Artykuły

"Małżeństwo Marii Kowalskiej"

Maria Nurowska znana jest przede wszystkim jako prozaik. Od 1975 r. wydała m. in. tom opowiadań "Nie strzelać do organisty", powieści - "Moje życie z Marlonem Brando", "Po tamtej stronie śmierci", "Kontredans", "Innego życia nie będzie". Wkrótce, nakładem Wydawnictwa Literackiego, ukaże się jej najnowsza powieść "Postscriptum". Nurowska to pisarka w dzisiejszej dobie dość osobliwa. Ani nie należy do Związku Literatów Polskich, ani nie drukuje w drugim obiegu. Nie chce się z żadną grupą utożsamiać, od nikogo uzależniać. Ma ambicję pisania prawdy za wszelką cenę - choćby i owa prawda miała godzić w to, co autorce najbliższe. I nie jest jej twórczość wolna od takich właśnie incydentów. Nie brakuje w jej książkach ani Amerykanina aprobującego politykę Jaruzelskiego ("Innego życia nie będzie"), ani AK-owca strzelającego do Żydów ("Postscriptum").

"Małżeństwo Marii Kowalskiej" to debiut dramaturgiczny Marii Nurowskiej. Sztuka drukowana przed dwoma laty w "Dialogu", z adnotacją, że prapremiera odbędzie się w Teatrze Dramatycznym w Warszawie, doczekała się scenicznej realizacji dopiero 10 lutego 1989 r. na deskach Teatru Polskiego w Poznaniu. Wiele odwagi wykazał Grzegorz Mrówczyński, podejmując się wystawienia tak niescenicznego dramatu. Konstrukcja "Małżeństwa" bardziej jest bowiem zbliżona, do scenariusza filmowego niż do sztuki teatralnej. Ale kusząca w tym wszystkim była na pewno problematyka. - Tragiczne w czasach stalinowskiej losy AK-owców oraz konfrontacja lat 50. z okresem stanu wojennego. Nurowska skoncentrowała się głównie na przedstawieniu dziejów tytułowej bohaterki. Aby nadać utworowi ciekawszą formę, zastosowała kilka planów czasowych, retrospektywnych odwołań do dzieciństwa. Oczywiście każde wspomnienie jest wymową, uwiarygodnia postępowanie postaci.

Reżyser i scenografowie pokonali wiele trudności, jakie nastręczała kompozycja dramatu, idąc w stronę uniwersalności wystroju sceny - gdzie w poszczególnych obrazach zmieniają się tylko detale - oraz nadanie spektaklowi w wielu momentach dużego tempa. Nikomu nie udało się jednak do końca zaprzeczyć, że rzecz jest mało teatralna.

Bardzo istotna scena spotkania Dziewczyny z Marią (piąta) we wnętrzu "jakiegoś bliżej nieokreślonego pokoju", "ukryta" jest prawie na początku tekstu i może ujść uwadze niezorientowanego jeszcze w konstrukcji dramatu oraz powiązaniach między postaciami czytelnika. A przecież określa ona nie tyko konsekwentną postawę bohaterki, ale i podsumowuje niejako powojenną historię Polski. W inscenizacji Mrówczyńskiego jej ideę akcentuje ostatni obraz przedstawienia, "domalowany" przez realizatorów, Stańczyk grający na skrzypcach przy amarantowo-czerwonym tle zakrywającego fortepian aksamitu. Łamie to trochę konwencję sztuki, a czy istotnie wzmacnia wymowę? To już symbol jak na ambitną pointę solidnie wyeksploatowany.

Dla tego typu literatury dramatycznej jak dramat Nurowskiej, sprawą niezwykle ważną jest aktorstwo. Toteż do głównej roli zaproszono aktorkę Teatru Dramatycznego w Warszawie - Jadwigę Jankowską-Cieślak. Dzięki wielkiemu talentowi i zawodowemu kunsztowi tej wybitnej artystki, można było np. uniknąć wprowadzenia na scenę dwóch różnych osób do ról Dziewczyny i Marii. Jankowska-Cieślak bez specjalnej charakteryzacji w obu jest równie wiarygodna i prawdziwa. Upływ czasu widać w każdym jej spojrzeniu, w wyrazie twarzy, geście, intonacji głosu. Z osoby dwudziestoletniej na naszych oczach przeistacza się w matkę dorosłej córki, profesora uniwersytetu. Swoim wdziękiem i urokiem osobistym ożywia też samą postać.

W rolach przesłuchujących Kowalską funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa obsadził Mrówczyński Wojciecha Siedleckiego (Pierwszy) i Mariusza Puchalskiego (Drugi). Pierwszy to prymitywny sadysta, okrucieństwem kompensujący głęboki kompleks niższości, Drugi - jego przeciwieństwo - jako tako wykształcony i wychowany bezideowy cynik o nieskazitelnych manierach. Są jednak momenty, że obaj aktorzy zmieniają nieco tonację. W efekcie Drugi - bez większego uzasadnienia w tekście - ryczy na Marię, a Pierwszy od czasu do czasu wpada w ironiczny ton konwersacji Drugiego. Sceny przesłuchań, choć i dramaturgicznie i aktorsko przeważnie na wyższym poziomie od pozostałych, też budzą pewien niedosyt. W tych zmaganiach siły charakteru, woli i intelektu z siłą fizycznej przemocy, Maria zanadto góruje nad ubowcami. Zaciążyła tu w pewien sposób nad partnerami osobowość aktorki.

Interesującą, pełną wdzięku i liryzmu postać stworzył w roli Adama Bali Mariusz Sabiniewicz. Ciekawie poprowadziła rolę Zosi wykazując szeroki wachlarz aktorskich możliwości, Ewa Wrońska. Przedstawienie aktorsko było na wyrównanym poziomie. Z wielu postaci nie wydobyto maksimum zawartych treści i potencjalnych walorów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji