Artykuły

Skuszanka - Teatr Polski 2:1

Z góry się kajam za to niestosowne może porównanie, ale przychodząc do Teatru Polskiego na pierwszą w tych szacownych murach premierę sławnej z nowohuckiego teatru Krystyny Skuszanki, czułem się trochę jak na meczu. Emocja była sportowa. Po pierwszym akcie prowadził Teatr Polski z całą przewagą swojej długoletniej tradycji. Losy przedstawienia "Snu srebrnego Salomei" zdawały się już przesądzone. Jeśli Skuszanka nie dała rady, 10 któż w takim razie zdoia przewietrzyć tę atmosferę, w której z bezbłędnym fatalizmem więały już nieraz najpiękniejsze kwiaty pomysłów i rozmaitych usiłowań? Nieraz już przecie nie brakowało Teatrowi Polskiemu atutów. Nie wychodziło. Próbowano walczyć, krytykować. Nie pomagało. Próbowano się przyzwyczaić. Nie udawało się. Teraz zaświtały nowe nadzieje. Pierwszy akt "Snu srebrnego" rzucił je w gruzy.

Aktorzy grali bardzo marnie. Akcja dłużyła się ponad miarę. Tekst z trudem dochodził do uszu widzów. Stanisław Jasiukiewicz jako Semenko wykonywał na scenie cos w rodzaju partii baletowej... Aktorom brakło naturalności, prawdy, grali jakby cudze role.

I chyba gdzieś dopiero połowa aktu drugiego, a zwłaszcza cały akt trzeci (w układzie tekstu dokonanym przez Skuszankę) zmieniły sytuację całkowicie. Świetne rozwiązania inscenizacyjne odmieniły aktorów. Wartkie tempo podniosło ducha widzów i sceny. Skuszanka zwyciężyła, ale przecie jest to zwycięstwo, w którym nie ma pokonanego: Teatr Polski i teatr polski wygrały w tym samym stosunku.

"Sen srebrny Salomei" to sztuka z lektur gimnazjalnych. Imieninowy prezent Juliusza Słowackiego dla matki, tyle razy komentowany i opisywany przez profesorów, trafiał na warsztat teatralny od krakowskiej premiery w roku 1900 do schillerowskiej w 1932. Ale dopiero Krystyną Skuszanka w Nowej Hucie w 1959 roku znalazła w tej dziwnej sztuce te wartości, które jut chyba zawsze będą nas do niej przyciągały. Inscenizacja obecna jest w dużym stopniu powtórzeniem spektaklu nowohuckiego.

Skuszanka po pierwsze znalazła miejsce dla osławionej mistyki Słowackiego. Kazała jej pełnić role fantazji teatralnej, ściśle powiązanej z rzeczowością, z rzeczywistą problematyką. Rozwiązała w ten sposób i kwestię Boga w tej sztuce - nie jest on już tutaj przesadnie obecny. Wszechobecna jest natomiast owa skomplikowana polskość, pięknie przez Słowackiego ugruntowana na społecznym i klasowym podłożu - polskość bardzo już teraz niedzisiejsza, ale przecie ta sama co zawsze - ta sama, która do dziś sprawia nam tyle kłopotu i dostarcza problemów. Polskość zagubiona w obszarze między Morzem Czarnym a Warszawą, między panami a chłopami, między szaraczkiem a karmazynem, hodowana w kozackich sercach wśród scytyjskich kurhanów... W tym jest dopiero mistyka, a nie w snach Salusi, nie w zjawach, nie w rozmowach szlachciców z duchami! Skuszanka postąpiła z tą polskością nadzwyczaj umiejętnie w swojej interpretacji. Znalazła dla niej solidny grunt klasowy - aleć nie zapomniała o pozytywkowym polonezie, o czaplich piórach o trzaskaniu szablami, niecąc w widzach iskry patriotyzmu, by tym lepiej naszpikować ich krytyką i ironią. Przetłumaczyła nam "Sen srebrny Salomei" poprzez "Wesele". idąc śladem rozwoju polskiego dramatu narodowego. Od "Wesela" nadal jest tylko krok do współczesności.

Z aktorów na pierwszym miejscu wymieniłbym Eugenię Herman w roli księżniczki - zamaskowanej trzpiotki, kobiety fascynującej. Władysław Hańcza jako regimentarz zabłysnął dopiero w kabotyńskiej scenie ekspiacji przed opończą zamordowanego Gruszczyńskiego, którego trafnie grał Wiktor Nanowski. Leon, syn regimentarza, w wykonaniu Czesława Wołłejki był może dobrze~ pomyślany, ale wypadł nieco zbyt blado, niepewnie. Marii Ciesielskiej w roli Salomei zabrakło koniecznego wewnętrznego blasku. Mariusz Dmochowski jako legendarny kozak Sawa (co to miał porwać króla Stasia) wyglądał potężnie i grał mocno, choć może trochę zbyt wielkopańsko, a za mało mołojecko. Dobry był Maciej Maciejewski jako Pafnucy, ksiądz - zabijaka i Tadeusz Białoszczyński jako Wernyhora.

Mało jestem przekonany do scenografii Mariana Garlickiego. Wydaje mi się zbyt wymowna, wielosłowna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji