam coś zasugerować. Jest to niewątpliwie zapis epidemii. Czy choroba jest uleczalna?

Sądząc po efektach bułgarski reżyser Georgi Czerkełow znalazł porozumienie z lubelskim zespołem teatralnym. Sytuacje są tu dowcipnie rozegrane i wiarygodne, aktorstwo na dobrym poziomie. W roli Trifona jakby wymarzony Włodzimierz Wiszniewski - któż tak umie leżeć, zajadać i gawędzić jak nie on! Miła niespodzianka na lubelskiej scenie - Andrzej Golejewski jako Piotr, który wcale nie jest Piotrem i cały ten mozół docierania do prawdy i obronę przed nią potrafi należycie rozegrać. Za nieprzeniknioną maską automatu - Jawaszewa, Piotr Wysocki. Jako prostaczek Bratoj niezawodny w tej poetyce Jerzy Rogalski. Jacek Gierczak - Fero sugestywnie marzy o mitycznej Szwajcarii, a Łozo - Edward Durda snuje się owładnięty melancholią, póki nie przywabią go ku sobie sprawy przyziemne pod postacią kobiecą oczywiście. Z dużym wdziękiem wkracza na scenę w tej roli - po raz pierwszy bodaj w Lublinie - Joanna Tomasik.

Na uwagę zasługują bezsprzecznie sceny na sali operacyjnej. Najważniejszym lekarzem jest Janusz Fifowski, ma doborowy personel, m.in. w postaci Barbary Wronowskiej, Anny Świetlickiej.

Plastyka, muzyka i dźwięk (Mieczysława Mazurka) to w spektaklu coś więcej niż oprawa. Duże brawa należą się zwłaszcza scenografowi Januszowi Kijańskiemu, który nie tylko przydał przedstawieniu, urody, ale uświadomił widzom od pierwszego spojrzenia gdzie się znajdujemy: w jakim punkcie szerokiego świata, w jakim, kręgu marzeń i nieziszczalnych rojeń.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji