Artykuły

Ironiczna bajka dla dorosłych

"Wojna światów" wg Herberta George'a Wellsa w reż. Weroniki Szczawińskiej w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu. Pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.

W Sosnowieckim Teatrze Zagłębia Weronika Szczawińska wystawia "Wojnę światów" Herberta G. Wellsa. Zamiast na retro s.f. skupia się na współczesnej inżynierii społecznej. Inwazja obcych jako pretekst do wzięcia pod but swoich? Skądś to znamy.

Marsjanie atakują! Już od 1898 r. Podobno gdy w 1938 Orson Welles pierwszy raz zaadaptował dla radia napisaną właśnie pod koniec XIX w. "Wojnę światów" Herberta George Wellsa, setki tysięcy Amerykanów przy odbiornikach wpadły w popłoch, bo wzięły fikcję za newsa. Dziś, gdy granica ta znów jest płynna, demaskatorzy z internetowego magazynu "Slate" wywodzą, że nic takiego się nie zdarzyło, a rzekoma panika była efektem kampanii prasy papierowej przeciwko zagrażającemu jej nowemu, "ogłupiającemu" medium - radiu.

Ponoć w ówczesnym eterze adaptacja przegrała pod względem słuchalności z popularnym programem komediowym. Ale nawet jeśli radiowa wersja Wellsa nie wystraszyła milionów Amerykanów, to idea inwazji obcych na dobre podbiła amerykańskie kino. Od ekranizacji Wellsa - klasycznej z 1953 czy Spielbergowskiej z 2005 r. - przez blockbustery w rodzaju "Dnia Niepodległości" po parodię "Marsjanie atakują!" czy liczne produkcje kina klasy B.

Jak "Wojnę światów" zrobić w teatrze?

W Sosnowcu reżyserka Weronika Szczawińska klasykę pozaziemskiego najazdu wystawia w konwencji retro. Scenografia Daniela Malone to ostentacyjnie anachroniczna, arcyteatralna dekoracja - gdy uniesie się kurtyna, zobaczymy wiktoriańskie krzesła, parawan, szezlong, zaciągnięte okienne story. W tym salonie rozgrywa się spiętrzona do absurdu sytuacja farsowa - w nieskończoność poprawia się poły surduta, zastyga się w konwencjonalnych pozach, służącej daje się klapsa (choć ta przekaże go zaraz wchodzącemu młodemu mężczyźnie), a przy okazji - gwarzy o naukowych nowinkach i wizji życia na Marsie.

Herbaciana konwersacja przechodzi właśnie w osobliwe słuchowisko - gdy pojawiają się relacje z inwazji Marsjan i narastający strach. Zasłyszane, powtórzone, podane przez reportera z linii frontu opanowują salon. Muzyczna forma to znak rozpoznawczy Szczawińskiej - rytmiczne, zapętlone frazy, rozbijane na pojedyncze słowa w niekonwencjonalnych złożeniach. Szumy, wykrzywione nagle w dziwacznych pozach ciała wykonawców, groteskowe, komiczne gesty i dźwięki. Świetnie odnajdują się w tej precyzyjnej formie aktorzy - zarówno od lat związani z tą sceną, jak i Agnieszka Bieńkowska czy ci w zagłębiowskim teatrze "Wojną światów" debiutujący, jak stała współpracowniczka Szczawińskiej Natasza Aleksandrowitch.

Raczej bajka niż kazanie

Pokazując ofiary niespodziewanego najazdu, Szczawińska skupia się na poczuciu wyższości - nie tyle gatunku, ile cywilizacji białego człowieka; na wdrukowanym automatycznie i mylnym przekonaniu, że "oni" muszą stać na niższym szczeblu rozwoju niż my, jak wytępieni przez kolonizatorów Tasmańczycy czy ptaki dodo wytępione przez myśliwych. Teatralna "Wojna światów" ma jednak formę bardziej bajki dla dorosłych niż kazania. Wolna od oburzenia i wysokiego tonu, niewolna od katastroficznej melancholii, przyjmuje kształt dowcipnej filozoficznej przypowiastki. Oczywiście z morałem, chociaż ironicznym - ludzkość, jeśli ocaleje, to raczej nie z własnej zasługi ani dzięki swojej przewadze.

Mimo retroentourage'u Szczawińska i dramaturg Piotr Wawer nie skupiają się w swojej adaptacji na archaicznie wyobrażonej w dawnym s.f. broni masowego rażenia czy sposobie podróży kosmicznych (Marsjanie czekają, aż nasze planety będą jak najbliżej siebie, i wtedy wystrzeliwują się w kierunku tarczy Ziemi w wielkim pocisku armatnim). Przyglądają się raczej całkiem współcześnie wyglądającej inżynierii społecznej.

Z optymizmu "Star Treka" nie zostało nic

Pokazuje np. rzecznika fanatycznej idei, która zagrożenie rzeczywiste lub urojone wykorzystać chce do moralnej odnowy i stworzenia parafaszystowskiego społeczeństwa. "Ci, co zostaną, muszą być karni. Silne, mądre kobiety będą także potrzebne. Matki i wychowawczynie (). Słabych ani głupich nie chcemy. Znów będzie się żyło naprawdę, a bezużyteczni, uciążliwi i szkodliwi muszą wymrzeć" - słyszymy ze sceny. Inwazja obcych jako pretekst do wzięcia pod but swoich? Skądś to znamy.

W ostatnich dziesięcioleciach futurologia, fantastyka i science fiction same stały się retro. Przy okazji "Blade Runnera 2049" przypominano, że akcja słynnego poprzednika filmu - nakręcona w 1982 - rozgrywała się w 2019. To za rok z okładem, a latających samochodów i androidów jak nie było, tak nie ma. Ale jeszcze bardziej przestarzałe stały się optymistyczne prognozy, jak z Juliusza Verne'a czy pierwszego "Star Treka" - wizja świata, w którym technologia i kosmos zapewniają ludzkości społeczną sprawiedliwość i ograniczają przemoc. Pod tym względem jako pionier antropologicznego pesymizmu w fantastyce Wells również wyprzedził swoją epokę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji