Dziadek był u was dyrektorem
- Nigdy nie ma tak, że reżyser otwiera coś aktorowi, a aktor tylko bierze. Aktor, jeśli jest twórczy, to tworzy i dlatego ma swój stosunek do postaci, sztuki i do tej jej rzeczywistości. I konfrontuje to z poglądem, czy punktem widzenia reżysera - mówi aktor WOJCIECH PSZONIAK.
Włodzimierz Braniecki: - Co jest w życiu najważniejsze?
Wojciech Pszoniak: - To zależy dla kogo.
- Dla Wojciecha Pszoniaka.
- Jakaś harmonia ze światem, z ludźmi, z tym, o czym myślę. No i ta żeby się rozwijać. Uważam, że człowiek ciągle powinien się rozwijać.
- A w życiu aktora? Jaka jest specyfika jego szczęścia?
- Dla każdego inna. Osobiście czuję je, gdy mam porozumienie z reżyserem, z kolegami na scenie, z widownią. I robię coś sensownego, co ma pewną jakość i daje - w konsekwencji - coś ludziom.
- A jak poradzić sobie ze złem? Czy sztuka pomaga je zrozumieć?
- Myślę, że sztuka ma wiele wspólnego z wiarą. Daje przede wszystkim wolność. Oczywiście, ta prawdziwa Zawsze się szuka absolutu.
- W jakim sensie?
- Duchowym. Jeśli artysta jest niezależny, nie działa koniunkturalnie, tylko zgodnie ze sobą, wtedy jest wolny.
- Wobec świata? Wobec ludzi?
- Wobec Pana Boga. Nie jest członkiem partii, nie kieruje się żadną opcją, tylko jako wolny człowiek myśli o świecie wolnym. Wolni ludzie mają to do siebie, że nawet w więzieniu nie są zamknięci. Chodzi o sposób myślenia. Stosunek do świata.
- Pana marzenia twórcze w tej chwili?
- Nie mam żadnych marzeń artystycznych.
- Nie wierzę. Przy pana klasie mistrzostwa...
- Każdy okres mojej pracy jest inny. Wszystko zależy od stanu duchowego. Nie jestem aktorem, który marzy o rolach. Zawsze marzę jedynie o tym, żeby spotkać mądrego człowieka na swojej drodze.
- Dochodzi do takich spotkań?
- Oczywiście.
- Na drodze zawodowej, czy...?
- Różnie bywa.
- Po różnych ekranach telewizyjnych, ku ogromnej radości nas, widzów, krążą filmy z pana udziałem, między innymi Andrzeja Wajdy. Czy pan ogląda je niejako "na nowo"?
- Nie. Ja w ogóle nie oglądam telewizji.
- Jak ocenia pan tamten okres swojej pracy twórczej, choćby z czasów realizacji filmu "Ziemia obiecana"?
- Cóż, spotkałem akurat wybitnych reżyserów, jak Wajda, Swinarski, z którymi miałem pełne porozumienie. Trafiliśmy na rewelacyjny materiał i wyszedł z tego piękny film. Uważam, że to szczęście móc zagrać taką rolę, w takim filmie.
- A teraz gra pan postać Wujaszka w spektaklu "Wasza Ekscelencja", według tekstu Fiodora Dostojewskiego "Wieś Stiepańczykowo i jej mieszkańcy" w warszawskim Teatrze Współczesnym. Premiera tego spektaklu w reżyserii Izabelli Cywińskiej odbyła się teraz niedawno. Czym ta sztuka jest dla pana?
- To kolejna moja przygoda z Dostojewskim. To wielki autor, na scenie człowiek zderza się z czymś niezwykle interesującym.
- Pan tę postać prowadzi wspaniale...
- Ale on, ten mój Wujaszek, nie ma spokoju duchowego. Cały jest zagrożony tym, co się stanie w relacji do Fomy Fomicza..
- Gra go Andrzej Zieliński...
- Mój Wujaszek cały czas jest targany wszystkimi wątpliwościami. Nie może się od nich oderwać.
- Ale jako widzowie zachwyceni jesteśmy pewnością stosowanych przez pana wspaniałych środków aktorskich...
- Proszę pana jak człowiek wchodzi na scenę, to nie może pokazywać wszystkich swoich problemów, lęków. Myślę, że to każdy aktor w sobie ma, że jak już wchodzi na scenę, to widz nie może widzieć, że aktor się w czymś waha. Gdyby tak było to..., to byłby koniec.
- Pan, mistrz w swoim fachu, ma na scenie aktorskie lęki?
- Jakbym ich nie miał, nie zajmowałbym się aktorstwem. Każdy twórca musi mieć wątpliwości. Jeśli ich nie mą niech zmieni zajęcie.
- Czym dla pana, aktora, była praca z reżyserem Izą Cywińską, przez lata związaną z Poznaniem...?
- Kiedy po raz pierwszy z nią pracowałem, musieliśmy znaleźć wspólny język.
- Co to znaczy "znaleźć"?
- Pojęciowo... Co kto rozumie, co chcemy zrobić wspólnie, reżyser z aktorem.
- Były takie sytuacje, w których Cywińska otwierała panu pewne rozumienie postaci?
- Myślę, że to było wzajemne. Nigdy nie ma tak, że reżyser otwiera coś aktorowi, a aktor tylko bierze. Aktor, jeśli jest twórczy, to tworzy i dlatego ma swój stosunek do postaci, sztuki i do tej jej rzeczywistości. I konfrontuje to z poglądem, czy punktem widzenia reżysera.
- Czy przez Wielkopolskę, Poznań prowadzą pana drogi twórcze?
- Niedawno byłem tam z moim "Belfrem", monodramem. Kręciłem też film z Filipem Bajonem. Bardzo lubię Poznań. Jego atmosferę.
- Z czego to wynika?
- Lubię Poznań jako miasto. W tym kraju, gdzie nie ma dużo prawdziwych miast, Poznań ma jakąś ciągłość. Poza tym... Mój dziadek ze strony matki był dyrektorem fabryki Mikolascha w Poznaniu. To była fabryka alkoholi.
- Czy sztuka pomaga człowiekowi żyć?
- Pomaga lepiej rozumieć świat.
- A jak się osiąga zwycięstwo w sztuce? Jaką drogą?
- Nie mam pojęcia Myślę, że trzeba po prostu robić to, co się czuje, w co się wierzy i być wiernym własnym ideałom, przyjaźniom, zasadom.
- Pana Wujaszek w "Waszej Ekscelencji" to piękna kreacja aktorska. Ujęła mnie przede wszystkim pewnego rodzaju "miękkość" w prowadzeniu postaci. Skąd ona się bierze?
- Pracowałem nad tą postacią przez miesiące. Myślałem o niej, czytałem Dostojewskiego. Chciałem pokazać człowieka który się męczy, który ma problemy z wyzwoleniem się. Każdy w swoim życiu kiedyś znalazł się w podobnej sytuacji.
***
Wojciech Pszoniak
Urodzony we Lwowie w 1942 roku. Związany z deskami Starego Teatru w Krakowie oraz Narodowego i Powszechnego w Warszawie. W latach 80. wyjechał na stałe do Francji, ale w latach 90. zaczął ponownie grywać w polskich filmach. Zadebiutował w 1970 roku w "Twarzy anioła". Dwa lata później zagrał u Andrzeja Wajdy w "Weselu" (w dwóch rolach: Dziennikarza i Stańczyka). Grał u Wajdy jeszcze kilkakrotnie i właśnie role w jego filmach przyniosły mu zasłużone pochwały i nagrody: w 1975 roku nagrodę w Gdyni za pierwszoplanową rolę męską (Welta Moryca) w "Ziemi obiecanej", w 1983 roku nagrodę na World Film Festival w Montrealu za Robespierre'a w "Dantonie". Obecnie Wojciecha Pszoniaka oglądać możemy na deskach warszawskiego Teatru Współczesnego w roli Wujaszka, w sztuce "Wasza Ekscelencja".