Artykuły

Dwa "Nasze miasta"

Teatr Współczesny w Warszawie Thornton Wilder: "Nasze miasto" Reżyseria: Erwin Axer Scenografia: Otto Axer Opracowanie muzyczne: Zbigniew Turski

Oczywiście najlepiej jest pisać o tak zwanym życiu ludzkim, tak jak to czyni p. Wilder. Proszę się nie obawiać, że pisząc o życiu trzeba mieć coś do powiedzenia. "Nasze miasto" w "Teatrze Współczesnym" ośmiela w tym względzie najlękliwszych. Wilder przedstawia w tym utworze los człowieka na ziemi, który dzieli się na trzy... (no tak, właśnie znakomicie), na trzy części: w pierwszej człowiek się rodzi, w drugiej żyje , a w trzeciej u... (otóż to właśnie, o to chodziło!), umiera. A jak już umrze, to mu się jego życie ziemskie nie po (dobrze!) nie podoba. Uważa je za banalne i nonsen... (tak!) sowne.

Co do tego ostatniego zresztą zarówno sam Wilder jak i reżyser Erwin Axer nie są zdecydowani. Przez dwa akty oglądamy na scenie życie pp. Łebów i Dżipsów i psów opromienione glorią codziennej wegetacji, przy czym wszyscy, a najwięcej konferansjer, p. Krasnowiecki, zachwalając jego szare bogactwo. W akcie trzecim, gdy pani Mrozowska schodzi z nieba, widzimy kawałek takiego samego życia, zupełnie identycznego jak poprzednio, lecz pani Mrozowska załamuje ręce i powiada, że już nie może (co jest o tyle usprawiedliwione, że gra nieboszczkę). Widz jednak do końca nie wie, czy to piękne życie z dwóch pierwszych aktów jest w rzeczywistości brzydki, czy też pani Mrozowska jest taka kapryśna. Natomiast niektórzy z widzów przekonują się, że, jak podejrzewali już uprzednio, Wilder nie ma nic do powiedzenia.

Zgadzam się w zupełności z większością recenzentów, że aktorzy przedstawiają przepięknie. Gra ich sięga szczytów polskiej narodowej konwencji teatralnej, która może się rozwinąć w pełni wtedy, gdy reżyser nie liczy się z czasem. Pan Axer, znany ze swej obywatelskiej postawy, przy każdym swoim przedstawieniu daje zarobić warszawskimi dozorcom, którzy od godziny 23.00 pobierają opłaty za otwarcie bramy. Również dekoracje są bardzo artystyczne. Od czasów przyjazdu Vilara do Warszawy każde dziecko wie, że jak na scenie ma być nowocześnie, to robi się czarne story, zgodnie z zaleceniami OPL. Ponieważ zaś sam Wilder ustalił, że chociaż w sztuce jego ma nie być prawdziwych dekoracji, to jednak muszą się tam znajdować krzesła i drabinki, scenograf Otto Axer, subtelnie podchwytując myśl autora, zrobił takie krzesła i takie drabinki, co to niby są, a w gruncie rzeczy ich nie ma, czarne, metalowe, niewidoczne, gołym okiem.

- Bój się Boga, KTT, co ty piszesz!? Publiczność płacze na ślubie pani Mrozowskiej z Tadziem Łomnickim, co rusz to artyzm i głębia, a jak ty się tu wybrzydzasz.

Ale cóż robić, kiedy nie mogę inaczej. Nie wiem nawet, czemu to przypisać, ale wielki szlagier teatralnego sezonu wydaje mi się idealnym przykładem, jak siłami wszystkiego najlepszego, co ma polski teatr plus UNRRA dramaturgiczna w postaci sztuki Wildera zrobiono wielką bombonierę z banałem. Jestem też w znacznie gorszej sytuacji niż Lipski z "Muchami". On przynajmniej wie, że wszystkiemu winien jest Hegel. I że na wszystko poradziłby Boy. Ja zaś, nie mając nawet filozoficznego zaplecza, odwołuję się po prostu do zdrowego rozsądku i odrobiny krytycyzmu, jaką posiada może widz teatralny, sam na wszelki wypadek prosząc o azyl "Iwonę księżniczkę Burgunda" w Teatrze Dramatycznym, bohaterkę przedstawienia, za które oddam bez wahania nie tylko nasze miasto, ale i okoliczne wioski z przysiółkami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji