Artykuły

Siła w naiwności?

"Nabucco" Giuseppe Verdiego w reż. Krzysztofa Babickiego w Operze Bałtyckiej w Gdańsku. Pisze Aleksandra Andrearczyk w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Nabucco jest operą, która niezbyt dobrze znosi podróż do współczesności. Patetyczna tematyka, długie, statyczne sceny i nieco infantylne przesłanie - to wszystko nie ułatwia odbioru dzisiejszemu widzowi. Dlatego zaprezentowanie tego młodzieńczego dzieła Verdiego na deskach współczesnego teatru już samo w sobie jest przedsięwzięciem ryzykownym.

Wydaje się, że największą przeszkodą w odbiorze opery jest właśnie jej patos. Osoby dramatu - Nabucco, Abigaille, Zaccaria, Fenena - tylko z pozoru są ludźmi z krwi i kości. W rzeczywistości bardziej przypominają marmurowe posągi, które zwracają oczy ku niebu i snują dywagacje o Bogu, władzy, niewoli. Reżyser spektaklu, Krzysztof Babicki, twierdził, że naiwność tej opery jest jej największą siłą. Czyżby? Skłaniam się ku twierdzeniu, że jest wręcz przeciwnie. Gdyby nie ten irytujący idealizm, przedstawienie miałoby dużo większe szanse na powodzenie.

Żądna władzy córka i rozdarty ojciec

Samej realizacji nie można wiele zarzucić. Bardzo dobrze zaprezentowały się główne postacie: Nabucco (Andrij Shkurhan) i Abigaille (Karina Skrzeszewska). Zbuntowana, żądna władzy córka i jej rozdarty wewnętrznie ojciec - to zdecydowanie najbardziej dynamiczny duet na scenie. Śpiewacy pokazali się korzystnie zarówno od strony wokalnej, jak i aktorskiej. Karina Skrzeszewska oddała buńczuczną, charyzmatyczną osobowość bohaterki, a Andrij Shkurhan czarował techniką śpiewaczą i ciepłą barwą swojego barytonu.

Doskonałym wyborem okazało się także obsadzenie Volodymyra Pankiva w roli Zaccarii. Ten dźwięczny, głęboki bas słuchacze będą pamiętali jeszcze długo po wyjściu z teatru. Uchwycił doskonale surowy, nieco posępny charakter swojej postaci. Choć pojawiał się na scenie rzadziej niż Nabucco i Abigaille, ale silnie zaznacza swoją obecność.

Nieco gorzej zaprezentowała się Fenena, chyba najbardziej wyidealizowana i przez to najnudniejsza postać w operze Verdiego. Jak wiadomo, grać ideał nie jest łatwo, więc Elwira Janasik nie miała prostego zadania. Nie zmienia to jednak faktu, że jej Fenena wypadła blado. Śpiewaczka - poza przyjemnie brzmiącym, acz niebyt donośnym mezzosopranem, niewiele miała do zaoferowania pod względem dramatycznym.

Odważne kostiumy i oszczędna scenografia

W przedstawieniu dużą rolę odgrywa warstwa wizualna. Przede wszystkim w oczy rzucają się kostiumy (Agata Uchman): barwne, bardzo oryginalne, by nie powiedzieć ekscentryczne. Babilończykom przypisane są krzykliwe, papuzie kolory, podczas gdy Żydzi dla kontrastu występują w szarościach. Kontrowersyjnym, balansującym na granicy kiczu rozwiązaniem jest strój żołnierzy babilońskich: noszą bluzy z materiału imitującego wybrzuszone zbroje. Jednak metalowe wypukłości zostały tylko namalowane na ich torsach, co wywołuje efekt dość komiczny. Podobnie ekscentryczny jest kostium, w którym Nabucco występuje w czwartym akcie: to obszerna szata z wymalowanym na niej wzorem przypominającym spękaną, spaloną słońcem pustynną ziemię.

Ubrane w ten sposób postacie wydają się zawisać gdzieś w przestrzeni pomiędzy starożytnością a współczesnością. Nie pochodzą ani z tamtej, ani z tej epoki: dodaje to ich rysom ponadczasowości.

Z odważnymi, pstrokatymi kostiumami kontrastuje oszczędna scenografia (Mariusz Napierała). Scenę wypełniają dekoracje imitujące kamienne bloki pokryte starożytnym pismem, skąpane w sączącym się z boku, słabym świetle. Ta uboga, posępna sceneria wydaje się stworzona do tego, by wybrzmiała w niej słynna pieśń chóru "Va, pensiero" - operowy przebój i zdecydowanie najbardziej znany fragment Nabucca. Chór Opery Bałtyckiej wykonał go na przyzwoitym poziomie, choć momentami brakowało w ich śpiewie żaru.

A jak spisała się orkiestra pod dyrekcją Warcisława Kunca? W uwerturze zdarzyło się kilka wpadek grupy dętej. Na szczęście honor zespołu uratowały smyczki, a zwłaszcza wiolonczele, które pięknie akompaniowały śpiewakom w kolejnych aktach.

Spłaszczenie ważnych problemów

Mimo udanej i sprawnej realizacji "Nabucco" nie chwyta za gardło, nie prowadzi do zadumy, nie wzbudza łez. Czy przyczyna leży w zbyt sztywnej tematyce, w odległych realiach? Wiadomo przecież, że w czasach swego powstania opera rozniecała wielkie emocje. Włosi słyszeli w niej głos nawołujący do niepodległości i wyzwolenia spod jarzma austriackiego. Duch rewolucji to wiatr, który wieje od tysiącleci i niejednokrotnie nawiedził także nasze czasy. Istnieje wiele dzieł o politycznej, społecznej tematyce, które potrafią poruszyć nie tylko umysł, ale i serce widza. Jednak gdański spektakl do nich nie należy.

Czegoś tu zabrakło. Ciekawa oprawa wizualna sprawia, że przedstawienie ogląda się przyjemnie, jednak postaci - mimo niezłego aktorstwa - sprawiają wrażenie papierowych, ich konflikty wypadają sztucznie.

Nabucco prezentuje się znacznie gorzej niż wystawiana niedawno w Operze Bałtyckiej "Cyganeria". W tamtym spektaklu pozornie proste sprawy nabierały głębokiego znaczenia. Tymczasem w "Nabucco" ważne i doniosłe problemy wypadają płasko i nijako. Przedstawienie ratują nietuzinkowe kostiumy i udane role Shkurhana, Skrzeszewskiej i Pankiva. Dzięki tym trzem nazwiskom warto mimo wszystko wybrać się do opery.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji