Artykuły

Zakończył się XXIV Festiwal Szkół Teatralnych

XXIV Festiwal Szkół Teatralnych w Łodzi podsumowuje Leszek Karczewski w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Studenci Akademii Teatralnej w Warszawie olśnili zarówno widzów, jak i jury "Opowieściami Hollywoodu" [na zdjęciu]. To fikcyjna wersja życia dramaturga Ödöna von Horvátha. W sztuce Christophera Hamptona nie ginie on w 1938 r. w Paryżu przygnieciony konarem podczas burzy, lecz wyjeżdża do Stanów Zjednoczonych. Zaprzyjaźnia się z niemieckimi literatami, którzy na czas wojny schronili się w USA. W rzeczywistość Bertolt Brecht, Lion Feuchtwanger, Heinrich i Thomas Mannowie nie spotykali się. Hampton każe im pracować w przemyśle filmowym, pisać nikomu niepotrzebne scenariusze i borykać się z arogancją Nowego Świata.

Przedstawienie w reżyserii Mai Komorowskiej powstało drogą wnikliwych improwizacji. Do apokryficznego tekstu Hamptona włączyli dwie apokryficzne sceny i postacie. Wysiłek dwu lat (!) poznawania postaci wybitnych intelektualistów widać u każdego z aktorów. Mateusz Grydlik jako Bertolt Brecht nie rozstaje się z cygarem, ale jednocześnie pozuje na proletariusza, więc odgasza je w wiadrze. Panoszy się, narzucając idee "teatru epickiego": w każdym epizodzie nakazuje gestem rozświetlić scenę na sto procent, by zburzyć "mieszczańską" iluzję.

Wojciech Żołądkowicz w postaci Heinricha Manna zamknął tragiczny los starego, głuchnącego pisarza, oddzielonego od otoczenia barierą jezykową. "Gorszy" brat noblisty, którego powieści nikt nie czyta, raduje się na widok radzieckiego konsula z tantiemami za wydania w ZSRR. Agnieszka Judycka dała Nelly Mann desperację samotnej kobiety. Młoda żona Heinricha oszukuje materialne i duchowe ubożenie - alkoholem i rozbijaniem się samochodem. Sam von Horváth - jak go zagrał Paweł Paprocki - to arystokrata ducha i przeinteligentny ironista.

Maja Komorowska kosmopolityczną społeczność wygnańców oddała mieszając języki; ze sceny słychać angielski, niemiecki, węgierski, francuski ze znakomitym akcentem. Wyobcowanie pisarzy, osaczonych obcą angielszczyzną, oddają potknięcia językowe w kaleczonym polskim, który na chwilę staje się językiem USA.

Powtórzyła się sytuacja sprzed dwóch lat, gdy wszystkie nagrody zdobył Wojciech Zieliński. Tym razem tryumfował Marcin Hycnar: jako baron Mikołaj Lwowicz Tuzenbach z "Trzech sióstr", jako Plazmonik Blödestaug z "Bezimiennego dzieła" i jako Reżyser z "Naszego miasta". Jak wielki artysta sceny, nie tyle odnajdywał siebie w postaciach, ile odszukiwał postacie w sobie. Narzucał im osobowość, łączył rozwagę intelektualisty i energię improwizatora. Potrafił przekazać subtelne aluzje umilknięciami i wahaniami, a jednocześnie doprowadzić widzów do łez śmiechu drobnym ruchem brwi. Kiedy mówił cicho, trzysta osób na widowni pochylało się do przodu, wstrzymując oddech. Marcin Hycnar - trzeba nauczyć się jego nazwiska.

Filmówka zaś, jak przed rokiem za "Łoże", otrzymała nagrodę zespołową, tym razem za "Pawia królowej". Tylko łódzka szkoła podąża tą drogą: odważnych inscenizacji tekstów najwspółcześniejszych. Wystawienie powieści Doroty Masłowskiej, czteroipółgodzinne dzieło reżysera Łukasza Kosa i dyplomantów Wydziału Aktorskiego, dzieli publiczność na radykalnych zwolenników i przeciwników. Ale niezależnie od oceny wszyscy podkreślają energię, zapał i słuch młodych aktorów. Jury dało wyraźny sygnał: tak trzymać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji