Artykuły

Słońce w kapeluszu

- Zelwer przekazał nam prawdę, że najwyższym dobrem aktora jest jego nazwisko; trzeba najpierw się o nie bić, a potem bronić go i nie odstępować! - mówiła w jednym z ostatnich wywiadów HANKA BIELICKA.

Z HANKĄ BIELICKĄ ostatni raz próbował dojść do słowa MAREK RÓŻYCKI JR.

Rozmawiałem z Panią już kilka razy i zawsze wychodził... Pani monolog, a ja zmuszony byłem później "dosztukować" niejako moje pytania... Proszę, błagam o dyscyplinę odpowiedzi na moje pytania...

Podrobić ani pomylić Panią nie sposób. Jako aktorka charakterystyczna, posiadająca dar satyrycznej obserwacji...

- ...do końca nie wiadomo, na czym polega atrakcyjność aktora. Taki Fernandel, jakiż on był brzydki - ogromne końskie zęby - a jaki był kochany. Albo Louis de Funes... We Francji aktorzy epizodyczni, charakterystyczni - są bardziej kochani niż największe gwiazdy. Widz bowiem utożsamia siebie lub bliskiego sobie człowieka z tym aktorem: "O, popatrz, widzisz - to wuj Bronek jest właśnie taki; o tak postępuje, tak właśnie mówi, podobnie wygląda..."

Marian Jonkajtys powiedział mi, że jestem ostatnim Mohikaninem monologu kreacyjnego. To znaczy, że w monologu kreślę postać, przedstawiam sytuację i sprawę. Myślę, że do tego potrzebna mi była zarówno szkoła teatralna, jak i wiele lat teatru dramatycznego. Na estradę weszłam jako artystka dramatyczna, ale w monologu nie chowam się za rolą Dulskiej, Żabusi, Mariki - jestem sobą i przedstawiam żywą osobę, raz głupszą, to znów mądrzejszą, bardziej kokietliwą, pretensjonalną, prostą czy złożoną. Moim wielkim zwycięstwem jest to, że potrafiłam obronić się przed pokusą, by być inną.

Ale...

- Osiemdziesiąt procent zasługi należy do autora tekstu. Zaczęłam od poezji, piosenek, ballad podwórkowych. Kiedy jeszcze nie bardzo wiedziałam, co ja na tej estradzie będę robiła, Sempoliński przyniósł mi trochę tekstów. Było wiele prób i poszukiwań, dopiero później zaczęli dla mnie pisać monologi Gozdawa i Stępień, Brzeziński, Baranowski dla "Podwieczorku przy mikrofonie", Wiktorczyk. Przysposabiałam także dla swojego repertuaru felietony Wiecha. Przez długi czas byłam wielką niewiadomą. Ja naprawdę - choć może mi pan nie uwierzy - wykreowałam się dopiero w drugiej dekadzie lat 80., po trzydziestu, czterdziestu latach pracy...

"Podwieczorek przy mikrofonie" przez 25 lat spopularyzował mój głos - co dwa tygodnie nowy monolog, nie bardzo nauczony, nie dopracowany do końca, nie dopisany. Praca w szaleńczym tempie. To wszystko razem troszeczkę pachniało nowym gatunkiem.

Czyli...

- Mówiąc o warsztacie - zespole środków i chwytów rozśmieszania - sięgam do całego arsenału aktorskich pomysłów. Oczywiście, także wykorzystuję naturalne warunki swojego wyglądu. Daję upust wrodzonym skłonnościom do mówienia i do dowcipu; przyspieszony rytm słów, gestykulacja, świadomość zamykania zdań pointami. Wielokrotnie powtarzam dany monolog, ale wykonuję go zawsze inaczej. Nigdy nie robiłam żadnej roli czy monologu jako formy ostatecznej; zostawiałam mały margines na improwizacje. Nie inaczej bywa z moimi rolami filmowymi, gdzie scenarzyści "kupują mnie już gotową" i niejako pode mnie piszą mi role, kwestie, teksty, wymyślają postaci.

Bywa.

- Tyle lat ludzi bawię, więc mam u nich kredyt zaufania. Kiedy pojawiam się na scenie i zaczynam mówić - pękają bariery. Dla młodych ludzi wychowanych na kulturze rocka, którzy nie przyzwyczaili się do tego typu rozrywki, jestem jak piramida Cheopsa, prawie Matuzalem... Zdaję sobie sprawę, że do niedawna zastanawiali się: co ona może tutaj jeszcze zrobić, czym porwać, zadziwić...

Z początku...

- Robiłam wszystko - grywałam rzeczy dobre i złe, miałkie i bardzo wartościowe. Ale zawsze z wielką pasją i odpowiedzialnością angażując w występ cały swój warsztat. W teatrze miałam dobre recenzje. Pisali, że zdolna, że następczyni Ćwiklińskiej, że ciekawa osobowość. Na estradzie zaś przeważnie byłam krytykowana - że humor za prosty, za łatwy, za pospolity. Oczywiście, bywał i tekst słabszy, wtedy wkładałam w jego przygotowanie więcej pracy, wyobraźni, serca. Publiczność wyczuwała i doceniała te moje starania. Robiłam znakomite kreacje, wkładałam piękne kapelusze - stąd właśnie zrodziła się moja namiętność do kapeluszy... Mamusia tak mi mówiła: "Jak się pięknie ubierasz, dziecko, to pewnie tekścik szwankuje..."

Wielu sądzi...

- W życiu prywatnym też jestem taka pyskata. Po części moja prywatność wychodziła na scenie. Jestem spontaniczna, pełna życia, wigoru, energii, temperamentu, w nieustannym ruchu. Pamiętam, jak Zelwer zapytał mnie: "Pani Bielicko - zawsze mówił pani Bielicko - co Pani dała szkoła?" Kiedy się tak zastanawiałam, odpowiedział: "Jak Pani do nas przyszła, to Pani przyniosła ze sobą mniej więcej dziesięć kubłów wszystkiego: talentu, dynamiki, humoru, krzykliwości. Z tego odlaliśmy siedem - trzy kubły zostały... Niech Pani pamięta, że te trzy kubły to jest jeszcze na co najmniej dziesięć aktorek! Wystarczy tego Pani do końca życia..." Jestem rzadkim komikiem, bo w życiu prywatnym też mam poczucie humoru. Komicy zaś żyją skromnie, nie udzielają się publicznie, zazwyczaj w życiu prywatnym są smutasami... Ja na przykład teraz, kiedy dokuczają mi różne dolegliwości związane z wiekiem - bardzo często powtarzam za Boy'em : "Reumatyzmy już łupią, / Coraz bardziej jest głupio, / Czują już moje kości - / Przedsmak wieczności" ( ...)

Czy wie Pani...

- Zdaję sobie sprawę, że wartością mego humoru jest dynamika. Ja nie wyciskam dowcipów, nie staram się rozbawić ludzi na siłę. Opowiadając, pytlując, przelatując z tematu na temat, myląc się, powtarzając, przepraszając - stwarzam sytuację, pokazuję postać. Ale ja taka sama jestem w życiu. Moja mamusia zawsze mówiła: "Jak nie odgadasz na scenie, to na schodach odgadasz i tak". Ta moja wrodzona pogoda ducha pomaga mi żyć.

Jestem życzliwa ludziom - zaraz w skłepie robi się jaśniej i w kolejce wszyscy się uśmiechają... Jak idę ulicą, to nawet z tramwaju machają, posyłają całusy, tak, jak gdyby się na co dzień ze mną znali. Mnie popularność nie męczy, bo nie zjawiła się nagle - w ciągu tygodnia czy miesiąca - tylko jest wynikiem mojej wieloletniej, ciężkiej pracy.

Jak...

- Atmosfera ciepłego domu rodzinnego ukształtowała moją wrażliwość, osobowość. Jestem pewna, że udane dzieciństwo, młodość - rzutują na całe życie człowieka. Szczególnie - ciepło rodzinne, wzajemny szacunek, życzliwość, poczucie humoru i to, że rodzice z siebie żartowali. Ojciec z uzdolnieniami artystycznymi, pomimo że był typowym urzędasem... Dom pełen był gości, ciągle coś się działo. Albo grałyśmy z siostrą na pianinie, albo odgrywałyśmy jakieś przedstawienia; pełno było bibułek, kapeluszy, rozmaitych strojów. Tej wyobraźni rozbudzonej w dzieciństwie wystarcza na całe życie!

No cóż...

- Jak pan zauważył, w domu mam bardzo cicho i spokojnie. Dwa psy, kot, gosposia, od czasu do czasu przychodziła siostra. Dom traktuję jako azyl. Stare meble, kominek, świeczniki. Niemniej życie mam ciągle czymś wypełnione, tak że naprawdę to ja do tego domu tylko wchodzę i wychodzę. Ale nawet przez te dwie, trzy godziny znajduję w nim odpoczynek. Nie odczuwam samotności; nigdy też nie tęskniłam za dzieckiem - za bardzo byłam zapracowana.

Hmm...

- Zelwer przekazał nam prawdę, że najwyższym dobrem aktora jest jego nazwisko; trzeba najpierw się o nie bić, a potem bronić go i nie odstępować! Doświadczeni aktorzy mówili: "Niech recenzenci piszą źle albo dobrze, byle pisali z nazwiskiem"... Ludzie muszą identyfikować artystę, a popularność, zainteresowanie tworzy się w rozmaity sposób. Pamiętam, byłam w objeździe w Sandomierzu i akurat tam właśnie - blisko dziewięćdziesięcioletnia - Ćwiklińska grała w sztuce "Drzewa umierają stojąc". W wolny wieczór poszłam do teatru i widziałam, jak ona występuje. Tam jest taki moment, jak ona sama tańczy walca z radości i potem pada na fotel... Cała publiczność wstała i poszedł szmerek po sali: "Umarła! Umarła..." A ona wstała i słyszałam głosy publiczności: "Nie! A jednak żyje!..." To wszystko tworzy aurę niezwykłości, ciekawości, atrakcyjności.

A...

- Wiem, chciał pan zapytać o mój znak zodiaku. Jestem zajadłym Skorpionem... Zrozumiałam, że nie należy się nigdy poddawać. Trzeba umieć porażki przekuwać w zwycięstwa. Jak Scarlett 0'Hara mówię: Jutro się pomartwię... Jutro o tym pomyślę... Prześpię tę noc z problemem i zobaczę..."

No to pogadaliśmy sobie... A pan, co tak się zasępił...

Ależ nic... Dziękuję Pani za rozmowę...

***

HANKA BIELICKA

Zmarła 9 marca br. w wieku 91 lat.

W 1939 r. ukończyła Wydział Filologii Romańskiej Uniwersytetu Warszawskiego (zdobywając absolutorium, etap pisania pracy magisterskiej przerwał wybuch wojny) oraz Państwowy Instytut Sztuki Teatralnej w Warszawie, w tym samym roku debiutowała jako aktorka. Współpracowała z Teatrem Polskim "Pohulanka" w Wilnie w okresie wojennym, po 1945 roku była związana z zespołami teatrów Dramatycznego w Białymstoku, Kameralnego w Łodzi, Współczesnego w Warszawie i Państwowego Teatru "Syrena" w Warszawie. W 1977 roku przeszła na emeryturę, ale nadal kontynuowała występy. Hanka Bielicka zagrała także w ponad 20 filmach, ostatni to ekranizacja powieści Katarzyny Grocholi "Ja wam pokażę!", który miał premierę w lutym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji