Artykuły

"Wyborcza na żywo": Spotkanie z teatralnym podziemiem

Wczoraj o godz. 18 w Surowcu przy ul. Ruskiej 46a w cyklu "Wyborcza na żywo" miało miejsce spotkanie z aktorami i twórcami związanymi z Teatrem Polskim w Podziemiu - relacjonują Magda Piekarska i Marta Rosa w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

To grupa, która zawiązała się kilka miesięcy temu w proteście przeciwko zmianom w Teatrze Polskim we Wrocławiu, które dokonały się tam po tym, jak dyrektorem sceny został Cezary Morawski. Działalność teatralnego podziemia jest odpowiedzią na artystyczną mizerię, która zapanowała w TP. Twórców pytaliśmy m.in. o to, na ile skuteczną bronią w walce o artystyczną jakość może być niezależny teatr.

Sierpniowe spotkanie z cyklu "Wyborcza na żywo", z aktorami i reżyserami Teatru Polskiego w Podziemiu prowadzi dziennikarka "Gazety Wyborczej" Magda Piekarska.

RELACJA NA ŻYWO:

Artystów Teatru Polskiego w Podziemiu pojawiło się we wrocławskim Surowcu kilkunastu.

Magda Piekarska: Pierwsze pytanie do Olgi Bilińskiej. Na ile pani wie, w co pani wchodzi? Czy wie, co dzieje się we Wrocławiu i z Teatrem Polskim?

Olga Bilińska: Tak, oczywiście. Takie sytuacje w Rosji również się zdarzają.

Magda Piekarska: Pan rozpoczął swoją inicjatywą ten teatr. Następuje dziś jego kolejny rozdział. Czy w styczniu wiedział pan, że to akcja na tak długi dystans?

Krzysztof Garbaczewski: Przyszłość tego projektu wciąż jest nieokreślona. Wtedy nie myślałem o tym jaką ma ona perspektywę trwania. Im dłużej trwa, tym to doświadczenie jest ciekawsze. Jednak to sytuacja walki, przez cały czas w Teatrze Polskim, tym oficjalnym, sytuacja jest dość makabryczna. Dlatego nasze działanie trwa. Pokazuje, jak niezwykła była energia tamtego miejsca, która przekłada się na paliwo naszych spotkań i chęci tworzenia. Trwamy, póki jest taka potrzeba, również tworzenia i to ona nas prowadzi.

Magda Piekarska: Czy emocje ze stycznia różniły się od tych, które odczuwa pan dziś?

Krzysztof Garbaczewski: To się wiąże z dość osobistym odbiorem energii, która była w styczniu, myślę, że wtedy wielu członków tego zespołu było w głębokiej traumie. Dzisiaj rzeczywistość potoczyła się tak, że z tarczą, nie na tarczy, mogli z niej wyjść.

Michał Opaliński: - Jako grupa Teatr w Podziemiu ma w planie zafunkcjonować na nowo we Wrocławiu. Od roku robi to pro publico bono. Ich nowym celem będzie stworzenie stałego zespołu. Wszyscy dziś są już w różnych miejscach, w całej Polsce, nie we Wrocławiu. We Wrocławiu nie ma dla nas miejsca. Trzeba wyjechać i się nie obracać, budować coś nowego.

24 lipca odbył się kolejny protest w ramach "lipcowej rewolucji", broniliśmy sądów. Na tych protestach miałem okazję zadebiutować przemawiając do 60 tys. ludzi na Krakowskim Przedmieściu. Przytoczyłem metaforę, kiedy z całym zespołem robiliśmy transparenty na pierwszy nasz protest. Minął rok i robimy kolejne transparenty. Minął rok, a my dalej protestujemy. Szerzej, dalej, głębiej.

Anna Ilczuk: - Nie czujemy się przegrani. Ja miałam duże wątpliwości, żeby tu przyjść dziś i z państwem się spotkać. Dlatego, że bardzo bym nie chciała, aby z naszego protestu, utraty pracy, zrobił się martyrologiczny wątek, że zostaliśmy zwolnieni. W tej sytuacji nie ma nic niezwykłego, ludzie często tracą pracę. Każdy ma niepewność jutra i swojego miejsca zamieszkania. Nie chcemy, żeby to był temat naszych spotkań.

Do swoich kolegów jako artystów mam duży szacunek i nie chcę ich określać tylko smutną opowieścią. To, że siedzimy tu dziś wszyscy i chcemy się spotykać świadczy o tym, że nie czujemy się przegrani. Słowa jednej z naszych piosenek brzmią: "Weźcie sobie ten budynek i nażryjcie się", a pro po murów w teatru na Zapolskiej. My możemy tworzyć bez tych ścian, ponieważ mamy państwa tutaj.

Małgorzata Gorol: - Wzruszyłam się tym, co mówi Ania. Moja sytuacja zmieniła się całkowicie, bo po odejściu z Teatru Polskiego zdecydowałam się odejść do Teatru Starego w Krakowie, o którym marzyłam od lat. Poszłam za marzeniem. Stary Teatr jest teraz w analogicznej sytuacji. Ale moje serce pękło we Wrocławiu. Wydaje mi się, że dla artysty być może to nie są czasy na to, żeby pracować w instytucji, a na pewno nie narodowej. Myślę, że jestem przez cały czas w jakiegoś rodzaju żałobie. To jeszcze trzeba przepracować.

Michał Opaliński: - Mam totalną niezgodę na Wrocław, na to miasto, które nie ma żadnych refleksji. To kolejny raz w historii sztuki we Wrocławiu, kiedy miasto bardzo lekką ręką wygania artystów. Władze, zarówno wojewódzkie jak i miejskie, całkowicie nie mają pojęcia jaki potencjał wytwarza się w tym mieście. Myśmy go wytworzyli i w nic to się nie przekuło.

Jestem wrocławianinem, we Wrocławiu jest cudownie, fajnie się tu żyje, kiedy jest cel, kiedy było po co. Takim miejscem był Teatr Polski. Takiego już go nie będzie. Jestem na to miasto obrażony, nie na nas, ale na ludzi, którzy nami dysponują, którzy byli łaskawi dotować sztukę, a teraz dotują chałtury i nie widzą w tym problemu. Mam na to niezgodę.

Artyści jako pierwsi otrzymali kalendarze z fotografiami Mieczysława Michalaka z lipcowych manifestacji i protestów, które odbywały się we Wrocławiu. Są to specjalne kalendarze, od sierpnia 2017 do lipca 2918, które będą rozdawane 31 sierpnia na rynku we Wrocławiu, podczas manifestacji poświęconej rocznicy powstania Solidarności. Mieszkańcy otrzymają 8 tys. sztuk.

Andrzej Wilk: - Ja jestem w trochę innej sytuacji niż cała reszta tego zespołu. To nie pierwszy raz we Wrocławiu władze rozpieprzyły sztukę. Teatr w Polsce rozpieprzono w 81. My tu we Wrocławiu stworzyliśmy wtedy teatr wędrujący. Była grupa ludzi, która wtedy stworzyła teatr, który później wędrował po całej Polsce.

Moja refleksja jest taka: żeby nie wiem co, nie wiem jaka opresja, nie da się zabić twórczości, twórców ani sztuki, bo to część cywilizowanego człowieka, która jest integralnie z nim związana.

Dariusz Maj, który wciąż pracuje w Teatrze Polskim: - Teoretycznie jestem w tym Teatrze. Tylko teoretycznie, na papierze. Jestem dość szczęśliwy z tego powodu, że nikt się mnie nie czepia i na razie nie muszę niczego odmawiać.

Michał Kronenberger, nadal pracuje w TP: - Takie sytuacje mam już za sobą. Tak jak powiedział Andrzej, te rzeczy są cykliczne, one się zdarzają. Już ileś razy protestowałem, nie tylko te władze, ale też inne niszczyły sytuację teatru, która była dobra Zawsze odchodziłem do lepszego miejsca. Tym razem tego nie zrobiłem, postanowiłem powalczyć, zostać. Szkoda było mi tych wartościowych ludzi i miasta. Teraz jestem w dużym dylemacie. Zawalczmy o status tego miejsca, zrobiliśmy już kilka kroków.

To, co próbujemy teraz zrobić, to spotkanie, które ma połączyć małe jednostki, jakimi jesteśmy. To musi iść szerzej, tylko wtedy jesteśmy w stanie zaznaczyć swój głos. Kultura generalnie nie może być zawłaszczona przez tylko jedną opcję polityczną. To bardzo ważne, aby sztuka była niezależna i poruszała wszystkie tematy.

Michał Opaliński: - W trakcie lipcowych spacerów poddana została sekwencja: "Wrocław poddaje się zawsze ostatni". Chciałbym, aby Wrocław poddał się ostatni. Chciałbym, aby w ogóle się nie poddał. Mam takie życzenie, aby ta wspólnotowość, która zaczęła się między nami, i którą pierwszy raz poczułem w trakcie 14-godzinnych Dziadów, poczułem o co w tym chodzi, kiedy traci się barierę i funkcjonuje we wspólnocie. Chciałbym abyśmy sobie wszyscy razem pomogli, nie byli bierni i wiedzieli, co jest dla nas cenne. My przez cały rok chodziliśmy do Urzędu Marszałkowskiego, aby negocjować. Mieliśmy wsparcie publiczności, ale to było wciąż za mało.

Anna Ilczuk: - Kiedy zanieśliśmy petycję do urzędu zadano nam pytanie, ile jest na niej podpisów. 4 tysiące. "4 tysiące podpisów mnie nie interesuje, jak będą 44 tysiące to będę się tym zajmował" - powiedział w odpowiedzi pan Tadeusz Samborski.

Magda Piekarska: - Co przez ten rok się w panu zmieniło? Wchodzi pan do innego teatru, wchodzi do kontenera, który stoi pod Arsenałem.

Krzysztof Garbaczewski: Te gesty są znaczące i odzwierciedlają naszą sytuację, jak bycie zamkniętym w kontenerze. To rodzaj małej celi, w której Frasyniuk siedział, a teraz my możemy rozsadzać ją od środka. Myślę, że w momencie, kiedy to wszystko się stało, zrozumiałem, że dorastałem we Wrocławiu, dorastałem tu artystycznie. Dlatego wydaje mi się ważne, żeby nie odpuścić tego miasta, ze wspaniałą historią, z rozwijającą się tożsamością, ale pójść do przodu. Nie wybudować sobie muzeum. Teatry mogą stać się tego laboratorium. Teatr Polski takim już jednak nigdy nie będzie, pewne zasady są niezmienne w świecie, to się stało. Może energią studentów, jakichś nowych osób, przy pomocy bardziej doświadczonych, wspólnymi siłami przerodzi w miejsce, które nadawałoby znów Wrocławiowi dynamiczny rys.

Michał Opaliński: - W Warszawie jesteśmy wrocławskim desantem. Mówią jeszcze, że będzie bydgoski i krakowski. Wystawienie Dziadów w całości bez skrótów, to było wydarzenie na skalę polską. Cztery lata pracy, setki osób. Dziś 2,5 mln złotych leży w magazynie Teatru Polskiego, bo nas usunięto, a nie da się 48-osobowej obsady zwołać z powrotem. To zdarzyło się rękami i decyzją jednego człowieka. 2,5 mln złotych w piwnicy.

Magda Piekarska: - Z drugiej strony wasz protest to wielki triumf. Kiedy stałam podczas lipcowych manifestacji na rynku i słuchałam jak ludzie skandują: "Teatr Polski nie Morawski", to myślałam sobie, że jest w tym wszystkim potencjał. Co z tym obudzonym potencjałem zrobić?

Anna lczuk: - My jesteśmy szczęśliwi, tylko, że ten tłum wtedy krzyczał już w momencie kiedy było trochę za późno.

Michał Opaliński: - Nie mam pomysłu na to, co robić. Stoję na ulicy i muszę wierzyć w to, że to stanie ma sens. Może się jednak zmieniamy, może świadomość ludzi młodej demokracji się zmienia. Półtora tygodnia lipcowej ulicy na pewno w wielu wpuściło wiele nadziei. Może to nie moment gloryfikacji protestów, ale organizacji i grup, które się tworzą. Mamy pomysł na stworzenie instytucji, stworzymy ją na nowych, naszych zasadach, z nowym mecenasem sztuki.

Na koniec wszyscy obejrzeli krótkometrażowy film Zuzanny Grajcewicz, studentki reżyserii w Łodzi, o tym, jak aktorzy i twórcy Teatru Polskiego walczyli o jego przetrwanie.

Występy na Nowych Horyzontach

Spotkanie w cyklu "Wyborcza na żywo" poprzedziło występy Teatru Polskiego w Podziemiu zaplanowane w ramach festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty. W czwartek i jutro o godz. 20 (a w sobotę o godz. 14) w kontenerze, który stanie przy Arsenale (ul. Cieszyńskiego), aktorzy pod wodzą Oskara Sadowskiego i Krzysztofa Garbaczewskiego pokażą improwizowane performance'y zrealizowane w stylistyce Silent Theatre, czyli niemego teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji