Artykuły

Olsztyński "Woyzeck"

Jeśli wierzyć "Almanachom sceny polskiej", przedstawienie "Woyzecka" Georga Büchnera w teatrze olsztyńskim za dyrekcji Andrzeja Rozhina jest pierwszą realizacją tego utworu od czasu słynnej inscenizacji Konrada Swinarskiego. I choć inaczej pomyślane, nie z tak doborową obsadą aktorską jak ongiś w Starym Teatrze w Krakowie - jest przedstawieniem wybijającym się ponad inne w określonych olsztyńskich warunkach. Nie tylko dzięki poziomowi realizacji, ale także - a może przede wszystkim - dzięki głębokiemu humanistycznemu przesłaniu. Zawarli w nim inscenizatorzy i zapisane przez Buchnera losy konkretnych ludzi, i obronę człowieka kalekiego pośród pospolitej rzeczywistości, i - co najważniejsze - obraz wrażliwego, czującego, szlachetnego nieprzystosowania do pospolitości innych ludzi i brutalności świata.

Olsztyńskie przedstawienie Agnieszki Holland i Laco Adamika opowiada historię tragicznie zakończonej miłości Woyzecka, wojskowego posługacza, do zalotnej dziewczyny z dzieckiem - Marii. Historię tę umieszcza na tle z jednej strony koszar, z drugiej - małomiasteczkowego pospólstwa. Sugeruje to już dekoracja.

Marcin Jarnuszkiewicz zaprojektował na scenie coś w rodzaju dużego namiotu o dwóch skrzydłach z przejściem pośrodku, przywodzącego na myśl obóz wojskowy. Po przeciwnych stronach sceny znajdują się wnętrza zamieszkałe przez Marię i Kapitana, w części centralnej, o perspektywie wydłużonej w głąb sceny, dzieją się zdarzenia w koszarach i w miasteczku; tamtędy wkracza musztrowany oddział żołnierzy i wojskowa kapela pod dowództwem Tamburmajora, tam odbywają się zetknięcia miasta i koszar, jarmarki, tańce i parady - spotykają się dwa światy, odrębne a ściśle ze sobą zespolone. W centralnej części Karol niemowa będzie zwiastował zbliżanie się tragicznych wydarzeń, od początku sugerując symboliczność scenerii i znaczeń. W drugiej odsłonie namioty opadają i cała scena jest zieloną lecz smutną krainą, na którą patrzy pochmurne niebo z nieruchomymi obłokami, bardzo ludziom dalekie i niedostępne.

Przebieg dramatu od pierwszych scen sygnalizuje odmienność świata koszar i miasteczka oraz ich wzajemne na siebie oddziaływanie. Koszary to świat brutalnego i ogłupiającego drylu, zmierzającego do złamania w jednostce wszelkich indywidualnych odruchów, zniwelowania jej w tłum - szary, jednostajny, bezmyślny, kierujący się schematami myślenia, bezbarwny i okrutny. W stojącej naprzeciw niego społeczności miasteczka, zamkniętej, lecz równocześnie zależnej od koszar - wszelkie odstępstwo od norm stereotypowych uchodzi za dowód niepoczytalności lub zuchwalstwa, które muszą być ukarane. Tak na co dzień małomiasteczkowa społeczność wyrzuci poza nawias Marię z dzieckiem i z oddalenia, na zimno, spokojnie będzie patrzyła na jej niedolę, poniewierkę, szarpaninę, upadek i śmierć. A gdy los się dopełni, wkroczy ze swoją ziemską sprawiedliwością, egzekwowaną bigoteryjnie i komentowaną na sposób faryzeuszowski.

Pod koniec przedstawienia, już po zamordowaniu Marii, Woyzeck, grany przez Adama Ferency, wraca na miejsce popełnionej zbrodni. W otwartej przestrzeni, na zielonej polanie jakby pomiędzy lasem i jeziorem, pod obojętnym pochmurnym niebem, dostrzega nóż, który rzucił w wodę. Rozbiera się i w chwili, gdy ma wejść do wody - nieruchomieje. W głębi sceny pojawiają się ludzie, którzy za chwilę znajdą ciało Marii. Obok Woyzecka wyrasta pluton egzekucyjny, żołnierze mierzą z karabinów, ale nie słychać salwy. Światła przygasają i tylko Woyzeck tkwi nieruchomo w nikłym poblasku, który migotliwy jak poświata symbolizuje płynącą wodę, w której falach zagubił się Woyzeck. Albo przepływ czasu, w którego mgławicy nie bardzo już możemy odczytać ile w czynie Woyzecka rozpaczliwego porywu oszukanej miłości, ile szaleństwa, a ile winy bezdusznego otoczenia.

Nieco wiedzy o tej sprawie może widzowi udzielić postać kalekiego Karola niemowy. Inscenizatorzy, tak jak wymyślili alegoryczny finał, tak też rozbudowali funkcję tej postaci. Interpretuje ją na scenie Włodzimierz Matuszak bardzo ekspresyjnie, z przejmującą prostotą i wyrazem. W olsztyńskim przedstawieniu jest to postać jedyna, która przeczuwa zbliżającą się tragedię, rozumie znaczenie zdarzeń i przewiduje ich skutki. Inteligencja, wrażliwość, wrodzony instynkt sprawiedliwości wynosi Karola ponad otoczenie, ale zarazem te same cechy - w połączeniu z kalectwem - izolują go od otoczenia, czyniąc jego samotny protest niepotrzebnym i bezsilnym.

A protest ten jest typ wyrazistszy i silniejszy, że inscenizatorzy postać uczynili nie tylko obserwatorem i komentatorem, ale - choć niemym - bardzo wymownym sędzią zdarzeń, a poprzez wszechobecność postaci nadali jej większe znaczenie. Nie tyle w interpretacji, podnoszonej z okazji "Woyzecka" kwestii obłędu i schizofrenicznej nadwrażliwości bohatera, ile w kwestii uwarunkowań społecznych dla wszystkich czynów, które uważano - czy nadal się uważa - za groźne, szalone, zbrodnicze. Inscenizatorzy zdają się mówić, że tylko jednostki o wyjątkowo silnym afekcie łamią prawa społecznego postępowania, ale wszystkie wrażliwe łamią się i cierpią w takim czy podobnym - jak w dramacie - otoczeniu.

Taką jednostką jest bez wątpienia Woyzeck. Pogardzany, poszturchiwany, wykorzystywany i wyśmiewany ma wysoką wrażliwość moralną i rozwiniętą uczuciowość wyższą, która go w sposób widoczny wyodrębnia z otoczenia. Wpasowany między wojskowy dryl koszar i rozpasanie jarmarcznych uciech jest wśród nich zagubiony, choć wcale nie świadom ani swojej inności, ani odrębności. Adam Ferency, "wynajęty" do tej roli z warszawskiego Teatru na Woli, zagrał postać bardzo rzetelnie. Pokazał Woyzecka łagodnego, prostodusznego, wrażliwego jak poeta. Jego tragiczny czyn wydaje się być nie tyle porywem gniewu czy rozpaczy i szaleństwa, ile heroiczną próbą wyzwolenia Marii, zachowania czystości wspomnienia o niej, uchronienia jej przed światem.

Osobne słowa uznania należą się aktorstwu Lidii Jeziorskiej w roli Marii. Gra z niepowtarzalną naturalnością, tworząc wyrazisty portret dziewczyny, którą wrażliwość i uczuciowość w sposób naturalny na tak urządzonym świecie będzie pchała ze zguby w zgubę. Idąc za instynktem nie jest w stanie zatrzymać się przed propozycjami mężczyzn, nawet jeśli gotują jej coraz to nowe rozczarowania.

Spośród innych osób dramatu, na ogół pełniących z woli inscenizatorów (może także z konieczności) rolę komparsów, wyróżnić by trzeba wszystkich. Zdyscyplinowanie towarzyszyli głównym bohaterom, pokazując świat, w którym pomiędzy cynizmem i hedonizmem nie ma miejsca na ludzkość i poezję.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji