Kolejna wielka rola Tadeusza Łomnickiego
Na zapamiętanych przeze mnie ikonach całe pole obrazu podzielone jest w prosty sposób. Formy, które on obrzeża mają - głównie dzięki ich delikatnym rytmom i symetrii - charakterystyczny hieratyczny spokój. Atmosferę spokoju i prostoty przełamuje jedynie sugestywna nieruchomość oczu przedstawianego świętego oraz wyrafinowany rysunek jego rąk Ręce ze swoim obrzędowym tańcem palców kontrastują z całą rzeszą obrazu nacechowanego ciszą. Jak gest ku patrzącemu, wyciągając się ku jego człowieczeństwu, ku jego wrażliwości również artystycznej.
Dziwne, pozornie odległe skojarzenie z ikoną, nasunęło mi się po, zobaczeniu kreacji Tadeusza Łomnickiego, który wystąpił w tytułowej roli sztuki Tankreda Dorsta "Ja, Feuerbach". Łomnicki który także reżyseruje spektakl, dzieli czasową przestrzeń przedstawienia na dwie części. Pierwsza zdominowana jest cieniem, początkowo nawet gęstą, nie prześwitującą czernią, ale przede wszystkim - mocnym głosem aktora. Aktor Feuerbach ukazuje się nam jako człowiek zdobywczy, trochę agresywny. Jest kimś. Przez dłuższy czas narzuca się widowni jako osobnik jednoznacznie silny - pewien swego aktorstwa i swojej życiowej pozycji.
Przedstawienie rozpoczyna się wejściem na scenę - jak gdyby martwą -- bardzo energicznego człowieka, rozsadzanego ciekawością jak zostanie ocenione jego aktorstwo przez wybitnego reżysera, który może go zatrudnić. W pewnym momencie scena nabiera światła Monolog zaczyna być mniej jednoznaczny. Spektakl ma już za sobą długi wstęp, w którym na pustkę i cień nałożono agresywną barwę głosu Łomnickiego interpretującego postać Feuerbacha. Ten wstęp okazuje się tłem, podłożem, na którym jak na płaskiej powierzchni ożywa - później precyzyjne i subtelne aktorstwo Tadeusza Łomnickiego. Artysta wtóruje swoją obecnością, a raczej wynikającą z tekstu małomównością, Krzysztof Stelmaszczyk grający rolę Asystenta Reżysera Niestety aktorstwo Stelmaszczyka być może stremowanego obecnością mistrza, nie korespondowało z aktorstwem Tadeusza Łomnickiego. Natomiast Ryszarda Hanin, której przypadła funkcja omalże statystki pozostała i w tej nad wyraz skromnej roli Kobiety - ciekawą osobowością. Z upływem scenicznego czasu widz rozumie, że Feuerbachem szarpią przeciwstawne uczucia: pewność siebie i wątpliwości, że czai się w nim płochliwość, uintensywniana wyobraźnią utrudniającą rozeznanie realnej sytuacji.
Tankred Dorst pokazał w swojej sztuce dramatycznie rozciągniętą chwilę, w której niemłody aktor ma się poddać decydującemu przesłuchaniu. Poddać takim trochę zoologicznymi oględzinom. Niecodzienność sytuacji uintensywnia reakcje przybysza, wyraźnie skontrastowane z nonszalancją młodego asystenta reżysera. Autor w niebanalnej scenerii pokazuje przejmująco banalną sytuację, na którą składa się młodość i starość, zarozumialstwo i bojaźń, chwiejność i wbrew pozorom - opanowanie. Pokazuje, opowiada o talencie rezygnacji kształconym latami. Aktor Feuerbach wkracza na scenę w atmosferze owacji, którą chciałby sam sobie sprawić! Wychodzi po druzgocącej klęsce, kwitując miałkość sytuacji uśmiechem. Zdarzenie jest miałkie dla Feuerbacha, bo tak podpowiada mu wyobraźnia. Strefowość jego świadomości wyklucza istnienie - niewątpliwie kolejnej - porażki. Rozum nie chce się angażować w realną sytuację. Feuerbacha broni przed tym podświadomość.
Aktor Feuerbach odchodzi pozornie spokojny, jednak zapominając, mimo zwróconej mu uwagi - o zdjętych butach. Odchodzi wyciszony więc również dosłownie. Jest tym sposobem do końca ośmieszony i wystawiony na współczucie.
Trudno werbalnie określić, opowiedzieć o refleksyjnym aktorstwie Tadeusza Łomnickiego. Artysta ma wspaniały dar interpretowania drobiny tekstu i jednocześnie widzenia jej funkcji w całości roli i całości spektaklu. Po wyjściu z teatru pamięta się przede wszystkim ogólny kształt roli Łomnickiego. Jego ogólną koncepcję - całkowicie związaną z interpretacją tekstu, ale równocześnie brzmiącą jak utwór muzyczny, w którym precyzyjnie wyrażono zadanie poszczególnych części dzieła i równie precyzyjnie funkcje fraz, a nawet dźwięków. Łomnicki, reżyser i aktor działa częściowo jak kompozytor, częściowo jak odtwórca dzieła. Natomiast nie można porównać go do dyrygenta. Inaczej niż muzyk prowadzący koncert - nie chce apodyktycznie nadawać spektaklowi lub odtwarzanej przez siebie postaci kształtu ostatecznie zamkniętego. Ten ostatecznie zamknięty kształt ma sobie dopowiedzieć, domyśleć widz, zgodnie, ze swoją wrażliwością i wyobraźnią. W aktorstwie Łomnickiego, w jego sposobie mówienia o postaci jest coś z pytania, coś z poszukiwania wiedzy o człowieku. W,spektaklu "Ja. Feuerbach". Łomnicki jak zwykle, może zresztą w tym wypadku wyraźniej - czyni gest ku widowni, by poprzez uruchomioną w niej empatię, pobudzać do poszerzenia refleksji.