Artykuły

Barbara Burska: Nigdy nie byłam... kobietą

Znana z wielu filmów i z telewizji, ale przede wszystkim z "Misia", Barbara Burska nie pojawia się na scenie.

Piękna, ale nade wszystko bardzo dziewczęca. Popularna i lubiana. Kochali się w niej aktorzy, reżyserzy. Przepowiadano jej wielką karierę. Sporo grała, zarówno w filmie, jak i w teatrze, ale w pewnym momencie zniknęła. Mówiono, że rola Ireny Ochódzkiej, żony głównego bohatera w "Misiu", miała być początkiem końca jej kariery. Ona sama jednak temu zaprzecza.

Mieszka w centrum stolicy. Na początku rozmawiamy o aktorach, o ich życiu, sytuacji materialnej, o rynku artystycznym. Po chwili bardzo emocjonalnie opowiada o Związku Artystów Scen Polskich, którego członkiem była przez 44 lat. Była, ale już nie jest. - Odeszłam rok temu. Zresztą nie tylko ja. Dwa tygodnie temu szeregi członków ZASP opuściła Ewa Wiśniewska. Nie podoba mi się zarządzanie związkiem. Zniszczono jedyny, kultowy Klub Aktora "SPATiF", podnoszono nam w nieuzasadniony sposób składki.

Obawia się o teatr, bo kiedyś miał ducha, jak mawiał Gustaw Holoubek, a dziś zaczyna go tracić. Od wielu lat jest na emeryturze. - A na co miałam czekać? Mogę oczywiście pracować, ale jak mówiła ciocia Nina Andrycz, zapytana, dlaczego nie występuje: "Propozycji niet". U mnie jest podobnie. Brakuje telefonów z ofertami.

Z pracy w teatrze odeszła już w 1989 r. - To był stołeczny Teatr Kwadrat, z którym związana byłam przez dwa lata. Odeszłam, gdyż nie spodobało mi się to, co robiła nowa dyrekcja. Nie odpowiadały mi zmiany, które zachodziły Zwłaszcza kierunek artystyczny który wybrano. Nie potrafiłam dogadać się z osobami zarządzającymi naszym teatrem.

Koniec pracy w Teatrze Kwadrat nastąpił po tournee w USA ze spektaklem "Czarujący łajdak", gdy przedstawienie już ostatecznie zostało zdjęte z afisza. - Grywałam w jakichś serialach i filmach, ale raczej rzadko. I drobne role. Dlaczego? Bo teraz, jak się to określa, scenariusze pisze się dla młodych, nie dla nas.

Po odejściu nie szukała już nowego teatru. - Miałam inne zajęcia. Przygotowywałam ludzi do szkoły teatralnej. Pomagałam też mężowi wprowadzeniu przychodni. Byłam koordynatorem. Nie narzekałam na brak pracy.

Czasem występowała gościnnie w teatrze. - Ale bardzo rzadko. Trwało to kilka lat.

Jest warszawianką od urodzenia. Wspomina, że od razu rzucono ją na głęboką wodę. - Trafiłam do zawodowej szkoły muzycznej. To była szkoła podstawowa. Tak zdecydowali rodzice. Mama była bardzo doświadczoną osobą i uznała, że muszę mieć zawód. "Potem możesz się kształcić" - mówiła. A że wykazywałam predyspozycje muzyczne, wysłali mnie do tej szkoły.

Jako nastolatka uczęszczała zarówno do liceum ogólnokształcącego, jak i do średniej szkoły muzycznej. Przekonuje, że już od dziesiątej klasy wiedziała, że będzie aktorką. - Może nie marzyłam o tym, ale miałam łatwość uczenia się tekstów. Nie wiedziałam jednak, że zdam do PWST Patrzyłam praktycznie na życie, miałam świadomość, że nie będę miała problemów na egzaminach, że to zawód dla mnie. A jeśli nawet się nie uda, to przez rok przerwy przygotuję się do studiów w Studium Języków Obcych na UW i tam będę zdawać. Zawsze to mnie pociągało, lingwistyka, ale nie musiałam próbować, bo zdałam do szkoły aktorskiej.

Już po pierwszym roku studiów zadebiutowała w filmie, zagrała w "Stawce większej niż życie". Drobną rolę, ale zapamiętaną. W tym samym czasie wystąpiła też w kultowym "Człowieku z M-3" u boku Bogumiła Kobieli. A na drugim roku zagrała w filmie Jerzego Gruzy "Dzięcioł" oraz w "Kolumbach" Janusza Morgensterna. Jak mówiono, była zjawiskowa, trudno było o niej zapomnieć. - To były tylko epizody, ale bardzo mi się podobały Byłam zachwycona.

W Państwowej Wyższej Szkole Aktorskiej miała znakomitych pedagogów. - Aleksander Bardini, Jan Kreczmar, Zbigniew Zapasiewicz, Zofia Mrozowska, Andrzej Łapicki, Wojciech Siemion. Wielcy aktorzy, świetni nauczyciele. Cudowne lata. Przedstawienie dyplomowe przygotowywałam z Zygmuntem Hübnerem. To był "Ulisses". Wystąpiłam w głównej roli - Molly Bloom.

Po studiach otrzymała wiele propozycji pracy w teatrze. - Rwano mnie na sztuki. A dlatego, że byłam pierwszą naiwną.

Faktem jest, że była śliczna. A do tego bardzo dziewczęca. Nie kobieca. I wszystkim się podobała, pasowała do wielu ról. - Pierwszy zaproponował mi angaż w Teatrze Ludowym w Warszawie (później był to Teatr Nowy) Jan Kulczyński. I to jeszcze przed końcem studiów. A potem miałam wiele innych ofert, m.in. od Adama Hanuszkiewicza i Erwina Axera, ale byłam konsekwentna. I nigdy tego nie żałowałam.

Na teatralnej scenie zadebiutowała w muzycznej wersji "Moralności pani Dulskiej" - "Jeszcze Dulska" w reżyserii Aleksandra Bardiniego. - Wystąpiłam w roli Hesi w doskonałej obsadzie, u boku tak wielkich aktorów, jak Irena Kwiatkowska, Barbara Rylska, Teresa Lipowska, Edward Dziewoński. Mogłam się wiele nauczyć. Prawdziwa szkoła aktorskiego fachu. Trwała trzy lata.

Potem przeniosła się do Teatru Narodowego, do Adama Hanuszkiewicza.

- Zagrałam Marynę w "Weselu" Stanisława Wyspiańskiego wyreżyserowanym przez dyrektora teatru. To była kolejna wielka sceniczna uczta, gdyż grałam wspólnie m.in. z Tadeuszem Łomnickim, Zofią Kucówną, Bożeną Dykiel, Andrzejem Łapickim i Krzysztofem Kolbergerem.

W tym czasie występowała także w wielu filmach. Najbardziej ceni sobie kreację Nastki Gołębianki w "Chłopach" w reżyserii Jana Rybkowskiego.

- A potem był popularny serial "Daleko od szosy", gdzie wcieliłam się w rolę Zosi.

W teatrze grała wiele ważnych ról. W Narodowym pracowała przez trzy lata. Potem przeniosła się do Teatru na Woli.

- Otrzymałam propozycję od Tadeusza Łomnickiego. Nie mogłam odmówić tak wielkiemu artyście. Poza tym wiedziałam, że będę tam kreowała główne role. Zamieniłyśmy się z Grażyną Szapołowską, która przeszła do Adama Hanuszkiewicza.

Jak mówi, w Teatrze na Woli występowała bardzo dużo. - Miałam przyjemność pracować z Andrzejem Wajdą, ale nie na planie filmowym, a właśnie na deskach tego teatru. To był spektakl "Gdy rozum śpi, budzą się demony" Antonia Buero Vallejo. Wystąpiłam m.in. razem z Tadeuszem Łomnickim i Lidią Korsakówną. Wielka aktorska przygoda. Od Tadeusza Łomnickiego można było bardzo wiele się nauczyć.

Były też role, których nie lubiła.

- Przede wszystkim nie przepadałam za Dianą w spektaklu "Fantazy". To był najpiękniejszy romantyczny monolog napisany dla kobiety, ale ta postać nie podobała misie. Musiałam jednak wystąpić, nie było miejsca na polemikę. Tadeusz powiedział: "Grasz i nie dyskutuj". On grał Fantazego.

Zauważa, że tylko raz zagrała wbrew sobie. - Ale recenzje były dobre. I opinie kolegów także.

W stanie wojennym nie występowała. - Szanujący się aktorzy nie pojawiali się w telewizji i w filmie. W 1982 r. wyjechałam do Francji, na stypendium rządu francuskiego. Na osiem miesięcy. Moim zadaniem było oglądanie przedstawień teatralnych i ich recenzowanie.

Niestety, nie zagrała w Paryżu w żadnym spektaklu. - Miałam wystąpić

u Romana Polańskiego, w "Amadeuszu", w którym już grałam w Polsce, w Teatrze na Woli, ale przyjechałam za późno do Francji i miejsce było już obsadzone.

Mówi, że wróciła do kraju bogatsza o wiedzę. I od razu przystąpiła do prób do roli Lizy Bołkońskiej w "Wojnie i pokoju". Nie zagrała jednak w spektaklu tej postaci, gdyż, jak to określił reżyser Andrzej Chrzanowski, nie pasowała ta rola do jej emploi.

W Teatrze na Woli pracowała prawie jedenaście lat, do 1987 r., do chwili, kiedy przyszedł nowy dyrektor Jerzy Krasowski. - Rok wcześniej spalił się Teatr Narodowy, gdzie Jerzy Krasowski był dyrektorem i znaleziono dla niego nowe miejsce. Część mojego zespołu przeszła wtedy do Teatru Kwadrat. Ja też. I tam już byłam do końca swojej teatralnej kariery.

Na tej scenie najmilej wspomina rolę Barbary Perez w "Czarującym łajdaku" Pierre'a Chesnota. - Były też inne kreacje, np. w spektaklu "Fifty-fifty" Stanisława Tyma zagrałam "playboyówę", zaś w "Panienki madame Tiny" wcieliłam się w postać "kurwiska". W sumie było mnóstwo różnych ról. Bardzo dobrze je wspominam. I gdyby nie nowa dyrekcja, to pewnie występowałabym na deskach Teatru Kwadrat do dzisiaj.

W 1980 r. zagrała w "Misiu" Stanisława Barei. Opowiada, że kiedy otrzymała propozycję od reżysera, nie wahała się ani chwili. - Przyjęłam ją z entuzjazmem. Stasiu Tym szukał aktorki do roli Ireny Ochódzkiej. I wypatrzył mnie w teatrze. Powiedział: Ona to zagra.

Bardzo miło wspomina ten okres. Zaprzecza jednocześnie, że ta rola

ograniczyła jej dalszy rozwój zawodowy. Porównywano ją bowiem do Anny Dymnej, że mogła zrobić taką samą karierę, a kreacja w "Misiu" "zaszufladkowała" ją na wiele lat, podobnie jak charakterystyczne role zaszufladkowały Stanisława Mikulskiego czy Andrzeja Kopiczyńskiego. I dlatego miała nie mieć kolejnych propozycji filmowych. - To nieprawda. Później wielokrotnie występowałam na planie filmowym, i to wcale nie w drobnych rolach. Np. w obrazie Janusza Kijowskiego "Maskarada". Dopiero potem miałam 11-letnią przerwę. Uznałam jednak, że w byle jakich filmach grać nie będę. A jedynie z takich produkcji otrzymywałam propozycje. Ale cały czas byłam obecna na scenie. W teatrze występowałam bez przerwy

Od 1997 r. przez blisko cztery lata występowała w sitcomie reżyserowanym przez Macieja Siesickiego "13. Posterunek". Grała inspektor Pierzchałę z Wydziału Kontroli Wewnętrznej. I ta postać, jak zaznacza, bardzo jej się podobała. - Potworna jędza. Nie do zniesienia. Ale dobrze się w tym czułam. Poza tym realizowała to świetna ekipa, cudowni ludzie. Podobnie jak na planie "Kolumbów" - było wesoło, miło.

Przyznaje, że potem już tylko kilka razy pojawiła się w filmie. - A później w ogóle. Brakowało mi tego, ale trudno, byłam konsekwentna. Jak powiedział mi kiedyś Aleksander Bardini - jeden z najwspanialszych ludzi, jakich znałam i który o mało nie wyrzucił mnie ze studiów po pierwszym roku, a potem przyznał, że się pomylił - "Będzie jedna rzecz, która będzie ci przeszkadzać". I miał rację. Moja duma. Wiedział, że moja godność sprawi, że nie dostosuję się do pewnych uwarunkowań w tym zawodzie. I tak było. Nigdy jednak tego nie żałowałam, choć z pewnością ominęło mnie przez to wiele ciekawych ról.

Gdzie czuła się lepiej? W filmie czy w teatrze? - W telewizji. Bo to był i film, i teatr. Mnóstwo występowałam w Teatrze TV w latach 70. Niestety, niewiele się z tego zachowało. Prawie wychowałam się w telewizji. Bo obok teatru były różne programy. Muzyczne, bajki dla dzieci. Niezapomniany okres.

Przekonuje, że to, iż była dziewczęca, nie przeszkadzało jej. - Nigdy nie byłam kobietą - dodaje z uśmiechem. - Nigdy nie straciłam dziewczęcości. Tak wyglądałam, a grałam silne kobiety

Jej pierwszym mężem był Karol Stras-burger. Znali się ze studiów. Pobrali się jednak później. - Piękny okres, ale... dwoje dzieci miało ślub. Niedługo byliśmy małżeństwem, ale przyjaźnimy się do dziś.

Po rozstaniu poznała Jana Rajskiego, wybitnego lekarza, onkologa, który rozstał się z pierwszą żoną Ewą Wiśniewską. - Połączył nas tenis. I byliśmy razem przez 36 lat. W prawdziwym raju. Niestety, półtora roku temu Janek zmarł. Dlatego mówię, że jeśli ktoś żył tyle lat w raju, to na ziemi się nie odnajdzie. Bardzo za nim tęsknię. Byliśmy bardzo złączeni. Niełatwo sobie poradzić, ale jakoś trzeba żyć.

Ucieka do ludzi, szuka zajęć, ale propozycji zawodowych nie ma, choć to z pewnością by jej pomogło. Dzieci nie miała. Jak mówi, świadomie. - Do tego trzeba być odpowiedzialnym, a ja poświęciłam się zawodowi.

Cieszy się na czekający ją niebawem wyjazd do Brukseli z grupą aktorów. - Zaprosił nas europoseł Tadeusz Zwiefka. Jedziemy na kilka dni. Pozwiedzamy, poznamy nowych ludzi, coś będzie się działo.

Wybiera się także do Jastarni, gdzie przez wiele lat co roku organizowała Bale Młodzieży Helskiej. - Świetna zabawa. Zawsze tam jeździłam w wakacje. To już będzie 38. raz. Kaszubi kochali Janka, jeździł tam od dziecka, co roku. I to miejsce stało się nasze. I tak już będzie. Dlatego nie może mnie tam nie być. Jadę na miesiąc. Janek na pewno będzie mi towarzyszył...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji