Artykuły

Minął pierwszy rok Teatru Żydowskiego na wygnaniu...

To było dokładnie rok temu... Dziewiątego czerwca 2016 r. miałem oglądać "Skrzypka na dachu" w Teatrze Żydowskim. Nagle gruchnęła wieść - spektakl się chyba nie odbędzie. Sytuacja była rozwojowa, popłynęły pisma: deweloper tłumaczył, że jeśli spektakl dojdzie do skutku, umrzemy pod gruzami, przedstawiciele teatru przedkładali pisma informujące o tym, że takiego zagrożenia wcale nie ma. Do końca sezonu brakowało tylko kilku dni i właśnie kilku przedstawień "Skrzypka..." - pisze Włodzimierz Neubart na blogu Chochlik Kulturalny.

Jak zwykle w takich sytuacjach, zabrakło po prostu dobrej woli. Tydzień później byłoby już po sezonie i łatwiej byłoby przełknąć tę żabę. Ale nie...

Nigdy nie zapomnę tego telefonu, w którym poinformowano mnie, że spektaklu nie będzie. Miałem stos biletów, które kupiłem dla znajomych. Od razu pojechałem je oddać. Nikt nie wiedział, co się dzieje, czy teatr upadł? Widziałem płaczących ludzi.

Ponieważ nikt się nie będzie bił z ochroniarzami, żeby wejść do teatru, padła propozycja, aby wyjść do widzów, na Plac Grzybowski, choć na chwilę. I tak się stało. To był wyjątkowo upalny dzień, artyści w kostiumach stali pod teatrem. Nie wiedziałem, co im powiedzieć. Szliśmy te kilkadziesiąt metrów mając świadomość, że kończy się pewna epoka. Wszystko działo się spontanicznie, zupełnie bez przygotowania, dosłownie kilka słów wyjaśnienia, co się stało i kilka fragmentów "Skrzypka". To było chyba, mimo braku nagłośnienia, scenografii, która czekała na nas przecież tuż obok, najpiękniejsze przedstawienie, jakie Teatr Żydowski przygotował kiedykolwiek. Każdy, kto był wtedy na Placu Grzybowskim, czuł powagę chwili. To był najwymowniejszy "Skrzypek" w historii, bo oto trzeba było opuścić kolejną Anatewkę...

Patrzyłem wtedy na smutną Gołdę Tencer i serce mi pękało, że tego wszystkiego nie da się poskładać. A jednak już wtedy, w jednej z najczarniejszych godzin w historii Teatru Żydowskiego, wydarzyło się coś, co dawało nadzieję na to, że ci ludzie nigdy się nie poddadzą. Pracownicy teatru i aktorzy rozmawiali na tym historycznym placu ze swoimi ukochanymi widzami. Byli tam z nimi i dla nich. Patrząc na to wszystko, zrozumiałem, że mimo wszystko teatr przetrwa. Strach był duży, bo już dwa miesiące później odbyć się miał Festiwal Warszawa Singera, który bez siedziby TŻ praktycznie nie miał prawa się udać. I wtedy okazało się, że jednak gdy się czegoś bardzo chce, to się to robi pomimo przeszkód. To był jeden z ciekawszych festiwali, uznany później Najlepszym Produktem Turystycznym Województwa Mazowieckiego 2016 r. oraz Najlepszym Produktem Turystycznym w 2016 r.

Teatr Żydowski znalazł tymczasową siedzibę przy ulicy Senatorskiej 35, gra też w Klubie Dowództwa Garnizonu Warszawa przy al. Niepodległości 141a. Niby wszystko jakoś się ułożyło, ale nie do końca. Maleńka scena przy Senatorskiej to za mała przestrzeń nawet na kameralne spektakle, identycznie rzecz się ma z Klubem Garnizonowym. Przycięte dekoracje ledwo się tu mieszczą, spektakle wymagają dostosowania do nowych warunków Pamiętajmy przecież, że w swojej siedzibie Teatr Żydowski dysponował obrotową naprawdę sporych rozmiarów sceną.

Sezon 2016/2017 nie był dla teatru aż tak owocny pod względem artystycznym, jak to miało miejsce rok wcześniej. Premier było sporo, ale gdybym miał podać, które z nich były naprawdę zjawiskowe, wymieniłbym tylko "Szabasową dziewczynę" - wielki komediowy hit przełamujący konwencję, do której przyzwyczailiśmy się w Teatrze Żydowskim. Mimo to dużo się tu dzieje i nikt nie zamierza spocząć na laurach. Gdy szefowa teatru pokazała mi plany repertuarowe na nadchodzący rok, zbierałem szczękę z podłogi. Szykuje się ofensywa Teatru Żydowskiego.

Po drodze jednak działy się rzeczy niezrozumiałe. Gołda Tencer została wyrzucona z Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów w Polsce, rzekomo nie odpowiadając na postawione jej zarzuty (cóż, widziałem pisma, które słała do TSKŻ, więc to nie tak było...). Zabawne, bo to właśnie prowadzony przez nią Teatr Żydowski więcej robi dla kultywowania pamięci o narodzie, który kilkadziesiąt lat temu niemal unicestwiono, niż ktokolwiek inny. Zazdrość? Czy też może ktoś ma zakusy na to, by przejąć teatr? Pytanie na dziś brzmi: jeśli na miejscu szybciutko zburzonej siedziby ma powstać budynek, w którym ma się znaleźć miejsce dla teatru, dlaczego jego przedstawiciele nie mają wpływu na kształt tej przestrzeni? To w końcu oni najlepiej wiedza, jak ma wyglądać ich własny dom!

Kończy się pierwszy sezon Teatru Żydowskiego na wygnaniu. Bilety na "Kamienicę na Nalewkach" sprzedają się znakomicie. Od kilku dni znamy już repertuar tegorocznej edycji Warszawy Singera - zapowiada się wielkie dziesięciodniowe święto kultury żydowskiej. Jak długo potrwa nieobecność Teatru Żydowskiego na Placu Grzybowskim? I czy on tam w ogóle kiedykolwiek wróci? Nie potrafię odpowiedzieć na te pytania. Wiem jedno: teatr żyje, rozwija się, poszukuje nowych dróg. I czeka, aż odzyska swój prawdziwy dom.

***

Na marginesie: niestety zburzenie budynku teatru okazało się też końcem Fotka Cafe, kawiarenki, w której podawano jedne z najlepszych ciast w Warszawie (za Marlenką tęsknię najbardziej).

***

Na zdjęciu: rozbiórka siedziby Teatru Żydowskiego przy Placu Grzybowskim

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji