Artykuły

Seksowne buty dla Drag Queen

"Kinky Boots" Harveya Fiersteina i Cyndi Lauper w reż. Eweliny Pietrowiak w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Iwa Poznerowicz w Teatrze dla Was.

Wakacje w pełni i chciałoby się oglądać i uczestniczyć tylko w przedsięwzięciach "łatwych, prostych i przyjemnych". Naprzeciw takim potrzebom wyszedł Teatr Dramatyczny w Warszawie ze swoją najnowszą premierą. Jest to "Kinky Boots" w reżyserii Eweliny Pietrowiak. Tylko że tak naprawdę - jak się okazuje - nie jest to wcale takie łatwe ani proste przedstawienie. Daje ono co po niektórym asumpt do rozważań natury ideologicznej, w tym przypadku jednak zupełnie nieuzasadnionych. "Kinky Boots" to jedno z lepszych przedstawień musicalowych prezentowanych ostatnio na polskich scenach teatralnych, niosące pomimo swego sentymentalnego przekazu nieco prawdy o nas samych i ogromną dawkę entuzjazmu i energii, tak nam dzisiaj potrzebnych.

Pierwszy raz prawdziwa historia Steva Patemana, syna fabrykanta obuwia, który chcąc uratować rodzinny biznes zaczyna produkować specjalne buty dla drag queen, ujrzała światło dzienne w 1999 roku jako serial BB2 "Trouble at the Top". Na jego podstawie powstał w 2005 roku film (w Polsce znany jako "Kozaczki z pieprzykiem"). Prawo do adaptacji filmu zakupili autorzy scenariusza: Daryl Roth i Hal Luftig. Libretto do musicalu napisał aktor i dramaturg Harvey Fierstein, który do współpracy zaprosił swoją przyjaciółkę - kultową piosenkarkę, która była ikoną muzyki popowej lat 80. - Cyndi Lauper. Premiera na Broadwayu odbyła się w kwietniu 2013 roku. Tyle historii, wróćmy jednak do warszawskiej wersji musicalu.

Dzięki założeniom reżyserki Eweliny Pietrowiak, podążającej za librettem, spektakl w sposób chronologiczny opowiada całą historię. Głównych bohaterów: Charliego, syna fabrykanta, i Simona, syna niedoszłego boksera, poznajemy, gdy jako dzieci wsłuchują się w nauki swoich ojców. Obaj od dzieciństwa przekonywani są, że buty to najważniejsza rzecz w życiu, ale od razu trudno nie zauważyć, że to słowo rozumieją zupełnie inaczej. Charlie dojrzewa, zakochuje się, wyjeżdża za dziewczyną i podąża za głosem swojego serca do Londynu. Planuje zrobienie tam kariery, gdy nagle umiera jego ojciec. Pracownicy fabryki są przekonani, że Charlie po prostu przejmie schedę po ojcu. Tylko że sławna fabryka "Price i syn" od jakiegoś czasu jest w nie najlepszej kondycji finansowej. Świetnie wykonane, ale niezbyt modne buty nie zyskują nabywców. Charlie jest zagubiony. Z jednej strony narzeczona przekonuje go do sprzedania ojcowizny, a z drugiej pojawia się odpowiedzialność za pracowników. Z ciężkim sercem młody sukcesor zaczyna zwalniać zatrudnionych, jednak za namową Lauren - jednej z pracownic - postanawia szukać jakiegoś rozwiązania. Owe poszukiwania prowadzą go pewnego wieczoru na ciemną ulicę, na której staje w obronie napastowanej kobiety. Po niefortunnej wymianie ciosów Charlie budzi się w garderobie niejakiej Loli. Od tego czasu losy tych postaci splatają się nierozerwalnie.

Artystka jest sławną drag queen i występuje wraz z grupą podobnych aktorek w londyńskich klubach. Jej styl życia, wygląd inspirują Charliego, dlatego proponuje Loli wspólne przedsięwzięcie, które może uratować jego fabrykę. Będą projektowali specjalne "buty pełne seksu" i zaprezentują je na modowym show w Mediolanie. Wspólnicy przyjeżdżają do fabryki i zaczynają nową produkcję. To wspólne działanie to nie tylko praca, lecz także poznawanie siebie nawzajem, nauka tolerancji, uczciwości i rozumienia mentalności innych. Jest to lekcja zarówno dla Charliego, jak i pozostałych mieszkańców angielskiej prowincji; także dla Loli, która w piękny sposób pokazuje dwoistość swojej duszy - pięknej artystki i biednego chłopca Simona. Po wielu perturbacjach, jednak w żadnym wypadku nie będących nośnikiem manifestacyjnego opowiadania się po którejś ze stron, odbywa się wielki mediolański finał z butami projektu Loli i Charliego, a te stają się gwoździem programu.

Warszawska wersja "Kinky Boots" jest doskonała pod każdym względem. Ma świetnie zgrany zespół aktorów - zarówno bardzo młodego, jak i troszkę starszego pokolenia. Ma dobrze brzmiącą, porywającą muzykę i poruszające piosenki Cyndi Lauper (w tłumaczeniu Michała Wojnarowskiego). Ciekawa jest też scenografia, której tłem stają się ruchome ściany, wypełnione prawidłami do butów. Realizatorzy wykorzystali ogromną obrotową scenę Teatru Dramatycznego, co pozwala kilkoma ruchami przenieść się z hali fabrycznej na scenę w londyńskim klubie. Głównym elementem scenografii jest także jeżdżąca antresola, która potrafi być gabinetem prezesa fabryki i garderobą Loli, pełną kolorowych kreacji.

Wszystko, co dzieje się w przedstawieniu, zapowiada sympatyczną rozrywkę - aż do momentu, gdy na scenie pojawia się ON - odtwórca podwójnej roli: Simona i Loli, czyli Krzysztof Szczepaniak. Od pierwszej sceny aktor wręcz powala widzów na kolana. Nawet trudno powiedzieć, jaki jest. To kwintesencja wszystkiego: kobiecości, wdzięku, męskości, tyle że prezentowana z ogromnym smakiem, inteligentnie i chyba z wrodzonym esprit tego aktora. Każdy ruch bioder, powłóczyste spojrzenie, kokieteria to wręcz mistrzowskie operowanie głosem, ciałem, gestem, emocją. Szczepaniak ma niesamowity głos, dysponuje dużą skalą, świetnie tańczy, a dodatkowo perfekcyjnie opanował umiejętność chodzenia i tańczenia na gigantycznych obcasach. Świetny jest także balet towarzyszący Loli. Byłam przekonana, że to prawdziwe drag queen. Dopiero z programu dowiedziałam się, że są to aktorzy i studenci Akademii Teatralnej.

Krzysztof Szczepaniak jest aktorem zaledwie kilka lat po szkole, który - wydawałoby się - dopiero zaczyna zbierać swoje pierwsze sceniczne doświadczenia. Ale mówiąc kolokwialnie, "szczęka opada", patrząc na to, co pokazuje na scenie. Tym bardziej, że jego gra nawet w najmniejszej sekundzie nie jest przerysowana. Aktor nie puszcza oczka do widzów, udając, że to tylko zabawa w puste i bezsensowne przebieranki. Pod maską "przegięcia" kryje się znacznie więcej niż można podejrzewać. On jest Lolą i Simonem w każdym aspekcie tych budowanych na prawdzie postaci.

Po obejrzeniu najnowszej premiery w Teatrze Dramatycznym wiem jedno. "Kinky Boots" to naprawdę świetny spektakl, mówiący o istotnych sprawach, mający pozytywne przesłanie, bez szkalowania i obrażania kogokolwiek, z doskonałą muzyką, jeszcze lepszym wykonaniem i ze świecącą jasno gwiazdą - Krzysztof Szczepaniak jest nią bez dwóch zdań. Trzy godziny spędzone w teatrze gwarantują tym razem wysokiej klasy przyjemność i to nie tylko - miejmy taką nadzieję - w okresie kanikuły.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji