Artykuły

W służbie światowej kultury. Na scenach Nowego Jorku Wiednia, Düsseldorfu i Leningradu

Erwin Axer życzyłby sobie z pewnością, aby pisząc o jego jakże niebanalnym - o czym za chwilę przekonamy się - wkładzie w zachodnioeuropejską i radziecką kulturę teatralną zaznaczyć wyraźnie, że największa w tym zasługa "szczęśliwego zbiegu okoliczności". W każdym razie takiego przekonania nabrałem rozmawiając z nim przed napisaniem tego artykułu. Uszanujmy więc jego życzenie. Możemy to zrobić z czystym sumieniem. Czytelnicy i tak świetnie zdają sobie sprawę z tego, że "szczęśliwe zbiegi okoliczności" zdarzają się tylko wtedy, kiedy sprzyjającym sytuacjom potrafią wyjść naprzeciw odpowiedni ludzie.

IAST-a, czyli w pełnym brzmieniu - Instytut Wyższych Studiów Teatralnych, to stowarzyszona z uniwersytetem stanu Nowy Jork organizacja grupująca aktorów, krytyków teatralnych, pisarzy, ludzi interesujących się kierunkami rozwoju teatru w różnych krajach. Piętnaście lat temu organizacja ta wysłała w podróż dookoła świata grupę swoich członków z misją zaproszenia do Nowego Jorku reżyserów z krajów znajdujących się na trasie tej podróży. W ten sposób grupa IAST-y trafiła do Warszawy i na próbę prowadzoną przez Axera. W wyniku tej wizyty Axer pojechał w 1962 r. do Nowego Jorku i w teatrze IAST-y wystawił "Wesele" Wyspiańskiego w angielskiej wersji językowej. "Wesele" grane było zgodnie z przyjętą w Instytucie zasadą, dziesięć razy, a po ostatnim spektaklu, również zgodnie z zasadami pracy Instytutu, odbyła się dyskusja.

Na szczęście nie dla wszystkich polska sztuka była tak hermetyczna, jak się spodziewano, a najmniej hermetyczna okazała się oczywiście dla mieszkających w Nowym Jorku Polaków, którzy dumni bardzo byli z tego, że mogą pokazać swoim amerykańskim przyjaciołom jeden z ważniejszych utworów polskiej literatury.

Nie to było jednak najistotniejsze w fakcie wystawienia przez Axera "Wesela" w siedzibie IASTY-y. Ważniejsze było to, że oto doszło do pierwszej próby wystawienia polskiej sztuki klasycznej w liczącym się i mającym duży zasięg kulturalnego oddziaływania środowisku Stanów Zjednoczonych. Dało to bowiem - biorąc rzecz chronologicznie - początek kolejnym, systematycznym wyjazdom polskich reżyserów na amerykańskie uczelnie teatralne, co na pewno nie pozostaje bez jakiegoś wpływu na amerykańską kulturę. Polscy reżyserzy wystawiają w Stanach Zjednoczonych polskie sztuki, a nawet jeśli zaprasza się ich do realizacji obcych tytułów to przecież i tak demonstrują oni polskie ich widzenie. Widzenie wyrosłe z polskiej kultury.

Z BRECHTEM DO LENINGRADU

W tym czasie, kiedy Erwin Axer przebywał w Nowym Jorku, w Warszawie "szedł" przygotowany przez niego reżysersko, a przez Ewę Starowieyską i Konrada Swinarskiego - plastycznie, spektakl Bertolta Brechta - "Kariera Artura Ui". Spektakl ten obejrzał goszczący w Polsce radziecki reżyser G. A. Towstonogow i zaproponował wspomnianemu zespołowi realizatorów przeniesienie go na scenę leningradzką. Propozycja ta miała szczególne znaczenie. W Związku Radzieckim sztuki Brechta nie były wówczas jeszcze wystawiane. Oferta została przyjęta, i w 1963 roku publiczność leningradzka mogła po raz pierwszy zobaczyć na swojej scenie sztukę słynnego niemieckiego dramaturga. Sukces był pełny. Przedstawienie grano 9 lat i utorowało ono drogę Brechtowi na wielu radzieckich scenach. Jeśli zaś chodzi o Axera to zapoczątkowało jego stałą i do dziś rozwijającą się współpracę z leningradzkim teatrem.

DÜSSELDORFSKIE "TANGO"

Minęły 2 lata i wiosną 1965 r, rozpoczął Axer w Teatrze Współczesnym w Warszawie próby "Tanga" Mrożka. Po kilku tygodniach próby te na krótki czas zawiesił, aby pojechać na odbywające się właśnie w Wiedniu sympozjum teatralne. Na sympozjum tym był właśnie Sławomir Mrożek. Któregoś dnia podszedł do nich dyrektor jednego z wiedeńskich teatrów, zaprosił na obiad i zaproponował wystawienie u siebie wspomnianego "Tanga".

Kiedy jednak powiedział:

- Chciałbym, aby było to przedstawienie zajmujące, ale żeby ludzie nie musieli za bardzo angażować się w nie uczuciowo, ponieważ potem wracają na kolacje i powinni mieć dobry apetyt - Mrożek stuknął Axera nogą pod stołem i zdruzgotany szepnął po polsku:

- Wszędzie tylko nie u niego.

Tak się jednak złożyło, iż wśród uczestników sympozjum był również K. H. Stroux, jeden z najwybitniejszych reżyserów niemieckich w latach 20-tych, kiedyś asystent Brechta przy prapremierze "Opery za trzy grosze", a w tym czasie dyrektor Düsseldorfer Schauspielhaus. I oto Stroux zaproponował obydwu Polakom wystawienie sztuki u siebie. Był nawet taki miły, że pozostawił im do wyboru czas realizacji i tytuł sztuki. Oczywiście miała to być sztuka Mrożka. Axer zaproponował "Tango". Stroux zgodził się bez zastrzeżeń. Premiera "Tanga" w Düsseldorfie odbyła się w roku 1966 i była pełnym sukcesem autora, reżysera i scenografa czyli w tym konkretnym wypadku Ewy Starowieyskiej, którą Axer poprosił o współpracę. Przedstawienie grano ponad 100 razy w liczącej 1200 miejsc sali teatralnej, co warte jest o tyle podkreślenia, że normalnie teatr Strouxa grywał 20-40 przedstawień jednej sztuki. Otworzyło to sztukom Mrożka drogę na całą Europę.

Erwin Axer kiedy opowiadał mi o tym epizodzie ze swojej teatralnej pracy zastrzegał się:

- Nie znaczy to, że gdyby mnie nie udało się wtedy wystawić "Tanga" w Düsseldorfie, to sztuki Mrożka nie przebiłyby się na Zachód.

To prawda, stałoby się to jednak na pewnie nieco później, a poza tym... Zachodnie obyczaje teatralne są dosyć surowe dla autorów. Jeśli zdarzy się, że jakiś teatr wystawi sztukę nowego autora bez powodzenia, to już żaden inny nie zdecyduje się na powtórzenie eksperymentu. Nie zaryzykuje pustki w kasie, a to oznacza "śmierć" autora. Gdyby Axer nie wystawił "Tanga" w Düsseldorfie w 1966 r. zrobiłby to z pewnością kiedy indziej i gdzie indziej inny reżyser, ale gdyby "położył" tę sztukę, Mrożkowi byłoby bardzo trudno wejść na światowe sceny.

WIEDEŃSKIE "ŚWIĘTO BORYSA"

Wspomniałem wcześniej o Wiedniu: w 1965 r. wiedeński kontakt Axera "nie wypalił", ale dzisiaj z perspektywy lat wiadomo, że w mieście tym Axer reżyserował sporo. Na szczególną uwagę zaś zasługuje jego inscenizacja "Święta Borysa" austriackiego autora.

Jest takie przysłowie: Z samowarem nie jeździ się do Tuły. Mając - zdaje się - to przysłowie na względzie starał się Axer przez szereg lat nie wystawiać w Związku Radzieckim sztuk rosyjskich, w Niemczech - niemieckich i austriackich w Austrii. Dbał o to, aby przyjeżdżać ze sztuką, z problemem, w którym poruszałby się lepiej niż miejscowi odbiorcy.

Wystawienie "Święta Borysa" było jego pierwszym, a więc związanym z pewnym ryzykiem, odstępstwem od tej zasady. Decyzja opłaciła się. Za inscenizację "Święta Borysa" dostał bowiem doroczną nagrodę miasta Wiednia. To trofeum było cenne, jako że w tym samym roku reżyserowali w Wiedniu znani na całym świecie reżyserzy angielscy, francuscy i niemieccy...

Reżyser Axer kiedy opowiada mi o tym zdarzeniu dodaje:

- Nie jestem aż tak zarozumiały, aby nie przypuszczać, że i tym razem pewną rolę odegrał przypadek. Wiadomo, że najchętniej daje się nagrody za wystawienie sztuki rodzimego autora.

- Ale najmniej chętnie daje się nagrody cudzoziemcom...

- To prawda.

Erwin Axer pracuje na zagranicznych scenach od piętnastu lat. Przez te piętnaście lat zrealizował w teatrach austriackich, niemieckich, radzieckich wiele spektakli. Wspomniane tu cztery spektakle traktuje jako swoje najbardziej znaczące zagraniczne realizacje. Naszym zdaniem było ich jeszcze przynajmniej kilka, ale nie spierajmy się o to.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji