Artykuły

Bogusławski - w podwójnej roli

Dwusetna rocznica Teatru Narodowego, uświetniona w ubiegłym, jubileuszowym roku otwarciem odbudowanego gmachu Teatru w Warszawie, wiąże sie jak najściślej z imieniem Wojciecha Bogusławskiego. Co prawda, w czasie przedstawienia "Natrętów" Józefa Bielawskiego w 1765 r., którą to datę - jako przełomową dla dziejów rodzimego repertuaru na naszych scenach - uznano za początek historii narodowej sceny, Bogusławski był jeszcze pięcioletnim dzieckiem. Dopiero w kilkanaście lat po premierze "Natrętów" obrał sobie syn poznańskiego rejenta niezbyt jeszcze poważany zawód aktorski. Bardzo szybko zasłynął jako aktor, reżyser, autor, pedagog i propagator polskiej twórczości, słowem - jako reformator narodowego teatru.

Przez całe życie rozwijał Bogusławski ożywioną działalność również na prowincji, m. in. w Kaliszu, tak bliskim mu ze względu na niedaleką podostrowską Sobótkę, która przez pewien czas stanowiła majętność rodziców, a dla niego samego była "krajem lat dziecinnych".

W 1800 r. utworzył Bogusławski w Kaliszu stała scenę, stąd też do 200 lat Teatru Narodowego przyłączył sie teatr kaliski, obchodząc w tym samym czasie swoje 165-lecie.

Mieszkańcy naszego regionu mieli możność zapoznać sie ostatnio z jedną ze sztuk Bogusławskiego, a ponadto widzowie ostrowscy ze sztuka o tym aktorze - z obiema w wykonaniu Teatru im. W. Bogusławskiego z Kalisza.

"Henryk VI na łowach" jest jednym z wcześniejszych utworów Bogusławskiego - komedia, której akcja rozgrywa sie wprawdzie w Anglii, lecz w istocie odnosi sie - przez liczne aluzje polityczne - do spraw polskich, współczesnych autorowi. Nietrudno w wypowiedziach bohaterów odnaleźć poglądy Bogusławskiego na ówczesne sprawy publiczne. Sztuka zawiera silne akcenty wychowania obywatelskiego, zgodnego z poglądami światłych polskich środowisk, sprzyjających równości stanów i innym ideom popularnym w kręgu zwolenników konstytucji 3 maja. Król Henryk przypomina - jako żywo - Stanisława Augusta, takiego jakim go widzieli współcześni, stali bywalcy obiadów czwartkowych. Ludzki, współczujący cierpieniu, gardzący pochlebcami. Nieza-leżnie od historycznej prawdy postaci, takim go nam przekazała literacka tradycja.

O polskim podtekście sztuki świadczy m. in. reakcja współczesnej widowni, jednoznacznie odczytującej w potępieniu angielskich możnych panów ostrą krytykę naszych targowiczan. Dowodem jest także czasowe zawieszenie przedstawień przez zaborcze władze.

Polityczne aluzje i obywatelska moralistyka nie stanowiła jeszcze o wartości utworu. Nie będąc najwybitniejszym dziełem autora "Krakowiaków i górali" jest jednak "Henryk" komedią o żywo toczącej się akcji, o intrydze dość zmyślnie przeprowadzonej, utrzymującej widza w nastroju zaciekawienia rozwojem wydarzeń, jest wreszcie komedią wyzwalającą śmiech na widowni.

Większość zespołu zaprezentowała sie w tym utworze od jak najlepszej strony. Króla Henryka kreował szlachetnym tonem i gestem Maciej Grzybowski, rolę Ferdynanda Kokla, strażnika królewskiej pieczęci, grał Władysław Lasoń. Dawał przekonujący wyraz sceptycznej filozofii życiowej człowieka, któremu los nie szczędził nieoczekiwanych doświadczeń. Zabawnie przebiegłą jego żonę Małgorzatę grała z powodzeniem Barbara Grudzińska. Obiecująco debiutowała na scenie w roli uprowadzanej Betsy, Elżbieta Starosiecka. Chyba bardziej dojrzale wypadł debiut Włodzi-mierza Nowaka, jako - zakochanego w Elżbiecie - Ryszarda. Należyty dystans wobec postaci uchronił Nowaka przed utożsamieniem sie z mocno naiwnym bohaterem.

O Wojciechu Bogusławskim, a także o królu - mecenasie sztuk pięknych, Stanisławie Auguście mieliśmy możność dowiedzieć sie niejednego ze sztuki "Król i aktor" znanego współczesnego polskiego dramaturga, Romana Brandstäedtera. Na scenie spółdzielczego klubu kulturalno-oświatowego w Ostrowie, na której występuję stale ostrowski Teatr Poezji, pojawili sie tym razem aktorzy z Kalisza i pokazali nam trzy spośród sześciu scen, składających sie na całość utworu.

Być może, ta fragmentaryczność prezencji utworu sprawiła, że pomimo rzetelnego wysiłku aktorskiego można było wynieść wrażenie, iż ma sie do czynienia raczej z udramatyzowaną lekturą historyczną o sympatycznym królu i wielkim artyście niż z prawdziwym utworem dramatycznym. Wypowiedzi bohaterów o narodowej, wychowawczej roli teatru i o pięknym posłannictwie aktorskiego zawodu, spychały na podrzędny plan to, co nazywamy artystyczną prawdą postaci. Jednym słowem psychologia utonęła w potokach dydaktyki.

Nie czytałem tego utworu, nie znam więc całości, a ponadto oprócz "Syna marnotrawnego" (na scenie "Teatru Starego" w Krakowie) nie oglądałem żadnej innej sztuki tego autora. "Syn mar-notrawny" był jednak przeżyciem.

Króla pokazał Marcin Talarczak w sposób dyskretny, z chwalebną powściągliwością. Aktorem był Włodzimierz Nowak, dobry zwłaszcza w scenach lirycznych, kameralnie ściszonych, trudno jednak było uwierzyć, że z przekonaniem odpycha od siebie uroki i powaby prywatnego życie roztaczane tak umiejętnie przez Elżbietę Starostecką. Stefan Miennicki bez większych oporów wcielał sie w rozmaite niezbyt sympatyczne postacie. Cała czwórka robiła co mogła, z wielkim pożytkiem dla tak niezbędnej a podstawowej wiedzy o królu i aktorze, godnym naszej pamięci.

Szkołom, zwłaszcza średnim, utwór ten gorąco należy polecić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji