Artykuły

Parszywa prawda o nas

"Antygona w Nowym Jorku" Janusza Głowackiego to jeden z najciekawszych naszych dramatów współczesnych. Dobrze się stało, że można go zobaczyć w Grudziądzu i nie rozczarować się.

"Antygona" w reżyserii Tomasza Piaseckiego zasłużyła na dłuższe brawa i gorętsze przyjęcie niż ostatni spektakl w grudziądzkim "Teatrze": "Kochanek" Pintera. Cóż... W perspektywie kolejki do szatni emocje estetyczne uginają się przed prozą, tym bardziej że na sali nieco zimnawo. Na upartego można powiedzieć, że ten chłód pozwala lepiej odczuwać dusze biednych bohaterów Głowackiego.

Nie żartujmy jednak z nich. "Antygona w Nowym Jorku" poruszy wszystkie struny w człowieku myślącym, zagrana tak, jak uczynili to aktorzy krakowscy: Małgorzata Maślanka, Marian Jaskulski, Tomasz Piasecki i Edward Żentara. Na temat "Antygony" Głowackiego napisano już tomy, wszelkich form wypowiedzi. Tu powiedzmy tylko jedno. Aktorzy pokazali nam z powodzeniem to, co zapewne autor chciał nam powiedzieć; trochę parszywej prawdy o nas, choć zarazem nie jest ona tylko taka. To właśnie nowojorska Antygona - Anita (Małgorzata Maślanka) stara się pokonać upodlenie, zadać kłam wspomnianej jakości prawdy.

Na scenie jest tylko parkowa ławka i kosz na śmieci. To wszystko. Tu rozgrywa się dramat bezdomnych emigrantów Saszy (Tomasz Piasecki), Pchełki (Marian Jaskulski), Anity. Niczym antyczny chór pojawia się też policjant (Edward Żentara), komentujący rzeczywistość służbista. Uprzejmy, dobrotliwy, osadzony na trwałe w jednym miejscu społecznego życia. Potrafi jednak bez skrupułów "przejść do fazy trzeciej" - wyciągnąć pałę, gdy zajdzie potrzeba. Sasza to upadła duma. Jesteś arystokratą? - pada pytanie. "Nie. Rosjaninem" - odpowiada Sasza. Pchełka to Polaczek, cwaniak, który sprzeda kumpla za denaturat i jeszcze zagryzie go kanapką. I w końcu Anita, dobrotliwa parkowa wariatka. Diabli wiedzą, co łączy dumnego Saszę, sukinsyna Pchełkę i tę wariatkę. Najpewniej te same miazmaty życia, zagrażające każdemu z nas. W tym parkowym Elsynorze tylko Anita zachowała w duszy trochę ciepła. I taką właśnie pokazuje nam ją Małgorzata Maślanka; istotę najbardziej bezbronną, którą każdy może skopać bądź poniżyć w jakikolwiek sposób. Ta postać zagrana jest tak, że współczujemy jej szczerze. Gdy na koniec policjant informuje nas, co się z nią stało, to robi nam się zimno, obco, źle. Przez dwie i pół godziny słuchamy świetnych dialogów i ani przez chwilę nie ogarnia nas monotonia, choć skromne środki spektaklu stwarzają taką pokusę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji