Artykuły

Michał Znaniecki. Reżyser, który zawsze jest debiutantem

Michał Znaniecki - jeden z najsłynniejszych polskich reżyserów operowych - ob-chodzi 25-lecie pracy twórczej. Swój jubileusz będzie świętował w Krakowie. - Obchody charakteryzuje to samo, co całą moją pracę: różnorodność. Każdego dnia, począwszy od dziś, będzie można zobaczyć coś innego: musical w Chorzowie, wystawę zdjęć, opery tak różne jak Eugeniusz Oniegin i Opowieści Hoffmanna. W ramach jubileuszu postała też, przygotowana wraz z red. Mateuszem Borkowskim "Złota klatka", książka o sztuce reżyserii - mówi w Dzienniku Polskim.

Czuje się pan już legendą?

- Raczej debiutantem.

Po 25 latach pracy?

- Przy każdej premierze jestem tak zestresowany, że mówię sobie: nigdy więcej, koniec z reżyserią. Więc kiedy do niej wracam - a wracam zawsze, bo to uzależnienie - to czuję, jakbym dopiero zaczynał. To całkiem zdrowe podejście, pomaga unikać rutyny.

Co tak stresuje?

- Niewiadoma. Nigdy, nawet gdy wracam do teatru, w którym już kiedyś reżyserowałem, nie wiem jak publiczność zareaguje na mój spektakl.

Bo przecież, jeśli sytuacja polityczna, ekonomiczna, społeczna ciągle się zmienia, to zmieniają się też ludzie. Ja się zmieniam. Może, mimo że kilka lat temu nagradzali mnie brawami, dziś nie zrozumieją mojego języka.

Sonduje ich pan?

- Przyglądam się nie tyle ludziom, co miastu. Zastanawiam się czy żyje nocą czy dniem, czy więcej jest w nim turystów czy emigrantów. Oglądam popularne spektakle, żeby poznać gust widzów. Wszystko to nie po to, żeby przypodobać się publiczności, ale żeby poznać język, w jakim mogę się z nią porozumieć.

Jeśli premiera jest takim stresem, to co jest nagrodą? Recenzje? Brawa?

- Recenzji nie czytam, braw nie słyszę, bo nie oglądam własnych spektakli - poczucie impotencji, brak możliwości reakcji na to, co się dzieje na scenie są zbyt duże. Nagrodą jest poczucie, że zmieniam życie nie tylko artystom, ale też publiczności. Spotykam ludzi którzy mówią, że po spektaklu zaczęli uczyć się śpiewać, zmienili pracę, przeprowadzili się. Pewna kobieta powiedziała mi, że po obejrzeniu Carmen, która w mojej interpretacji jest spektaklem o wolności, postanowiła zakończyć nieudane małżeństwo.

Jak poruszyć ludzi tekstem, który ma kilkaset lat, a jednocześnie pozostał mu wiernym?

- Trzeba zastanowić się jaka była intencja kompozytora. Jeśli w listach Donizettiego czytamy: napisałem "Don Pasquale" w 10 dni, bo dobrze płacili, to zróbmy komercyjny spektakl, jeśli wiemy, że Verdi chciał pokazać dzisiejsze społeczeństwo, to reżyserując "Traviatę" pokażmy dzisiejsze społeczeństwo, a nie społeczeństwo sprzed stu lat. Mówmy o raku a nie o gruźlicy, o kobietach kierujących biznesem i mass mediami, a nie o kurtyzanach. To są operowe supertematy.

W ramach cyklu realizowanego od kilku lat "Głos wykluczonych" przygotowuje pan spektakl "Szukając Leara: Verdi", do współpracy zaprasza pan wykluczonych - mieszkańców hospicjów i domów pomocy. Dlaczego zgadzają się opowiedzieć na scenie intymne szczegóły ze swojego życia?

- Gdyby po prostu poprosić ich o opowiedzenie swoich historii to oni nic nie powiedzą. To ludzie, którzy po latach życia w zamknięciu z trudem wypowiadają swoje imię. Nasza praca, w której udział biorą też psycholodzy, zaczyna się więc od zburzenia bariery, którą wokół siebie zbudowali. Potem skupiamy się na uteatralnieniu ich przeżyć, no pogodzeniu ich własnej opowieści z tekstem Szekspira.

Nigdy jednak nie wiemy, co ostatecznie zostanie pokazane przed publicznością. Wielokrotnie przekonaliśmy się, że kontakt z widzem dodaje odwagi, prowokując lawinę opowieści. Tak było gdy pracowaliśmy z dziećmi z wrocławskiego centrum opieki i wychowania. Historie, które opowiadały w trakcie prób były krótkie, skromne. Na premierze okazało się, że to otchłań.

np. jedno dziecko mówiło o tym, że zostało wyrzucone z okna, jeszcze inne, podeszło do śpiewającej Agaty Zubel i spytało, czy zostanie jego mamą.

Projekt trwa rok. Co potem?

- W czasie tych warsztatów seniorzy przestają brać leki, zaczynają regularnie wstawać z łóżka, interesują się światem, zdrowieją. Ich dzieci przyjeżdżają na premiery i mówią: mamo? To ty jeszcze chodzisz?! To ty jeszcze żyjesz? Te projekty zwykle są kontynuowane przez lokalne fundacje. I bardzo dobrze, bo seniorzy często mówią nam: nie wyjeżdżajcie, bo co my będziemy bez was robić? Umierać?

Chociaż pojawiają się też negatywne głosy. Tak było, kiedy pracowałem z dziećmi. Przychodzili rodzice i mówili: A po co pan rozbudza w moim synu nadzieje? Przecież pan zaraz sobie pojedzie. Mój syn miał być ślusarzem, a teraz chce jechać do szkoły filmowej. I co ja mam z nim zrobić?!

Wersja "Króla Leara", którą stworzył pan z mieszkańcami Krakowskich DPS - ów swoją premierę będzie miała 5 października, w ramach obchodów 25-lecia pracy. Jak jeszcze będzie pan świętował?

- Obchody charakteryzuje to samo, co całą moją pracę: różnorodność. Każdego dnia, począwszy od dziś, będzie można zobaczyć coś innego: musical w Chorzowie, wystawę zdjęć, opery tak różne jak Eugeniusz Oniegin i Opowieści Hoffmanna. W ramach jubileuszu postała też, przygotowana wraz z red. Mateuszem Borkowskim "Złota klatka", książka o sztuce reżyserii. Cieszy mnie że to ma ona aspekty edukacyjne, a nie jest kolejnym lifestyle'owym wywiadem, w którym opowiadam o tym, co robiłem na wakacjach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji