Artykuły

Gdzie jest Ludwik Solski?

Wynieśli. Dźwignęli na wózek wielkie popiersie Ludwika Solskiego z korytarza dawnej PWST (dziś Akademii Sztuk Teatralnych im. Stanisława Wyspiańskiego) i powieźli w czeluść czarnych magazynów. Ostatnia nadzieja na pamięć aktorskich pokoleń runęła - pisze Piotr Sieklucki w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Strącili tę pamięć ci, którzy z pewnością sami chcieliby zapisać się na kartach historii polskiego aktorstwa. Ale z aktorami bywa tak, że najprędzej się o nich zapomina w teatralnym świecie; bo aktor to tylko chwila, mgnienie, błysk (daj Boże) talentu, który szybko gaśnie.

Aktorem po czasie się widz nudzi, nasyca, aktor mętnieje w jego pamięci. O wielkich reżyserach zaś, inscenizatorach i kompozytorach pamięta się znacznie dłużej, ich nazwiska pozostają spisane i wyryte w teatralnej księdze pamięci. Więc może aktorstwo to nie sztuka? I rację mają ci, którzy chcą odebrać aktorom prawo do podatkowego raju "umów o dzieło"? Może aktor nie tworzy dzieła, a jedynie je odtwarza czy odgrywa pod batutą reżysera?

By zostać aktorem, potrzeba odrobiny talentu, choć i z tym różnie bywa; nie trzeba wiedzy, znajomości języków i świata, bo aktor to błazen, szaleniec, lekki - rzekłbym - nieuk. Z drugiej strony gra on na swoich emocjach, a jego ciało jest zarówno tworzywem, jak i instrumentem. Skoro gra on na własnych członkach, "umowa o dzieło" jak najbardziej mu przysługuje. Kim więc jest aktor? Jaka jest jego rola w społeczeństwie? Jakiemu celowi służy jego trud?

Nie samo wyniesienie popiersia Ludwika Solskiego z gmachu PWST ma wymiar symboliczny, a raczej wyrzucenie go jako patrona szkoły teatralnej, która przede wszystkim kształciła aktorów. Szkoła teatralna dziś stała się Akademią Teatralną "pod wezwaniem" Stanisława Wyspiańskiego. Żartobliwie parafrazując współczesność, można rzec, iż znów aktor przegrał z dramaturgiem.

Prze-gro-dzki. Hmm, nie znam

Pamięć o Ludwiku Solskim dobiegła końca, jak o wielu innych znakomitych aktorskich talentach. Bo pamięć ta trwa najwyżej dwa pokolenia. Kto dziś z młodych pamięta, kim był Igor Przegrodzki czy choćby Eugeniusz Fulde? Ja wiem - być może - wyłącznie dlatego, że dane mi było pisać o Przegrodzkim pracę dyplomową.

Jakie zdziwienie mnie więc spotkało, gdy podczas obrony magisterki jeden z profesorów (zaznaczam: teoretyk sztuki) wymruczał: "Przegrodzki? Prze-gro-dzki. Hmm, nie znam". I wtedy mój świat idei się zawalił. Po co chciałem być aktorem? Po co miałem męczyć się na scenie z tymi, których tak naprawdę nigdy nie lubiłem, którym często zazdrości się sukcesów, bo przecież zawsze byli "drewnianymi aktorami"; po co się użerać z reżyserem, który sam nie wie, czego chce, więc z polecenia bierze dramaturga, który wszystko wie, ale pisanie mu nie idzie ostatnio; po co się męczyć z dyrektorem, który i tak nie docenia twojej pracy, bo jesteś tylko aktorem i najczęściej pretensjonalnym, trującym dupę na każdym bankiecie bękartem?

W teatralnych korytarzach każdy każdego stara się unikać; ale tylko aktor zawsze zaczepia. A to reżysera (już wiem, jak to jutro zagram), a to scenografa (kostium taki być nie może!), a to kompozytora (muzyka głośna i myśl ma się nie przebije), a to dramaturga (na litość boską, dwa tygodnie do premiery, kiedy mi pan napiszesz ten obiecany sześciostronicowy monolog?). Środowisko aktorów, proszę mi wierzyć, jest bardzo dziwne, trudno o prawdziwe przyjaźnie, bo w łyżce wody utopią cię, gdy tylko nadarzy się ku temu okazja.

Ale każdy z nas zostaje aktorem, bo pragnie być uwielbiany, bo aktor jest próżny i chce być rozpoznawalny i szanowany. Jak więc przykro musi być Ludwikowi Solskiemu, kiedy z piedestału najpierw ląduje pod schodami korytarza PWST, a po chwili ustępuje miejsca "dramaturgowi". O aktora nikt się nie upomni. W swej próżności jest zawsze sam; najczęściej też bez najbliższej rodziny, dzieci, przyjaciół, bo na nich nigdy nie było czasu.

Skończymy wszyscy jak Ludwik Solski

Joanna Szulborska-Łukaszewicz opublikowała niedawno książkę-raport o aktorskiej profesji i aktorskich zarobkach pt. "Artysto Scen Polskich, powiedz nam, z czego żyjesz?". By poznać nasz przerażający świat, zachęcam do zapoznania się z książką. Z czego żyjemy? Nie wiem. Pensje aktorów tak dalekie są od dyrektorskich uposażeń, że pozazdrościć można im tylko tych kwiatów premierowych i chwilowego splendoru. Nie przysługują aktorom służbowe samochody, delegacje i inne superatrakcje.

Skończymy wszyscy jak Ludwik Solski. Aktorom zostają tylko wspomnienia; tym starszym czasów wspaniałego, zapamiętałego, wielodniowego pijaństwa w SPATiF-ie, etatów w państwowych teatrach, dotacji i międzynarodowych wyjazdów; tym młodszym pozostanie emerytura 1500 zł, gdyż za "vivat umowy o dzieło" zapłacimy wysoką cenę.

Z pamiętnika Mariny Vlady zapamiętałem piękny zapity monolog Włodzimierza Wysockiego: "Znacie nas, artystów, aktorów, przede wszystkim radosnych, rubasznych, wspaniale pijanych; ale czasem się zataczamy i padamy na twarze, ale wtedy nas omijacie". Powszechnie utarło się przekonanie o lekkości artystycznego życia Ale życie ma to do siebie, że mija. Czas Solskiego minął, ale tych, co teraz ścierają jego pamięć, też wkrótce minie: "Jak gdyby nigdy nas nie było" (Czechow).

Piotr Sieklucki - aktor, reżyser, dyrektor Teatru Nowego Proxima

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji