Artykuły

"Kawalerowie i panny"

Przypuszczalnie oglądałem "Stracone zachody miłości" tego samego dnia co i pan Krzysztof Fabisz. Bywalec Teatru Słowackiego twierdzi, że był tam w niedzielę, kiedy na dużej scenie nie ma przedstawień teatralnych. Zatem widział "Stracone zachody miłości" w sobotę po piątkowej premierze, kiedy i ja tam byłem. Z prawdziwą przykrością muszę jednak stwierdzić, że pomimo obcowania z "Tajemnicą" w "Świątyni Sztuki" w towarzystwie "WIDZÓW" nie obejrzałem przedstawienia opisanego przez pana Fabisza, tylko to, które w poniedziałkowej recenzji zanalizowała Joanna Targoń. Jest mi naprawdę z tego powodu bardzo smutno, gdyż wolałbym przedstawienie z opisu czytelnika. Niestety, przy najlepszych chęciach nie było mi dane zobaczyć czegokolwiek z tego spektaklu, który on przeżył.

Chodzę do teatrów krakowskich od wielu lat i niestety muszę oglądać coraz gorszy teatr, a często po prostu zły, jak to miało miejsce w przypadku przedstawienia Tadeusza Bradeckiego. Z czystym sumieniem podpisuję się pod każdym słowem Joanny Targoń, a nie zawsze się z jej sądami zgadzam. Pan Fabisz zarzuca krytyczce "GW" nachalne narzucanie własnych poglądów, ale nie jest już w stanie odwołać się do konkretnych przykładów. Jej krytyce brakuje też ponoć rzeczowej i fachowej analizy. Tymczasem dla mnie fachowość i rzeczowość są cechami, które wyróżniają jej teksty spośród tekstów wielu innych recenzentów. Rozumiem, że jasność i dosadność jej spostrzeżeń mogą niektórych nobliwych miłośników teatrów krakowskich drażnić. Przypuszczalnie ostatni fragment recenzji wzburzył co poniektórych. Dlaczego jednak krytyk teatralny "GW" nie ma mieć prawa do wyrażenia swojej dezaprobaty dla poczynań reżysera i "piękna" tapety w roślinki i papużki? Przecież recenzentka chyba nie zmusza pana Fabisza, aby udawał się z nią na scenę Teatru Słowackiego i niszczył dekoracje. Nie dostrzegam też w tekście recenzji żadnej wzmianki o przeładowanej scenografii. Jest jedynie mowa o obfitej garderobie. I rzeczywiście tak jest, kawalerowie i panny wyglądają czasami tak, jakby wrócili z zakupów odzieżowych i nie mieli do czego ich włożyć, w związku z tym ubrali bez ładu i składu wszystko, co kupili. Krzysztof Fabisz donosi też, że "sala huczała od szczerego śmiechu od początku do końca przedstawienia". Był to raczej słaby huk, reakcja na niesmacznie podany przez aktorów tekst. Niestety "Stracone zachody miłości" w Teatrze Słowackiego nie są tą "najlepszą zabawą", o której mówi Księżniczka. Nie znajduję w recenzji nawet najmniejszego śladu "agresywnego, chodnikowego języka", który tak oburzył czytelnika. Widzę natomiast ogromną przepaść pomiędzy poziomem recenzji i przedstawienia Bradeckiego. Rzecz jasna na korzyść tekstu recenzentki.

Chciałbym oglądać przedstawienia na miarę "Mistrza i Małgorzaty", "Trzeciego aktu..." czy "Idioty". Pozostałym spektaklom ubiegłego sezonu towarzyszy raczej tylko dobre samopoczucie niektórych twórców teatru. Tadeusz Bradecki miał do dyspozycji dużą część zespołu aktorskiego, który gra w "Idiocie", ale nie potrafił tego wykorzystać. Sam tekst Szekspira i grupa utalentowanych młodych aktorów to za mało. W tym przypadku zabrakło reżysera. Nie wydaje mi się, aby oglądanie słabego teatru było w interesie krytyka teatralnego, gdyż jak każdy zwykły widz udaje się on tam w nadziei zobaczenia wartościowego przedstawienia. Jednak ja po obejrzeniu koszmaru staram się o nim zapomnieć. Natomiast Joanna Targoń musi zdać czytelnikom sprawozdanie z jego obejrzenia. Czy w imię świata dużych liter, w którym żyje Krzysztof Fabisz, recenzentka "GW" ma wystawiać laurkę czemuś, co na nią nie zasługuje?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji