Artykuły

Czy tylko niewola?

Są zagadnienia, które unoszą się w powietrzu jak bakcyle i, jak bakcyle, atakują poszczególne, bardziej czułe osobniki. Oto jeden, drugi, trzeci przeżywa problemat, jak chorobę. Wyszedł z niej zdrowo i cało, czasem może z bliznami, jak po ospie, i z całą dobrą wolą uzdrowionego aplikuje bliźnim szczepionkę swoich własnych przeżyć.

Na schyłku ubiegłego stulecia i w początku bieżącego pasjonowała wszystkich sprawa kobieca. Mężczyźni pobłażliwie wzruszali ramionami, ale przyszła wojna i nakazała inne gesty męskim ramionom. Tymczasem ibsenowska Nora wyszła z "domu lalki" i zamieszkała w wielkim domu ludzkości. Nikt dzisiaj nie przeszkadza kobiecie być człowiekiem, przeciwnie, na każdym kroku tego od niej wymagają. Może być lekarzem, adwokatem, sędzią, inżynierem, architektem, posłem do parlamentu i senatorem, ba! nawet ministrem. Wyzwoliła się jako człowiek. Zdobyła dostęp do pracy, prawo walki o byt, niezależność materjalną, możność zarobkowania. Wolno jej, jeśli chce, nie być przez nikogo utrzymywaną (jakże często dzisiaj musi utrzymywać nietylko siebie, ale i rodzinę, a nawet męża!).

Czy w parze z tem wyzwoleniem jej, jako człowieka, idzie wyzwolenie jej, jako kobiety? Bezwarunkowo nie! Kobieta usamodzielniona społecznie i indywidualnie, pozostała jednak niewolnicą swoich uczuć, swojej kobiecości, która mści się na niej odwiecznemi tradycjami miłosnego jarzma.

W naturze kobiety stuprocentowej leży organiczna potrzeba wyłączności oddania się i posiadania. Kobieta, która kocha, wierzy w trwałość i niezniszczalność miłości, widzi w niej zawsze pierwiastki wiekuiste, zdrada jest dla niej synonimem śmierci. Kobieta jest monogamistką nie dzięki swojemu ustrojowi fizycznemu, jak to niejednokrotnie starano się naukowo udowodnić, ale dzięki wrodzonej religji miłości, która każde odstępstwo od ideału traktuje jak świętokradztwo.

Czy taka postawa kobiety wobec uczucia nie komplikuje jej życia i życia jej najbliższych? Niewątpliwie tak. Gorzej, że często łamie jednostki silne, wartościowe a egzaltowane. Tak oto wśród kobiet, właśnie tych pozornie wyzwolonych niewolnic miłości, rodzi się bunt. Zrzucić dobrowolnie włożone kajdany, które już wrosły w ciało, wyrwać je, choćby z ciałem razem! Zazwyczaj życie przychodzi samo z pomocą, dokonywa operacji nie jak mądry chirurg, ale tak okrutny oprawca. Nad własnem rozdarłem sercem kobiety zwołują konsyljum i stawiają spóźnioną djagnozę w nadziei, że przyda się dla innych.

Pierwsza tę akcję samarytańską rozpoczęła Nałkowska "Domem kobiet". Rezultatem jej rozważań była raczej rezygnacja. Nałkowska o nic nie walczy raczej proklamuje całkowite rozbrojenie moralne wobec najazdu miłości. Trudno! Nic na to nie poradzimy. Kobieta musi kochać, wierzyć, być zdradzaną - jak mężczyzna w tem jest z nim równouprawniona; ale jest graczem odważniejszym od mężczyzny, stać ją na hazard; na kartę miłości stawia cały kapitał swoich uczuć i aspiracyj, jeśli przegra stawkę, zostanie bankrutem na całe życie.

W rozgrywce miłosnej między mężczyzną a kobietą partje są nierówne; nie mówiąc o tem, że mężczyzna ma zawsze "fory" - przecież on nie ryzykuje nic, albo bardzo mało. Kobieta - wszystko. Dzisiaj już nietyle dzięki prawu opinji, zwyczajowi, materjalnej zależności i ustrojowi społecznemu, co dzięki swemu osobistemu nastawieniu do erotyzmu. W walce

o byt dorównała mężczyźnie, niekiedy nawet go zdystansowała, w wyścigu miłosnym mężczyzna pobije ją zawsze o całą długość swej... bezwzględności.

Kobiety są jak Burboni: niczego nie zapomniały, niczego się nie nauczyły. Otóż tę niepoprawną postawę wobec miłości zaczynają poddawać surowej rewizji same kobiety. Naturalnie, te bardziej przedsiębiorcze, zahartowane, umiejące stawiać czoło nietylko abstrakcjom, ale i żywym problematom. Niedawno p. Janina Strzelecka pisała w "Bluszczu" o "konieczności rewizji uczuć". Temat, który wywołał sprzeczne echa wśród czytelniczek. Jedne powitały go z gorącą aprobatą, jako krok do duchowego wyzwolenia kobiety, inne błędnie dopatrywały się w nim zamachu na małżeństwo i rodzinę.

Niemal jednocześnie z ukazaniem się tego arty kiiłu teatr Instytutu Reduty wystawił "Sprawę Moniki" Marii Morozowicz-Szczepkowskiej. Strzelecka motywowała konieczność rewizji uczuć, Szczepkowska pokazała nam jak ta "konieczność" wygląda w życiu. Jako teren eksperymentalny, obrała sobie trzy kobiety, trzy "ofiary", okłamane przez jednego tego samego mężczyznę; - bądźmy sprawiedliwi: okłamane przez swoją własną ślepotę miłosną. To, co dla niego było epizodem "pour passer le temps", ostrą przyprawą życiową, one podniosły w swej egzaltacji do wyżyn romantyzmu: "miłość na śmierć i życie". Każdej się zdawało, że to ona jest jedyną wybranką Ahaswera, a on tymczasem wędrował od kobiety do kobiety. Nie trzeba było bubka brać na serjo, ot i wszystko.

Okazuje się, że to łatwiej powiedzieć, ale trudniej zrobić. A już najtrudniej po bankructwie miłosnem zacząć budować swoje życie odnowa. Szczepkowska na trzech typach kobiecych pokazuje nam reakcję zawodu miłosnego. Jedna, urodzona działaczka i intelektualistka, leczy swoje rany pracą zawodową, odurza się powodzeniem

Druga, bezbronne kobieciątko, aż do przesady naiwne, pomimo dyplomu doktora medycyny, niewyzyskany materjał na "grande amoureuse", nie widzi innego wyjścia z miłosnego impasu, jak śmierć. Przywrócić ją naprawdę życiu może tylko nowe uczucie.

Trzecia, dziewczyna z ludu, o rozbudzonych instynktach i wrodzonem poczuciu rzeczywistości, z właściwą swojej rasie prężnością, nie łamie się pod brzemieniem upadku, ale traktuje go jako odskocznię do karjery życiowej. Samica praktyczna, która na swoim zawodzie miłosnym robi dobry interes. Skrzywdzona przez mężczyznę, bierze rewanż z chłopską zaciętością, z wyrachowaniem sklepikarki, a jednak, pomimo wszystko, z aspiracjami na człowieka wolnego.

A sens moralny sztuki, jej teza?

Nie być niewolnicą uczucia, ale jego panią. Cudowna recepta na miłość bez uniesień. Niewątpliwie może zagwarantować spokój i równowagę duchową ale czy wystarczy kobiecie, wiecznie łaknącej wyłączności serca? Czy miłość, odarta z niepokoju, zazdrości, cierpienia, będzie miłością prawdziwą? Oto pytanie, które co chwila zadaje życie nietylko kobietom, ale i mężczyznom.

Przecież zdarzą się, że i oni też kochają, cierpią, są zdradzani. Czy tylko przez kobiety? Najczęściej przez swoją własną miłość.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji