Artykuły

Gra z cieniem (fragm.)

11 lutego

Od kiedy Erwin Axer zaczął publikować w "Dialogu" "Kartki z pamiętnika" - od nich zaczynam lekturę tego teatralnego miesięcznika. Życiowe drogi młodszego zresztą ode mnie o całe osiem lat Axera biegły po całkiem innych tropach aniżeli drogi moje, lecz oto przy pewnej okazji znaleźliśmy się obok siebie, oczywiście nic a nic o tym nie wiedząc, bo też w tym czasie nic o sobie wiedzieć nie mogliśmy.

W grudniowym numerze "Dialogu" wspomina Axer swoje reżyserskie początki, związane z istniejącym podówczas (lata trzydzieste) warsztatem teatralnym.

"Nasze warsztaty - pisze Erwin Axer - rozporządzały bardzo skromnym, ale własnym budżetem, zezwalającym na dobieranie aktorów z różnych zespołów i teatrów, "własne" wypożyczone sceny Teatru Narodowego i Nowego, własny układany przez Schillera i jego współpracowników repertuar, własną strukturę wreszcie, wyrażoną w formule: studenci - reżyser i scenograf, opiekuni - dwóch pedagogów ("praktyk" i "teoretyk"). Ponadto jeszcze mieliśmy własną publiczność: aktorzy, miłośnicy i znawcy, tak zwane środowisko literacko-artystyczne, trochę snobów, kibiców, i oczywiście prasa, która na drugi dzień po premierze publikowała recenzje. I jeszcze cała nasza szkoła - profesorowie oraz studenci obu wydziałów... Ponieważ repertuar był interesujący, opieka inspirująca, niektórzy studenci nie pozbawieni zdolności - "warsztaty" stały się w ostatnich latach przed wojną, zdaniem prasy i publiczności, jednym z atrakcyjniejszych teatrów Warszawy. Łatwo zrozumieć, że realizacja warsztatu była dla każdego studenta, a już zwłaszcza dla niewtajemniczonego "cywila", nie lada przeżyciem, przygodą i szansą zarazem.

Było się więc do czego szykować! Tymczasem jednak, w przewidywaniu wspaniałej samodzielności, trzeba było zacząć od asystentur. Na początku, zanim jeszcze zacząłem asystować samemu Schillerowi, przydzielono mnie do warsztatu Krysi Sewerinówny-Zelwerowiczowej, która przy współpracy Wiskinda realizowała "Orfeusza" Cocteau. Natychmiast sprawiłem sobie czarną jak noc koszulę, taką samą, jaką nosił Oleś Węgierko - czułem się w niej bardzo profesjonalnie - i zakasawszy no łokcie rękawy (to z kolei podpatrzyłem u Jurka Kreczmara) - zasiadłem z boku sceny na drewnianym stołku. Nic więcej nie miałem do roboty. Zaglądałem pilnie, choć bez głębszej przyczyny do egzemplarza, który ze względów dekoracyjnych włożono mi do rąk, i oglądałem pilniej jeszcze z nieznanej dotąd perspektywy Chodeckiego, Piaskowską, Ankwiczównę, Janka Kreczmara, krytycznie przysłuchiwałem się uwagom Krysi rozmyślając o tym, co bym uczynił na jej miejscu, i zadowolony z dobrze spełnionego obowiązku wracałem do mojego pokoju przy Alejach Jerozolimskich..."

Początkujący reżyser, Erwin Axer, nie mógł wiedzieć, iż ten "Orfeusz" był jednym z największych przeżyć teatralnych początkującego pisarza, Jerzego Andrzejewskiego. Jeszcze dzisiaj, więc po czterdziestu kilku latach, pamiętam, jakby się to działo nie dalej niż na wyciągnięcie dłoni młodego Kreczmara w roli Szklarza, tak cudownie lekko poruszającego się w niebieskim kombinezonie i ze skrzynką szklarza na plecach, chyba jedna z najbardziej zachwycających ról w długiej karierze tego świetnego artysty; a zapowiadająca się na wielką, niestety powojenne zawiłe skomplikowania, których prawdziwa istota nie jest mi bliżej znana, sprawiły, że nie mogła znaleźć dla siebie miejsca i jakie jej losy przypadły w udziale - pojęcia nie mam. Trudno mi natomiast w tej chwili dociec, czy to ja się mylę, czy też Axera pamięć zawiodła czy Śmierci nie grała Irena Eichlerówna? Zatarł mi się w pamięci jej kostium, lecz długie czarne rękawiczki pamiętam bardzo dobrze. Lecz, czy je nosiła Eichlerówna, wówczas u początków swojej wielkiej kariery?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji