Artykuły

Stary Teatr, nowy sezon. Dymisja na początek?

Najlepszym początkiem nowego sezonu w Starym byłoby podanie się dyrektora do dymisji - pisze Michał Olszewski w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Jana Klaty w Starym Teatrze już nie ma. Im bardziej go nie ma, tym lepiej widać, jakim błędem było zastąpienie go przez Marka Mikosa, któremu, swoją drogą, Klata zapewnił komfortowy początek kadencji, pozostawiając w spadku znakomite spektakle, świetny zespół i sprawnie funkcjonującą scenę. Poczynania Marka Mikosa są tak zawstydzające, że nawet cierpliwość głównego architekta tej zmiany - ministra Piotra Glińskiego - zdaje się być na wyczerpaniu. Odłóżmy na bok absolutny brak merytorycznych podstaw tego wyboru: o tym, że Klata przegrał, ponieważ jest dla dobrej zmiany wrogiem, pisaliśmy w "Wyborczej" wiele razy. Ważniejsze, że dyrektorem jednej z najważniejszych scen teatralnych w Polsce został człowiek niewiarygodny.

Dowody są oczywiste: do konkursu Marek Mikos wystartował z programem napisanym częściowo przez kandydata na dyrektora artystycznego - Michała Gieletę. Po czym lekko oznajmił, że z owym kandydatem współpracować nie będzie. Z programu artystycznego, który przypadł do gustu komisji konkursowej, nie zostało nic.

Popis bezradności

Sprawa kolejna to naprędce skonstruowany nowy program i nowa lista autorów, którymi chwali się dyrektor sceny narodowej. Że owe plany wyglądają na chaotyczne, niespójne i sklecone naprędce, to pół biedy. Gorzej, że Marek Mikos mówi nieprawdę, przedstawiając propozycje, które nie zostaną zrealizowane. Jeden reżyser zaprzecza, by miał współpracować ze Starym, kolejny przypuszcza, że stanie się tak nie wcześniej niż za dwa sezony, inny w ogóle o swoich realizacjach w teatrze nic nie wie. Przywoływanie Smarzowskiego, który nie potwierdza w żaden sposób swojej obecności w teatrze, również wygląda na teatralny czek bez pokrycia.

W ciągu niedługiego czasu Marek Mikos dokonał rzeczy niebywałej: pozbył się atutu, dzięki któremu wygrał konkurs, zaprezentował szereg propozycji, które nie zostaną zrealizowane, obrócił przeciwko sobie dużą część zespołu. To popis bezradności, a nie profesjonalizmu, symboliczny dla dobrej zmiany w kulturze.

Co więcej, po miażdżącej krytyce dokonań Klaty, jaką zawarł w ofercie konkursowej, zaczął przyznawać mimochodem, że reżyser pozostawił scenę narodową w dobrym stanie. Jednym z zarzutów była na przykład zbyt mała częstotliwość spektakli. Teraz okazuje się, że zespół gra dużo, mimo że żadne zmiany w repertuarze nie zostały wprowadzone. Spektakle okazały się przyzwoite, ba, nowy dyrektor przyznaje, że są widzowie, którzy chcą je oglądać.

Kończąc nieszczęsny spektakl

Ciśnie się na usta pytanie, czy tak kluczowe dla funkcjonowania teatru sprawy jak zmiany w bufecie i zakup aut z napędem hybrydowym (te fundamentalne postulaty również znalazły się w koncepcji konkursowej) są jeszcze w agendzie nowego dyrektora, czy również się z nimi rozstał.

Tadeusz Kantor mawiał, że do teatru nie wchodzi się bezkarnie. Marek Mikos najwyraźniej o tym zapomniał. Ma jeszcze szansę, by przyznać się do błędu i teatr czym prędzej opuścić, kończąc nieszczęsny spektakl, którego jest głównym bohaterem. Teatr wybacza błędy, pomyłki, katastrofy, odwołane premiery - są one częścią życia artystycznego. Nie wybacza natomiast śmieszności, którą Marek Mikos okrył się już na początku swojej kadencji, sięgając po nią zamiast po płaszcz Konrada.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji