Stan podgorączkowy
Ktoś, kto nie żył w epoce płyt winylowych, nigdy tego nie zrozumie. Mając lat naście, dostałem singla Elvisa "Devil in Disguise". Toż to był skarb! Swoim dziewczynom na prywatkach śpiewaliśmy razem z Presleyem.....look like an angel" i to je "rozbierało".
W ostatniej premierze Teatru Muzycznego znalazło się 17 przebojów byłego króla rock&rolla. Przez półtorej godziny podrygiwałem w fotelu, a po niektórych numerach nawet klaskałem nieprzytomnie. Zresztą zachęcam, żeby Państwo sprawdzili to na sobie. Kaskady śmiechu wywoływały świetne monologi-przerywniki między piosenkami: Kingi Preis o chemii w miłości i Mariusza Kiliana jako dyktatora mody. Perełki do pokazywania studentom szkół teatralnych. Każda piosenka ma swoją teatralno-choreograficzną historyjkę. Nie każda może porywała, ale nawet debiutanci wypadli bardzo dobrze, co bez kumoterstwa mogę napisać, na przykład o Joannie Kucharskiej. Na premierze śpiewało aż siedmiu laureatów Przeglądu Piosenki Aktorskiej, więc wstyd by było, gdyby swojej klasy nie potwierdzili. Może jedynie nie błyszczeli tak na tle kolegów-laureatów - Katarzyna Groniec i Sambor Dudziński.
Wielkimi atutami rock&rollowego przedsięwzięcia była grupa taneczna Jarosława Stańca i band (z angielskiego - orkiestra) Piotra Dziubka. Właściwie czepić mógłbym się tylko Wojtka Kościelniaka o dziury w przejściach między jedną piosenką, a drugą. Bo trochę gorączka spadała. Autorzy przedsięwzięcia nie nazywają "Gorączki" spektaklem, a muzycznym show z piosenkami według estradowego schematu: numer muzyczny - skecz. Może gdyby wszystkie piosenki były przerywane monologami, które w zamyśle autora scenariusza Romana Kołakowskiego miały chyba tworzyć wyższe, współczesne piętro, w którym będą się przeglądały stare i często banalnie sentymentalne piosenki Presleya, ta gorączka by nie spadała. Musiałem to wtrącić z obowiązku starego zrzędy, ale mogę tu zadeklarować, że na "Gorączkę" wybiorę się bez przymusu jeszcze nie raz, co też wszystkim doradzam.