Salon na klepisku
Długo odkładany "Rewizor" Mikołaja Gogola w Teatrze Polskim w Warszawie doczekał się wreszcie premiery na zakończenie mijającego sezonu. Przedstawienie Kazimierza Dejmka publiczność przyjęła bardzo serdecznie, ale nie można pisać o pełnym sukcesie teatru.
Zacznijmy jednak od początku. Krzysztof Pankiewicz zbudował na obrotowej scenie niezwykle dowcipnie funkcjonujące miasteczko N.N., które wygląda jak skrzyżowanie zagrody z więzieniem. Po drewnianych, rozlatujących się chodnikach, między dziurawymi płotami, bramami, furtkami, wieżyczkami ni to cerkiewnymi, ni to więziennymi, w labiryncie wymuszonych dróg miasteczka N.N. poruszają się jego obywatele, wyżsi i średni urzędnicy. Znakomita, rzecz by można bardzo ideowa i inscenizacyjna scenografia narzuca i sensy, i rytmy, a przede wszystkim tworzy podstawową poetykę spektaklu.
Punktem wyjścia staje się zderzenie czegoś w rodzaju rozsypującej się rzeczywistości, ze znakomicie funkcjonującymi rytuałami, obyczajami, zachowaniami, którymi żyją ludzie. Jakby naokoło nic się nie stało. Wszystko odbywa się według uświęconego, dygnitarskiego obrzędu. Trwa więc odwieczny rytuał obrzędowy, starszy niż miasto, starszy niż ludzie, wielokrotnie sprawdzony, skuteczny wspierany wielkimi minami, wypróbowanymi sposobami. Można powiedzieć, że miejscowa nomenklatura trzyma się krzepko, pieriestrojki nie uznaje, robi miny, że żyje w salonie, a widać, że biega po klepisku.
Ten sposób odczytania "Rewizora" mieści się w najbardziej tradycyjnym kontekście. I wszystko byłoby zgodne z teatralnym stereotypem i z tzw. wymogami chwili, gdyby jeszcze wiadomo było co gra Jan Englert. I problem nie polega na tym, o co chodzi w tzw. koncepcji roli Chlestakowa, wszystko rozbija się na poziomie tak okropnego fałszowania, że doprawdy trudno rozpoznać, jaką arię śpiewa ten tenor. Drugi kłopot łączy się z... zaletą spektaklu, czyli z aktorstwem. Przedstawienie jest bowiem z jednej strony dobrze i bardzo dobrze grane. Wypada tu wymienić wielu aktorów: Janusza Zakrzeńskigo (Horodniczy), Barbarę Horawiankę (jego żona), Ignacego Machowskiego (Chłopow), Lecha Ordona (Ziemlanik), Wiesława Gołasa (Szpiekin), Damiana Damięckiego (Bobczyński), Bogdana Baera (Dobczyński). Z drugiej jednak strony, od jakiegoś czasu Kazimierz Dejmek jakby mniej wagi przywiązywał do jakiejś jednorodnej w ramach przedstawienia stylistyki aktorskiej, dopuszczając do pomieszania sposobów, stylów, konwencji. Słowem, każdy gra po trosze co innego.
W surrealistyczny, trochę kabaretowy pejzaż miasteczka N.N., które już pokazało wszystko na co je stać, zjeżdża w końcu spektaklu na wyciągu z góry prawdziwy żandarm (z nieba!) i zapowiada przybycie prawdziwego rewizora (z nieba!). Obyście byli gotowi na dzień prawdziwego sądu - zdaje się mówić Kazimierz Dejmek.