Artykuły

38. PPA. "Maciej Stuhr dojrzeje i zostanie ministrem kultury"

- Polityka znajduje się dziś niebezpiecznie blisko sztuki, jest jej ponurą parodią, mieszając fakty ze zmyśleniami i wcielając swoje paranoje za publiczne pieniądze - z Michałem Walczakiem, dramaturgiem i reżyserem, rozmawia Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Magda Piekarska: Jest aż tak źle, że wolność musimy zamykać w muzeum?

Michał Walczak: - Chaos w zarządzaniu instytucjami kultury połączony z niepokojem twórców o bezpieczeństwo i niestabilną atmosferą polityczną prowokuje pytanie o zagrożenia dla wolności. Pożar w Burdelu od początku istnienia badał te granice, także przez muzykę i jej wyzwalającą energię. Tym bardziej ucieszyło nas zaproszenie na Przegląd Piosenki Aktorskiej. Z miejskich szumów, krzyków i zgrzytów konstruujemy autorską ścieżkę dźwiękową, alternatywną, burdelową rzeczywistość, w której przetwarzamy realne konflikty. Każde miasto powinno posiadać swoją trupę, zakorzenioną lokalnie, reagującą na rzeczywistość, tworzącą utopie ocalające wolność - albo zamykające ją w Muzeum.

Jako eksponat.

- W ramach twórczej perwersji podsuwamy władzom pomysł na rozładowanie napięć. W takim muzeum mogłaby się znaleźć scena dla teatralnego podziemia. Artyści są rozdarci między potrzebą bezpieczeństwa w instytucji, a wolnością i ryzykiem. Muzeum Wolności godzi te sprzeczności. Otwieramy je na dużej scenie Teatru Polskiego, który staje się symbolem przemian w podejściu władzy do artystów.

Wchodzicie z tremą na wrocławskie podwórko?

- Jesteśmy trupą warszawską, ale dogadujemy się z widzami w całej Polsce. Świadomość i rola miast przez ostatnie lata wzrosła na tyle, że problemy i napięcia lokalne stały się uniwersalne. Na początku istnienia Pożaru piosenka o Hannie Gronkiewicz-Waltz wystarczała, żeby zbudować więź z widzami. W dzisiejszych czasach wartość tej miejskiej, dopiero co odkrytej wolności rośnie. Miasta stają się terenem walki, przestrzenią kreacji i dialogu obywateli, artystów, architektów i władzy. Zaangażowanie widzów w konflikt w Teatrze Polskim we Wrocławiu pokazuje siłę społeczności, która domaga się partnerskiego traktowania i sceny na miarę swoich aspiracji. To wartość, w którą urzędnicy powinni inwestować, dzięki aspirującym mieszkańcom rozwija się miasto. Jeśli ma być nowoczesne, nie powinno się godzić na przeciętność. Politycy prędzej czy później to zrozumieją.

Na scenie Teatru Polskiego opowiadacie m.in. o wygnanych z Wrocławia artystach.

- Jako niezależna trupa z Warszawy mamy dziwny, hybrydyczny status, który pozwala nam spojrzeć na tutejszy konflikt z innej perspektywy. On jest kolejnym przykładem niewydolności obecnego systemu zarządzania kulturą. Jednym z eksponatów w muzeum jest aktorka z podziemia - Marta Zięba, która grała w pierwszej inscenizacji mojej "Piaskownicy" w Wałbrzychu, w czasach, gdy kwitła współczesna dramaturgia i wszyscy byliśmy optymistami, jeśli chodzi o przyszłość. Dziś okazuje się, że w polskim teatrze najbardziej stabilne są te międzyludzkie i pozainstytucjonalne więzi, bardzo ważne w sytuacji kryzysu.

38. PPA. "W przestrzeni publicznej panuje burdel"

Czy to jest dobry czas dla kabaretu? Każdego dnia rzeczywistość swoim absurdem bije na głowę pomysły dramaturgów. Jak ją przekroczyć?

- Nie zamykać się w enklawach i walczyć o dialog oparty o prawdziwe emocje. Politycy i media kreują kolejne maskarady, w przestrzeni publicznej panuje chaos, burdel, rozpętywany celowo, żebyśmy przestali słyszeć własne emocje. To wyzwanie dla teatru. Stare języki i kody nie wystarczają, rozpoczął się czas wielkich poszukiwań. Oglądałem w ostatnim czasie "Klątwę" Olivera Frljicia, "Wyzwolenie" Krzysztofa Garbaczewskiego i "Zew Cthulhu" Michała Borczucha. Wszystkie te spektakle badają przestrzeń pomiędzy pokusą ucieczki przed rzeczywistością w wewnętrzny, psychodeliczny świat, a radykalną wypowiedzią, pójściem na bitwę. Granice między teatrem a kabaretem się zacierają. Od aktorów oczekujemy nie tylko kreacji, ale obywatelskiego głosu. Widzowie wsłuchują się w ich diagnozy, ale szukają też nowych snów. Presja na nas, artystów jest duża, zwłaszcza, że czas obowiązującego modelu funkcjonowania kultury, opartego na przyjaznych, stabilnych instytucjach minął. Trzeba szukać nowych form poszerzania wolności, nisz, luk w systemie, w których można kreować przyszłość.

Oprowadzi nas pan po Muzeum Wolności?

- To takie artystyczne zoo, gdzie spotykamy mity wolnościowe ostatnich kilkudziesięciu lat. Od artystycznych skandali i ekscesów, także tych wrocławskich, mamy tu np. Jana Borysewicza, który obnażył się podczas koncertu i "Apocalypsis cum figuris" Grotowskiego, ale też uniwersalne, z Lechem Wałęsą, przełomem 1989 roku. Zderzamy się z wizją, która już dziś napawa goryczą i wisielczą wesołością - oto artyści mogą być traktowani jak cudaki, obwoźni skandaliści, dziwaczne rozemocjonowane eksponaty w cyrku osobliwości. Dyrektorem muzeum jest były Burdeltata (Andrzej Konopka), który aby ratować trupę, sprzedał swoich podopiecznych na eksponaty. W galerii "niezłomnych" obok postaci z Pożaru znajdziemy Roberta Materę, lidera kultowego Dezertera, Anję Ortodox - gotycką alternatywę, Magdę Umer, strażniczkę wewnętrznej wolności, czy Pablopavo - polskiego astronautę kolonizującego nowe planety. Różne warianty zachowania odrębności i własnego głosu w królestwie przeciętności. Muzeum Wolności zaprojektowała Ola Wasilkowska - mistrzyni kreacji utopijnych światów. Razem z publicznością chcemy przeżyć muzealny sen i zaufać wyobraźni, która może być ratunkiem i bronią przeciw władzy.

Wszystkim zarządza aplikacja muzealna "wolność"?

Wzorowana na aktorce Magdalenie Cieleckiej zarządza Muzeum i indywidualnymi wolnościami, które są częścią wielkiego rządowego programu. Czy kontrola idealna jest możliwa? Czy artyści mogą być przedłużeniem ideologii władzy? Tak, jeśli staną się androidami, wyrzekną się własnego głosu. Żyjemy w paradoksalnych czasach. Z jednej strony przemy do przodu, rewolucja technologiczna goni gospodarczą, a jednocześnie dużo się mówi o tęsknocie za przeszłością. Jesteśmy trochę retro, trochę futuro, jak nasza free apka, która zatęskni za emocjami, przez co w Muzeum wybuchnie chaos.

Cała wolność zmieści się w muzeum?

- Chcemy po gali zaproponować władzom Wrocławia budowę Muzeum Wolności, gdzie urzędnicy mogliby bezpiecznie skanalizować bunt artystów i ocalić "Tęczową trybunę", "Wycinkę", czy "Dziady". To dobra inwestycja i gwarancja sukcesu finansowego i frekwencyjnego, a eksponatów będzie przybywać. Częścią marzenia artysty w Polsce jest etat, komfort, grant, więc to nie jest jednoznacznie negatywna wizja. Liczę, że nasz spektakl rozbudzi wyobraźnię urzędników i menedżerów kultury.

38. PPA. "Polityka staje się czarną rozrywką"

Maciej Stuhr jako minister kultury będzie przecinał wstęgę?

- Stuhr dziś jest kojarzony z nurtem krytycznym, ale w przyszłości dojrzeje i zostanie ministrem kultury. Jest patronem naszego muzeum, ale to właśnie jego przybycie zakłóci ład i sytuacja wymknie się spod kontroli. Ministrowie też ulegają pokusie wyzwolenia, a kiedy zaczynają realizować swoje niespełnione fantazje, zaczyna się piekło.

W który rok nas zabieracie?

- Nie precyzujemy tego, bo trudno przewidzieć, kiedy dokładnie nasza wizja się spełni.

Muzeum ma swoją publiczność?

- Tym razem jest nią widownia, którą zabieramy w nocną podróż po wystawie pełnej żywych eksponatów, meandrów i zwrotów akcji. Lepszego kontekstu niż PPA nie mogliśmy sobie wymarzyć. Piosenka przenosi konflikty i napięcia na inny poziom. Sięganie po stare protest songi, pisanie nowych dziś jest terapią. Pozwala nam nie spalić się w działaniu i wyrazić gniew nie zarażając się nienawiścią.

W tej nieokreślonej przyszłości fabryki patriotów działają już pełną parą. A kto ma władzę?

- Raczej ideologia niż konkretne ugrupowanie czy określeni ludzie. To ona infekuje coraz większe grupy, jak melodia czy baśń, której poddają się masy. Polityka znajduje się dziś niebezpiecznie blisko sztuki, jest jej ponurą parodią, mieszając fakty ze zmyśleniami i wcielając swoje paranoje za publiczne pieniądze. Dotychczas to artyści byli specjalistami od tworzenia utopii, a dziś politycy i ich repertuar wypiera sztukę, staje się brutalną czarną rozrywką. A my trochę z nudy, trochę z potrzeby nowej wizji, pozwalamy im na tupet, na dezynwolturę w mieszaniu faktów z fantazją.

Dlaczego?

- Może nas to podnieca, może marzymy o tym, żeby porwały nas takie szalone wizje? Może oszukujemy się, deklarując potrzebę racjonalności i bezpieczeństwa, a tkwi w nas potrzeba nie kończących się igrzysk? Teatr władzy ma ogromny budżet, a co za tym idzie o wiele większe szanse na realizację, niż rozbite grupy artystów. Jak wiemy z historii, to fascynujący i groźny proces.

38. PPA. Cierpliwa praca i wierna widownia

Jak się przed nim ratować?

- Z Pożarem w Burdelu postanowiliśmy wziąć się do roboty i sami tworzymy nasze instytucje. Powołaliśmy do życia Narodową Wytwórnię Filmową United Clowns, z połączonych Filmoteki, PISF-u, TVP, Polsatu, TVN i HBO. Na silną wizję utopijną władzy odpowiadamy naszymi utopiami. Wierzę, że wirusując rzeczywistość pozytywnymi ideami możemy wypierać z niej bezradność i apatię. Prędzej czy później życzeniowe myślenie urzędników o sztuce, którą można sterować i modelować, weźmie w łeb. Zrozumieją, że artyści to rdzeń klasy kreatywnej, która rozkręca miasto.

Na razie artyści z Wrocławia wyjeżdżają.

- Jestem przekonany, że ten exodus w stronę Warszawy jest tymczasowy. Od pięciu lat działam poza instytucjonalnym systemem i wierzę, że dzięki cierpliwej pracy i wiernej widowni można zrobić wiele dla siebie i miasta. Także współpracując z władzą. Współpracując, ale nie uzależniając się od niej.

To jest ten wirus, który pan chce wpuścić do Wrocławia?

Wrocław ma świetną widownię i odważnych artystów, którzy rozumieją potrzebę wolności. Dzięki takim festiwalom jak PPA wspólnota się odnawia i nastraja optymistycznie, wbrew przeciwnościom. Zadaniem mądrych decydentów i obywateli jest sprawić, żeby to poczucie wolności i więzi nie było odświętne, ale stało się codzienną praktyką, na jakie zasługuje nowoczesne europejskie miasto.

***

Michał Walczak - dramaturg, reżyser, współtwórca - wraz z Maciejem Łubieńskim - warszawskiego kabaretu Pożar w Burdelu, który przygotowuje galę na tegoroczny PPA, zatytułowaną "Muzeum Wolności"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji