Artykuły

Janusz Kłosiński: Aktorstwo z przypadku

Zmarł Janusz Kłosiński znany z "Czterech pancernych", negatywny bohater bojkotu aktorskiego. Miał 96 lat.

Szerokiej publiczności znany był przede wszystkim z roli radzieckiego starszyny Czernousowa w serialu "Czterej pancerni i pies".

- Grałem tam Czernousowa, czyli sympatycznego Rosjanina. Przypominał mi tego, który w 1939 r. puścił mnie wolno - wspominał. Inne historyczne spotkanie nastąpiło na planie "O takich dwóch, którzy ukradli księżyc", gdzie partnerował braciom Kaczyńskim.

Wystąpił również w filmie "Niespotykanie spokojny człowiek", serialach "Janosik" i "Czterdziestolatek". Był dyrektorem Teatru Nowego w Łodzi w latach 60., w latach 70., grał w zespole Teatru Narodowego w Warszawie.

Cieniem na jego karierze położyło się poparcie stanu wojennego. Był wówczas członkiem PZPR i sekretarzem Komitetu Zakładowego partii w Teatrze Narodowym. Został zbojkotowany przez publiczność i wyklaskany podczas spektaklu "Wesele".

- Hanuszkiewicz zapytał mnie, czy wyjdę na scenę. Odpowiedziałem, że oczywiście tak - mówił. - Później już nigdy więcej na scenę nie wszedłem. Nie dlatego, że poczułem się winny, ale dlatego, że zbezczeszczono świątynię, teatr i wielkiego Wyspiańskiego.

Przez ponad 50 lat kreował postać Józefa Jabłońskiego w emitowanej przez polskie radio powieści "W Jezioranach". Jego przygoda ze sztuką zaczęła się jednak przypadkiem. Po wojnie zaczął pracować w składnicy złomu. W tramwaju przeczytał, że prowadzone są dodatkowe egzaminy do szkoły aktorskiej.

- Pomyślałem, że pójdę, spróbuję wspominał. - Nauczyłem się wierszy Staffa. Do dziś nie wiem, czy bym zdał, gdyby nie Jacek Woszczerowicz. Kazał mi zagrać wariata, który nagle ma atak szału. Myślę, że dzięki temu zostałem przyjęty. Szkołę skończyłem w 1948 r. Zdałem egzamin, ale dyplomu nie odebrałem.

Po szkole dostał się do Teatru Wojska Polskiego. To właśnie tam powstała grupa młodych aktorów skupionych wokół Kazimierza Dejmka.

- Gdyby nie ta grupa, pewnie już wcześniej pojechałbym z Leonem Schillerem do Warszawy i zrobił tam karierę, bo Schiller bardzo mnie cenił opowiadał. - Gdy Dejmek wyjechał do stolicy, zostałem za niego dyrektorem Teatru Nowego, ale potem i tak trafiłem do Warszawy, do Narodowego.

- Gdy dziś śni mi się, że mam umrzeć, to chciałbym, aby moje ciało było przekazane jakiejś medycznej instytucji, a mnie pochowali tam, gdzie chowają bezimiennych włóczęgów. Całe życie byłem związany z postacią Chrystusa, który był łazęgą, której na salony nie wpuszczano - podsumowywał swojej życie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji