Artykuły

Teatralne sitwowisko. Sztuka wyrywania kasy

Teatr Polski we Wrocławiu od roku jest obiektem walki o utracone wpływy. Kluczową rolę w sporze odgrywa były dyrektor Krzysztof Mieszkowski, obecnie poseł Nowoczesnej, i jego akolici - m.in. osoby, które pobierały pieniądze z kasy teatru w czasie, gdy kierował on tą placówką - pisze Dorota Kania w Gazecie Polskiej.

Walka o teatr rozpoczęła się w momencie, gdy dyrektorem został Cezary Morawski, którego wskazała komisja konkursowa, a wyboru dokonał zarząd województwa dolnośląskiego. Morawski zastąpił na tym stanowisku Krzysztofa Mieszkowskiego, który nie mógł wystartować w konkursie z powodu braku wymaganego wykształcenia. W sierpniu ubiegłego roku, gdy do Wrocławia przyjechał obecny dyrektor Teatru Polskiego, na dworcu kolejowym Wrocław Główny przywitała go grupa aktorów z teatru, by wręczyć mu bilet powrotny do Warszawy. Byli to wyłącznie zwolennicy Mieszkowskiego, którzy - jak się później okazało - próbowali notorycznie torpedować działania dyrektora Morawskiego.

Klub wzajemnej adoracji

W walkę z nowym dyrektorem zaangażowali się nie tylko aktorzy. Wśród oponentów są m.in. członkowie Publiczności Teatru Polskiego we Wrocławiu oraz Stowarzyszenia Widzów Teatrów Publicznych, w którym są niemal ci sami ludzie. Jedną z najbardziej rozpoznawalnych osób występujących przeciwko Cezaremu Morawskiemu jest Magdalena Chlasta-Dzięciołowska, była szefowa prywatnej agencji artystyczno-doradczej "Luba". Przedsiębiorstwo zostało już usunięta z rejestru firm, teraz nazwisko Magdaleny Chlasty-Dzięciołowskiej można znaleźć wśród współpracowników wrocławskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. A także na liście wynagrodzeń znajdującej się w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Jak wynika z dokumentów finansowych, Magdalena Chlasta-Dzięciołowska pobierała pieniądze w latach 2009-2014, czyli w czasie, gdy Krzysztof Mieszkowski był dyrektorem wrocławskiego teatru. Płacono jej za wykłady podczas projektów związanych z teatrem: Wszechnicy Teatralnej, Klubu 1212, Szkoły w Mieście - średnio za jeden wykład Magdalena Chlasta-Dzięciołowska dostawała 500 zł.

Jest ona często cytowana przez wrocławski dodatek "Gazety Wyborczej", a ściśle mówiąc - przez dziennikarkę Magdę Piekarską. Relacjonuje ona na bieżąco sytuację w Teatrze Polskim. Po premierze sztuki "Biedermann i podpalacze" Maxa Frischa Magda Piekarska pisała: "Antoni Żak z ultraprawicowego tarnowskiego Teatru Nie Teraz: Mamy jak na dłoni uchodźców (). To jest dokładnie to. Właśnie sami podpalamy Europę, dając im do ręki zapałki. Póki co, zapałki są w rękach artystów i nie sposób uciec od wrażenia, że ich zabawa z ogniem na scenie Polskiego przybiera niebezpieczny wymiar".

Wśród jej artykułów można znaleźć wywiady z Krzysztofem Mieszkowskim oraz pozytywne teksty na temat Teatru Polskiego, gdy był on dyrektorem tej placówki. Nazwisko Piekarskiej - podobnie jak Magdaleny Chlasty-Dzięciołowskiej - także figuruje na liście wynagrodzeń teatru. Za czasów, gdy Mieszkowski był dyrektorem, Piekarska w ramach umowy o dzieło prowadziła warsztaty teatralne i wygłaszała wykłady.

Zagorzałym krytykiem Cezarego Morawskiego jest również Maciej Monkiewicz, przedstawiciel Publiczności Teatru Polskiego we Wrocławiu, kustosz związany m.in. z Muzeum Narodowym w Warszawie. Żona Macieja Monkiewicza, Dorota - była dyrektor Muzeum Współczesnego we Wrocławiu - bierze udział w publicznych debatach, które mają negatywny wydźwięk wobec Cezarego Morawskiego. Gdy w kwietniu 2016 r. prezydent miasta Rafał Dutkiewicz podjął decyzję o odwołaniu dyrektor Doroty Monkiewicz, "Gazeta Wyborcza" stanęła w jej obronie. Artykuł we wrocławskim dodatku "GW" napisała Magda Piekarska - zamieściła w nim również stanowisko ówczesnego dyrektora Teatru Polskiego we Wrocławiu Krzysztofa Mieszkowskiego, posła Nowoczesnej, który bronił Doroty Monkiewicz przed zwolnieniem. Nie ma w tym nic dziwnego - Dorota Monkiewicz to znajoma Krzysztofa Mieszkowskiego, co widać na zamieszczonych w internecie filmikach. Za czasów jego urzędowania miała m.in. wykład w Teatrze Polskim, który prowadził Edwin Bendyk, który teraz krytykuje obecne kierownictwo Teatru Polskiego we Wrocławiu.

Skandal goni skandal

Krzysztof Mieszkowski przestał być dyrektorem Teatru Polskiego we Wrocławiu w 2016 r. Dwa lata wcześniej dolnośląski Urząd Marszałkowski wszczął procedurę jego odwołania - powodem była m.in. fatalna kondycja finansowa teatru.

- Widziałam to wszystko z bliska. To, co się mówiło: że teatr fantastycznie prosperuje, że tu jest świetny zespół, było po prostu fikcją i mitem. Widziałam, że część osób było zastraszonych; widziałam rozgrywki personalne, skłócanie ludzi, była to sytuacja patologiczna. Był to teatr domorosłych gwiazd, którym się wydawało, że wszystko im wolno, łącznie z wulgarnym słownictwem i pogardliwym traktowaniem pozostałych pracowników teatru - mówi Monika Bolly, aktorka Teatru Polskiego we Wrocławiu.

- Mam nadzieję, że teatr będzie normalnie funkcjonował. Jestem w nim od 26 lat i widziałam różne wzloty i upadki. W mojej ocenie największym upadkiem były rządy Krzysztofa Mieszkowskiego, upadkiem kulturowym ludzi. Uważam, że przez ten czas nasz teatr nie spełniał swoich funkcji, stracił wiarygodność, nie starał się gromadzić wszystkich widzów, lecz ich selekcjonował - uważa Monika Bolly.

- Konflikt w Teatrze Polskim rozpoczął się z chwilą wybrania nowego dyrektora, czyli pana Cezarego Morawskiego. Mała grupa aktorów chciała, aby teatr pozostał taki, jaki był. A warto przypomnieć, że w czasie rządów dyrektora Mieszkowskiego panowała tu swoboda finansowa. Przykładem tego może być fakt, że w momencie jego odejścia został zagarnięty fundusz socjalny - sięgnięto nawet po pieniądze pracowników. Gdy dyrektorem został pan Morawski, pojawiła się nadzieja, że teatr zostanie oddany szerokiej publiczności, że zaczną w nim grać aktorzy, którzy przez blisko dziesięć lat rządów pana Mieszkowskiego nie byli obsadzani i nie grali w wystawianych spektaklach - mówi nam Kazimierz Kimso, przewodniczący Regionu Dolny Śląsk NSZZ "Solidarność".

Słowa szefa wrocławskiej "Solidarności" potwierdzają pracownicy Teatru Polskiego we Wrocławiu.

- W 2006 roku, gdy dyrektor Mieszkowski objął swoją funkcję, wystąpił przed zespołem i powiedział, że wszyscy, którzy ukończyli 35 lat, muszą teatr opuścić, bo jest on tylko dla młodych ludzi, a on zamierza robić teatr nowoczesny, nie dla pielęgniarek i kolejarzy, ale elitarny, nie dla wszystkich - mówi Stanisław Melski, aktor wrocławskiego teatru.

Po przyjściu Cezarego Morawskiego niektórzy aktorzy postanowili doprowadzić do jego dymisji.

- Część zespołu robiła wszystko, by utrudnić pracę zarówno dyrektorowi Morawskiemu, jak i pracującym aktorom. Ludzie ci realizowali swoje wcześniejsze zapowiedzi, że zrobią wszystko, aby obecny dyrektor odszedł. Publicznie demonstrowali swoją niechęć, nie chcieli grać w spektaklach. Gdy dyrektor zwolnił kilka osób, nastąpiła kulminacja konfliktu. Zrywali spektakle w ten sposób, że tuż przed przedstawieniem przynosili zwolnienia lekarskie. Była to mała grupa, ale znacząca, ponieważ poprzedni dyrektor tylko im przydzielał role. Dopiero teraz, gdy jest pełna obsada, teatr zaczyna funkcjonować normalnie - dodaje Stanisław Melski.

Urzędnicze korowody

Aktorzy bojkotowali Cezarego Morawskiego, mimo że został on wybrany zgodnie z prawem. Po ośmiu miesiącach od objęcia przez niego funkcji, czyli w kwietniu 2017 r., zarząd województwa odwołał Cezarego Morawskiego ze stanowiska dyrektora Teatru Polskiego we Wrocławiu. Tę decyzję zablokował wojewoda dolnośląski Paweł Hreniak, a publicznego wsparcia udzielił dyrektorowi Piotr Gliński, wicepremier, minister kultury i dziedzictwa narodowego. - Muszę publicznie powiedzieć, że solidaryzuję się z dyrektorem Morawskim, ponieważ był on w sposób nikczemny atakowany przez część środowiska, nie wiem, czy można jeszcze powiedzieć: artystycznego - mówił Piotr Gliński.

W maju wojewoda dolnośląski uchylił uchwałę zarządu województwa dolnośląskiego w sprawie odwołania Cezarego Morawskiego ze stanowiska dyrektora Teatru Polskiego. - Wojewoda kontroluje wszelkie uchwały samorządów i jeżeli są one podejmowane z naruszeniem prawa, to je uchyla. Dlatego moja decyzja nie mogła być inna - zrobiłem to, co do mnie należało - mówi nam wojewoda Paweł Hreniak.

- Wierzę, że teatr będzie normalnie funkcjonował. W dużej mierze zależy to od organizatora, czyli urzędu marszałkowskiego, który wykazuje duże niezdecydowanie. A tą sytuacją zmęczeni są wszyscy: aktorzy, publiczność, telewidzowie, czytelnicy gazet i portali. Mam nadzieję, że wreszcie władze samorządowi uznają, że jestem dyrektorem teatru, co umożliwi jego normalną działalność. Na szczęście sytuacja wraca do normy, chociaż na początku było trudno. Zadziałała propaganda i dezinformacja; teraz sytuacja jest już inna. I co najważniejsze - mamy wsparcie tych, na których nam najbardziej zależy, czyli publiczności - mówi Cezary Morawski, dyrektor Teatru Polskiego we Wrocławiu.

Nasi rozmówcy podkreślają, że histeryczne protesty małej grupy aktorów mają coraz słabszy zasięg, mimo że są napędzane przez media sprzyjające poprzedniej władzy. - Przychodzą głównie zwolennicy KOD-u i krytycy obecnej władzy. Na szczęście coraz więcej osób widzi tę manipulację - stwierdzają rozmawiający z nami aktorzy wrocławskiego teatru.

Materiał dotyczący Teatru Polskiego we Wrocławiu ukazał się w programie "Koniec systemu", który jest emitowany w każdy wtorek o g. 21.30 na antenie Telewizji Republika - powtórki środa 11.20 oraz sobota 9.20. Archiwalne odcinki tego programu można obejrzeć na Facebooku na stronie Koniec systemu.

ORDYNARNE METODY

Przeciwnicy Cezarego Morawskiego nie przebierają w środkach. Przekonała się o tym Ewa Iga Urban, specjalistka ds. impresariatu Teatru Polskiego we Wrocławiu, która została zaatakowana i była obrażana przez aktora związanego z tzw. Teatrem Polskim w podziemiu, przeciwnego osobie Morawskiego jako dyrektora placówki. Do bulwersujących zdarzeń doszło podczas gościnnych występów w Kanadzie. Ewa Iga Urban relacjonowała: "Aktorzy (Opaliński, Zięba, Skiba, Skibińska) podejmują decyzję, by zatrzymać się na posiłek w drodze z Ouebecku do Montrealu. Proszę, by nie robić przerw, bo zespół techniczny chce jak najszybciej dotrzeć do Montrealu. Piotr Skiba zaczyna mnie wyzywać, obrażać, podchodzi do mnie blisko i dwukrotnie zamachuje się na mnie ręką - raz trafiając w telefon, raz w dekolt, gdzie mam okulary (...). Skiba wciąż mnie wyzywa i obraża, a aktorzy wiedząc, że nagrywam, komentują, że to ja prowokuję. Nikt z zespołu nie stanął w mojej obronie". Aktorzy, których wymieniła Urban, związani z tzw. Teatrem Polskim w podziemiu, sprzeciwiali się objęciu funkcji dyrektora przez Morawskiego. W publicznych wypowiedziach nie kryli, że chcą powrotu poprzedniego dyrektora Krzysztofa Mieszkowskiego. Nieprzyjemne dla Ewy Igi Urban sytuacje nie skończyły się jednak w autobusie. Już w hotelu, jak pisze, "naskoczył na nią" Piotr Rudzki i "wykrzyczał, że dzielę zespół, i prosi, żebym więcej nie prowokowała". Rudzki jest byłym kierownikiem literackim Teatru Polskiego we Wrocławiu - pracował razem z Mieszkowskim. Dalszy ciąg zdarzeń specjalistka ds. impresariatu TP opisywała tak: "Jesteśmy w teatrze na montażu. Ekipa techniczna wczoraj została wyzwana od matołów, więc postanowili zrobić spotkanie ze Skibą, by ich przeprosił. Aktualnie na scenie urządzają samosąd na mój temat. Pan Skiba nazywa mnie prowodyrką, cyniczką itp.".

SKANDALISTA OD PETRU

Krzysztof Mieszkowski był związany z Teatrem Polskim we Wrocławiu w latach 90. - pełnił funkcję kierownika literackiego, a od 2006 r. przez kolejne 10 lat - dyrektora. Kierowany przez Mieszkowskiego Teatr Polski "zasłynął" spektaklem "Śmierć i dziewczyna", podczas którego wystąpili aktorzy porno. Jedną ze scen przedstawienia miał być "seks na żywo". W 2015 r. Mieszkowski dostał się do Sejmu z list Nowoczesnej. Dopiero wtedy dziennikarze odkryli, że jego życiorys jest nie do końca prawdziwy. Okazało się, że w trakcie kampanii wyborczej partia Ryszarda Petru przedstawiała Krzysztofa Mieszkowskiego - wówczas dyrektora Teatru Polskiego we Wrocławiu -jako "kulturoznawcę". Informację podano na oficjalnych stronach internetowych, tymczasem okazało się, że Mieszkowski żadnych studiów nie ukończył. Gdy ten fakt został ujawniony, Mieszkowski nie mógł wystartować w konkursie na kolejną kadencję dyrektora Teatru Polskiego. Mimo braku wyższego wykształcenia oraz gigantycznego długu, który powstał za czasów jego urzędowania, zarówno on sam, jak i jego przyjaciele mówili o "faszyzmie" i "niszczeniu kultury".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji