Artykuły

Żyję intensywnie

- Żyję intensywnie, mam dobry czas i jestem w bardzo dobrym momencie życia. Jestem szczęśliwy - rozmowa z Samborem Czarnotą, aktorem łódzkiego Teatru Jaracza.

Bohdan Gadomski: Rozmawiamy u progu nowego sezonu teatralnego. Jak zapowiada się u pana?

Sambor Czarnota: Sezon rozpocząłem premierą sztuki "Kłamstwo" w reż. Wojciecha Malajkata, z kapitalną obsadą, świetnym tekstem dotyczącym pary przyjaciół, którzy spotykają się na kolacji. Grają: Joanna Liszowska, Mikołaj Roznerski, Wojciech Malajkat, Piotr Szwedes. Jeździmy z tym przedstawieniem w Polskę i mamy wspaniałą widownię, inną od tej w Warszawie czy we Wrocławiu. Oprócz tego gram w Teatrze im. S. Jaracza w Łodzi w sztuce "Według Agafii" i w "Ich czworo", które jest wyprzedane na kilka miesięcy do przodu. Obecnie kręcę kolejne odcinki serialu "Barwy szczęścia". Jestem tuż po wakacjach spędzonych za granicą, które naładowały mnie energią na cały sezon.

Dosyć rzadko grał pan w minionym sezonie w rodzimym Teatrze im. S. Jaracza.

- Grałem mniej niż zwykle, bo była nowa dyrekcja i nie wszedłem w żadną nową premierę, miałem inne zobowiązania. W repertuarze jest 30 tytułów i trudno jest znaleźć podobny teatr, tym bardziej że jest 7 scen, gdy doliczymy sceny zamiejscowe.

Jaki rodzaj teatru szczególnie pana interesuje?

- Każdy rodzaj teatru, ale przede wszystkim tworzony z pasji, z przekonania i wiary.

I taki proponuje dyrektor Waldemar Zawodziński?

- Waldemar Zawodziński zapoczątkował drogę zawodową wielu aktorom. Dyrektor wraca po dwóch latach do swojego teatru, a my odkrywamy go na nowo.

Czyli ucieszył się pan, gdy dowiedział się o jego powrocie?

- Zdecydowanie tak. Teatr im. S. Jaracza ma swoją widownię. Dyrektor Zawodziński budował zespół latami. Teraz na pewno przychodzi z nową energią i nowymi pomysłami.

Czy to właśnie dyrektor Zawodziński przyjmował pana do Teatru im. S. Jaracza?

- Było to w roku 2001. Debiutowałem w "Śnie nocy letniej"

jako Elf, potem zagrałem w "Weselu" Czechowa w reżyserii Waldemara Fokina i było to zastępstwo (ja na trzecim roku studiów), a na roku czwartym zagrałem tytułowego "Amadeusza" i próby z "Romea i Julii".

Powiedział pan, że ma poczucie niewykorzystanego potencjału. A przecież grał i nadal gra pan tak dużo, jak mało który aktor w Polsce.

- Nie dotyczyło to zupełnie mojej pracy teatralnej, ale apetyt zawsze rośnie w miarę jedzenia.

Niedawno wrócił pan z Tajlandii Był pan tam po raz pierwszy?

- Tak i od razu powiem, że jest to cudowny kraj. Tylko podróż jest bardzo długa. Po drodze trzy dni spędziłem w Bangkoku, w którym wszystko jest inne, a ludzie przemili. Stamtąd pojechałem do najstarszej dżungli Kao Sok, gdzie spaliśmy w domkach na drzewie i bliżej nocy mogłem posłuchać głosów zwierząt dżungli. Wspaniałe, pachnące jedzenie, fenomenalne owoce. Stamtąd pojechaliśmy na wyspę Koh Tao, gdzie nurkowaliśmy z rekinami, tuńczykami, wśród rafy koralowej. Totalny obłęd.

Jaka atmosfera tam panuje?

- Totalnie niezobowiązująca. Niezwykle życzliwi ludzie i klimat, który mi bardzo odpowiada. Byliśmy tam szczęśliwi. Czułem tam, że nic nie muszę, bo wszystko dzieje się tam, ot tak, po prostu. Czy było coś, co nie podobało się panu w Tajlandii?

- Jedyną rzeczą, którą trzeba przełknąć, jest podróż, bo leci się tam 24 godziny. Z wyspy trzeba się dostać wodolotem na ląd, a stamtąd busem na lotnisko, z którego leci się do Bangkoku około 1,5 godziny.

Wcześniej był pan w Hiszpanii i we Francji w Prowansji. Jakie wspomnienia stamtąd pan przywiózł?

- Wakacje zacząłem od Festiwalu Gwiazd w Międzyzdrojach, gdzie grałem w sztuce "Być jak Elizabeth Taylor" z Małgorzatą Foremniak i Pawłem Delągiem. Było super, co prawda nie odciskałem swojej ręki w Alei Gwiazd, ale jeszcze wszystko przede mną. Po powrocie do Warszawy pojechałem na Mazury, do klasztoru w Wojnowie, jedynego prywatnego klasztoru w tej części Europy, a następnie do Hiszpanii, gdzie mieliśmy wynajętą łódkę i pływaliśmy wokół hiszpańskich wysp. Następnie wyjechałem do przyjaciół do Prowansji, stamtąd lecieliśmy do Nicei, wynajmowaliśmy samochód. W Prowansji spędziliśmy tydzień. Duże wrażenie zrobiły na mnie lawendowe pola i czerwone skały. Na Lazurowym Wybrzeżu mieliśmy spotkanie z Wojciechem Fibakiem, który mieszka w Nicei i w Monako. Po takiej dawce emocji trudno mi było wrócić do rzeczywistości. Ile krajów zwiedził pan do tej pory?

- W Europie byłem wszędzie. Podróże są moją pasją. Kocham podróżować. Byłem także w Ameryce. Nie byłem jeszcze w Australii i Nowej Zelandii.

Należy pan do najbardziej wysportowanych polskich aktorów. Jakie sporty pan uprawia?

- Jestem uzależniony od sportu. Ćwiczę codziennie, uwielbiam biegać. Nie ulegam modom na dany sport, tylko go po porostu uprawiam. Wyczynowo grałem w kosza, pływam, jeżdżę na rowerze szosowym, jestem instruktorem narciarstwa.

Podobno świetnie pan gotuje. Lubię gotować.

- Uwielbiam polskie zupy, żaden kraj nie może poszczycić się taką kulturą kulinarną w przyrządzaniu zup. Ulubiona to krupnik na żołądkach drobiowych. Lubię także ogórkową, pomidorową, żur, kwaśnicę, barszcz czerwony z krokietami i uszkami. Uwielbiam mięsa, ryby, które przyrządzam z przyprawami z różnych stron świata.

Można wnioskować, że żyje pan wyjątkowo intensywnie?

- Żyję intensywnie, mam dobry czas i jestem w bardzo dobrym momencie życia. Jestem szczęśliwy. Wierzę w ludzi. Wierzę w prawdę i w dobrą energię.

***

SAMBOR CZARNOTA - absolwent wydziału aktorskiego w Łodzi

*Od 16 lat związany z Łodzią, chociaż gra z powodzeniem w warszawskich teatrach

*Na dużym ekranie zadebiutow zagrał w telenoweli "Czułość i kłamstwa", w filmie telewizyjnym "Biała sukienka"

*Dużą popularność przyniosły mu role w serialach "Samo życie" "Lokatorzy", "Na dobre i na złe", "Egzamin z życia", "Rezydencja" Obecnie gra doktora Adriana Swiderskiego w serialu "Barwy szczęścia"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji