Artykuły

Strzał w dziewiątkę

"Nine" Maury'ego Yestona w reż. Jacka Mikołajczyka w w Teatrze Muzycznym w Poznaniu. Pisze Jakub Piotr Panek w Teatrze dla Was.

Teatr Muzyczny w Poznaniu do swojego repertuaru włączył musical "Nine". To jeden z tych tytułów, który w Polsce albo nie jest w ogóle znany (mimo genialnego filmu "Osiem i pół" Felliniego, będącego podwaliną przedstawienia), albo rozpoznawalny jest wyłącznie jeden wątek muzyczny, a mianowicie zmysłowe "Be Italian".

W każdym razie decydując się w tak urodzajnym w musicale roku (a wspomnę tylko o "Wiedźminie" w Gdyni i "Pilotach" w warszawskiej Romie) na "Nine", dyrekcja Teatru Muzycznego w Poznaniu podjęła spore ryzyko. Wiadomo przecież, o czym często krytycy teatralni lub osoby do nich aspirujące zapominają, że wystawianie sztuk - niezależnie od gatunku - to służba widzom, a nie kolegom. Publiczność staje się w naszym kraju coraz bardziej wymagająca. Nie wystarczy "dać" - w przypadku teatrów muzycznych - głośnego tytułu z dobrymi głosami. Musi być pomysł, musi być zmysł reżysera i perfekcyjne wykonanie.

I tak zbliżamy się do poznańskiej inscenizacji. 30 września po raz pierwszy w Polsce pokazano "Nine". Musical daleki od optymistycznych, roztańczonych widowisk, choć kolorowy. Opowiada historię 40-letniego reżysera filmowego Guido Continiego, który nie dość, że przechodzi kryzys twórczy, nie potrafiąc wymyślić nowego filmu, to jeszcze nie umie, lub nie chce, okiełzać swojej duszy Casanovy. Rozkochuje w sobie wiele kobiet, wszystkie krzywdząc.

Musical, który swoją światową premierę na Broadwayu miał w 1982 roku stworzyli: Arthur Kopit (libretto) i Maury Yeston (muzyka i teksty piosenek). Polską wersję przygotował Jacek Mikołajczyk, który dokonał przekładu i wyreżyserował spektakl. Nowy dyrektor warszawskiego Teatru Syrena zrobił coś jeszcze. Udowodnił, że ma świetny zmysł do musicali, do teatru rozrywkowego. Jego "Zakonnica w przebraniu" zasłużenie bije rekordy poznańskiej sceny. Teraz z równie zegarmistrzowską precyzją dał Poznaniowi, ale przede wszystkim Polsce, "Nine". I może na fali tego sukcesu ten tytuł w popularności szybko dogoni lubiane w naszym kraju "Chicago".

Przedstawienie Mikołajczyka to popis, być może celowe preludium przed objęciem podupadającej sceny stołecznej Syreny. Do współpracy zaprosił czołówkę twórców. Dzięki czemu w bardzo skromnych warunkach Teatru Muzycznego w Poznaniu uzyskaliśmy wyśmienity efekt. Mariusz Napierała wykorzystując kilka prostych zabiegów stworzył weneckie SPA (gdzie Guido szuka inspiracji), ale także plan filmowy (z kiczowatą maskaradą a'la opera), mieszkanie czy plażę. Przestrzeń wypełniły piękne kostiumy Agaty Uchman. Kolorowe, pełne klasy, smaku. Naprawdę bomba! Aktorki (bo to one dominują, jest tylko dwóch panów: 9- i 40-letni reżyser Contini) w nie ubrane poruszają się z wielką precyzją. To oczywiście zasługa Pauliny Andrzejewskiej, jednej z najlepszych polskich choreografek. Orkiestra przygotowana, ale nie poprowadzona podczas premiery (z powodu choroby) przez Piotra Deptucha wzorcowo rysuje i trzyma akcję, stroniąc od słabszych chwil.

Reżyser zaskoczył nieco mnie, jak i część widowni, proponując do premierowej obsady Radosława Elisa, zamiast uznanego aktora musicalowego Damiana Aleksandra. Ale to okazało się strzałem w dziesiątkę (w tym przypadku oczywiście w dziewiątkę). Elis ukończył Akademię Teatralną w Warszawie, od 2002 roku związany jest z Teatrem Nowym w Poznaniu. Jego talent aktorski dominuje nad wokalem, ale i do tego nie można się przyczepić. Elis jako zagubiony życiowo 40-letni dziewięciolatek, Casanova i syn mamusi, radzi sobie bezbłędnie. Jest wiarygodny, momentami nawet budzi współczucie. A pracy na scenie ma sporo, bo musical został tak napisany, że praktycznie nie schodzi z desek. Doskonała kondycja i czar budują rolę wartą braw. Jego 9-letnim alter ego podczas premierowego wieczoru był Ryszard Przychodzeń. Mimo, że trochę zjadał go stres (ale to jednak jeszcze dziecko), bez trudu odnalazł się w grupie doświadczonych aktorów, wzruszając publiczność słowiczym głosem.

W naprawdę dobrze zbudowanej obsadzie na uwagę zasługują jeszcze trzy panie. Pierwsze miejsce - co nie zdziwi nikogo, kto zna świat teatru muzycznego - należy się Barbarze Melzer. Nie ma roli, której Melzer by dobrze nie zrobiła. W "Nine" gra Liliane La Fleur, dziwaczną producentkę, bogaczkę, uwodzicielkę, która naiwnie wierzy w nowy pomysł Continiego. W swoich songach kokietuje publiczność, budząc najżywsze brawa. Już nie trzeba dodawać, że Melzer nie tylko silnym wokalem, ale swoją urodą winna budzić zazdrość młodszych koleżanek.

Na drugim miejscu znalazła się porywająca, charakterna Małgorzata Chruściel (Saraghina), a tuż za nią żona Guida - Luisa Contini, którą w premierowym pokazie stworzyła Anita Steciuk. Powstała rola iście filmowa, z klasą, dobrą grą aktorską i mocnym wokalem. Te wszystkie elementy składają się na bardzo dobre widowisko, zbudowane na 35 utworach, niedopowiedzianym momentami libretcie i trafionej obsadzie, będące kolejnym poznańskim sukcesem. Teatr Muzyczny przy Niezłomnych w Poznaniu jest na fali wznoszącej. Po udanym musicalu "Jekyll&Hyde", czy porywającej "Zakonnicy w przebraniu", ma "Nine" - przedstawienie czerpiące z filmów Felliniego, broadwayowskiego musicalu, ale przede wszystkim pod artystyczną batutą Mikołajczyka. Brawo!

--

Jakub Piotr Panek - dziennikarz i krytyk teatralny

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji