Artykuły

"Szwajcaria" czyli sposób myślenia

Sztuka Christo Bojczewa "Rajonna bołnica", po polsku zatytułowana "Szwajcaria", miała w Lublinie swoją światową prapremierę. Brzmi to pięknie, chociaż wiadomo, że plac Wolności nie Broadway, Ale miło połechtana publiczność przyszła z radością i bawiła się jak jej w duszy grało.

Przy okazji lubelska publiczność mogła zaznajomić się z bułgarską komedią usytuowaną w demaskatorskim nurcie dramatu, który w końcu lat siedemdziesiątych coraz śmielej wchodził w sferę życia publicznego. Przejaskrawiony i wcale nie różowy obraz życia, w przypadku "Szwajcarii" został złagodzony liryzmem Christo Bojczewa. Otrzymaliśmy więc tak zwaną komedię liryczną, o której najprościej powiedzieć; ni pies, ni wydra. Bo też mało kto w soc-bloku pisze komedie, na których publiczność płacze ze śmiechu i potrafi jeszcze policzyć łzy uronione z prawdziwego wzruszenia. Nie ma tak dobrze, żeby latać bez skrzydeł! Komedia, liryczna zwłaszcza, wymaga niebywałej sprawności i lekkości warsztatowej, a przede wszystkim nie lubi trywialnej - ani dość śmiesznej, ani dość strasznej - codzienności.

W "Szwajcarii" Bojczewa liryzm był importowany z Exupery'ego, a dowcipy z gazet. Nie było czym się wzruszać, ani z czego się śmiać, bo jedno i drugie już przerabialiśmy. Wiemy, że satyra i groteska udają się wtedy, gdy śmiałością dowcipu przekraczają granice prawdopodobieństwa. Wyłączenie światła na sali operacyjnej może rozśmieszyć tylko kogoś, kto nie zna szpitalnych realiów, żeby niedaleko szukać: w PSK-1 przy ul. Staszica dość dawno operowano pewien woreczek żółciowy przy świeczce... Z własnych przekazów znamy też pozostałe dowcipy wplecione w sztukę Bojczewa. Jeśli za pięćdziesiąt lat sięgnie ktoś po "Szwajcarię" może jej zupełnie nie zrozumieć. Ba, już my nie rozumiemy, dlaczego pacjenci ze szpitala zapomnianego przez Boga i ludzi, nie chcą wyjechać na leczenie do Szwajcarii. Można się domyślać, że obawiają się zniesławionego przez propagandę Zachodu, albo wolą zgnić we własnym szpitalu z dobrze ugruntowanego patriotyzmu, ale dlaczego? Jeśli w tym miejscu miała odezwać się trąba jerychońska satyry, to jej ustnik był zatkany.

Oczywiście można wykazać się dobrą wolą i wyczytać w programie przedstawienia, że główną cechą dramaturgii bułgarskiej jest poetyka realizmu uwarunkowana specyfiką charakteru narodowego. "Bułgarzy są realistami - pisze Liliana Bardijewska - którzy najlepiej czują się na twardym gruncie konkretu, stojąc nogami mocno na ziemi, zarówno w życiu jak i w sztuce".

Wielowiekowa, nieobecność Bułgarii na mapie Europy, między innymi na skutek blisko pięćsetletniej izolacji tureckiej, sprawiła, że historia dramatu bułgarskiego liczy sobie niewiele ponad sto dwadzieścia lat. To wystarczy, żeby zrozumieć uwikłanie bułgarskich dramaturgów w tak zwiane posłannictwo dziejowe; zanim zaczną bawić się naprawdę komediowymi sytuacjami albo metafizyką, najpierw muszą pouprawiać narodowe mentorstwo, które od czasów średniowiecza stawiają na pierwszym planie. Bardijewska pisze, że z takimi właśnie doświadczeniami średniowiecza i wczesnego renesansu wkroczyła Bułgaria w wiek XIX i rozpoczęła doganianie europejskiej kultury. Czy możemy zatem się dziwić, że metafora i groteska wolno przyswajają się w bułgarskiej dramaturgii? Zresztą, czy poza nielicznymi wyjątkami, polskie sztuki nie grzeszą podobnie? Gdyby bohaterowie naszej sztuki stanęli przed możliwością leczenia w Szwajcarii, pognaliby z łóżkami na plecach i tyle by ich autor widział, więc czy byłoby to znowu aż tak bardzo śmieszne i co ciekawsze - inne? Ostatecznie i my mamy widzów, którym wygodny śmiech z gazy w brzuchu, trwałości prowizorki czy niepraktycznych spółek z państwem - pasuje i którzy rzucane w "Szwajcarii" dowcipy przyjmowali z ukontentowaniem.

Sztukę "Szwajcaria" wyreżyserował znany w Bułgarii aktor i reżyser Georgi Czerkełow. Rozegrał ją w scenografii jak ze snu o Szwajcarii, która Alpami okala łóżka w prowincjonalnym szpitalu i poprzez swą niezmienność podbija nastrój szpitalnego czekania na lepsze. Autorem scenografii jest Janusz Kijański. Podobną funkcję spełnia muzyka Mieczysława Mazurka. Aktorzy zaś świetnie wpasowują się w stawiane im wymagania, nawet ścigają się w psychologicznym pogłębianiu ról. I tak Piotrowi Wysockiemu udała się postać partyjnego ortodoksy z niższego szczebla, również Jacek Gierczak w roli człowieka ciągle myślącego o pieniądzach, Jerzy Rogalski w roli pechowego pacjenta, Edward Durda jako poeta. Andrzej Golejewski jako człowiek bez pamięci i Włodzimierz Wiszniewski grający dziadka, któremu jako żona partnerowała Maria Szczechówna - byli jeśli nie dostatecznie komediowi, to z pewnością konsekwentnie ciągnący wózek, na który posadził ich autor. Bo też nie mogli nic więcej od niego powiedzieć, poza milczeniem na drażliwy temat. A korzystając z upodobań do narodowego mentorstwa mogli zaapelować: Bułgarzy, przestańcie na chwilę bać się o swój ugruntowany realizm i zobaczcie czym on właściwie jest. Bułgarzy, więcej podmiotowości w myśleniu, bo nigdy nie doczekacie się prawdziwej komedii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji