Artykuły

Joanna Kurowska: To dla mnie dobry czas

- Sukces nigdy nie przychodzi sam, trzeba go sobie wypracować. Ja bardzo ciężko, bardzo długo pracuję w zawodzie aktorki - mówi Joanna Kurowska.

Zawodowo to dobry czas dla pani?

- Bardzo. Jak się tęskni do tortu, a potem dostaje się go w całości, to odczuwa się jego przesyt. I tak jest obecnie u mnie, czuję przesyt w smakowaniu tortu. Nie potrafię się cieszyć pracą, bo mam jej trochę za dużo. Ale lepiej jest być w takiej sytuacji, niż odwrotnie, a byłam w różnych.

Nigdy nie przenosi pani życia prywatnego na scenę?

- Jeżeli ktoś tak robi, to jego postępowanie nazywa się amatorstwem. Spektakle z moim udziałem odwołałam w dwa tygodnie po pogrzebie, ale potem musiałam wrócić do świata żywych.

Kto pomagał pani w trudnych chwilach, gdy zmarł maż?

- Przyjaciele: Agata Młynarska z mężem Piotrem, Agata Rzeszewska z Jackiem Pałuckim, przyjaciółka z Kanady, moja siostra z Gdyni, masa innych przyjaciół. Byłam otoczona dobrą energią.

Na czym opiera się pani przyjaźń z Agatą Młynarską?

- Jesteśmy z Agatą niczym stare dobre małżeństwo. Przeszłyśmy w nim wszystkie etapy: obrażania, nierozmawiania, cichych dni, radości, miłości i szczęścia. Jeżeli uczucie u podstaw jest prawdziwe, to przetrwa wszystko. Staram się to wytłumaczyć swojej dorastającej

córce, która przeżywa rozczarowania ze swoimi przyjaciółmi. Uświadamiam jej, że jeżeli ktoś jest prawdziwym przyjacielem, to taka przyjaźń przetrwa. Jeżeli nie, nie ma o co walczyć.

Czy przyjaźni się pani także z Ewą Kasprzyk, z którą grałyście razem w głośnym spektaklu w reżyserii Dariusza Taraszkiewicza "Kallas" o Violetcie Villas i Kalinie Jędrusik?

- Ewę Kasprzyk bardzo lubię i bardzo cenię jako aktorkę. Ludzi dzielę na takich, na których widok uśmiecham się i takich, na których zamykam się. Na widok Ewy uśmiecham się.

Znakomicie wcieliła się pani w postać Kaliny Jędrusik. Czy znała ją pani osobiście?

- Znałam, od kiedy zdobyłam Grand Prix na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Kalina siedziała w jury i to ona wspólnie z prof. Aleksandrem Bardinim przyznali mi tę nagrodę. Były rozmowy uczestników z jurorami. Byłam też na jej zajęciach z piosenki aktorskiej w PWST w Warszawie. Pewnego razu powiedziała do mnie: "Jesteś bardzo do mnie podobna". Zapamiętałam te słowa. Nie wiedziałam wtedy, że na myśli miała wnętrze, a nie wygląd zewnętrzny.

Co było najbardziej frapujące w jej osobowości?

- Wolność. Ona i Villas miały jedną cechę wspólną, otóż

w siermiężnej Polsce były wolne, mimo restrykcji ze strony władz komunistycznych i środowiska. Żyły tak, jak chciały. Takich postaci mamy i dzisiaj bardzo mało, chociaż teraz mamy ponoć wolność. Kiedy Władysław Gomułka zabronił odkrywania dekoltu Kalinie Jędrusik, ona w nagraniach telewizyjnych nie miała tego dekoltu i była zapięta pod szyję. Występowała na żywo i w ostatniej sekundzie piosenki odwróciła się i pokazała plecy wycięte aż do pupy. Podobno I sekretarz KC PZPR rzucił wtedy popielniczką w telewizor. Przygotowując się do roli Kaliny, obejrzałam z materiałów archiwalnych dosłownie wszystko. Przeczytałam wszystkie książki o niej.

Jest pani postrzegana jako osobowość bardzo pozytywna. Jędrusik taka nie była, wokół jej osoby krążyły liczne kontrowersje.

- Była i nie była, tak jak każdy z nas. Ona miała tylko większe pole rażenia, bo wtedy nie było internetu i ludzie nie mieli większego wyboru poza dwoma kanałami telewizyjnymi. Kalina z mężem Stanisławem Dygatem ustanowili "salon warszawski". Jeżeli Jędrusik lub Dygat obrazili się na kogoś, to całe środowisko się obrażało. To stwarzało sytuację, że ludzie mogli jej w pewnym momencie nienawidzić. Śmietanka towarzyska stolicy potykała się w ich maleńkim mieszkaniu i rozważała, kto jest winny, a kto nie. Teraz tę rolę pełni Facebook.

Czy reżyserzy obsadzają panią według klucza osoby roześmianej i wesołej?

- Tak, i myślę, że niesłusznie, bo mam szerszy zakres możliwości aktorskich, ale oni widzą tylko to, co chcą widzieć i łatwo szufladkują aktorów. Nie chce się im ryzykować. W teatrach też jest podobnie?

- Obecnie gram trzy role w świetnym spektaklu "Między łóżkami" - rolę zwykłej kobiety, tancerki egzotycznej na rurze oraz taksówkarza. Mogę tam zaprezentować różne możliwości w kreowaniu tych postaci. Nadal gram główną rolę kobiecą osoby zdradzanej w sposób haniebny w "Lunchu o północy" i Barbarę w "Klatce dla ptaków" w reż. Andrzeja Strzeleckiego.

Sukces wypracowała pani sobie sama. czy przyszedł do pani?

- Sukces nigdy nie przychodzi sam, trzeba go sobie wypracować. Ja bardzo ciężko, bardzo długo pracuję w zawodzie aktorki. Z malutkimi przerwami intensywnie. Sukces to talent, praca, praca, praca...

Przenieśmy się do pani życia prywatnego. Jaka pani jest jako matka?

- Daję ogromną dawkę miłości swojemu dziecku, ale bywam totalnie niekonsekwentna, co mnie męczy. Czytam na ten temat mądre książki. I życie nie zgadza się z tym, co piszą ich autorzy. Dlatego przeważnie kieruję się intuicją. Staram się moją córkę wychować intuicyjnie. Nie wiem czy się to udało, ale Zosia bardzo dobrze się uczy, jest w bardzo dobrym liceum, mamy ze sobą bardzo dobry kontakt i umiemy ze sobą rozmawiać.

Czy córka też zamierza być aktorką?

- Zosia zamierzała bardzo długo być aktorką, dlatego, że dzieci

aktorów najczęściej powtarzają ten schemat. Ale nie wiedzą jak ciężki jest to zawód. Dlatego większość aktorów nie chce, żeby ich dzieci były aktorami. Pomyślałam, że muszę wyleczyć córkę z myślenia o zawodzie aktorki i podpowiedziałam, aby ją zaangażowano do czytania wierszy Brzechwy. Była zachwycona, ale po dwóch tygodniach powiedziała, że już nie chce jechać na plan i w ten sposób skutecznie wyleczyłam ją z aktorstwa.

Jest pani zwolenniczką poprawiania urody?

- W rozsądnych granicach.

Czytałem, że miała pani eksperymenty z botoksem.

- Miałam, ale nie widać po mnie eksperymentów.

Swego czasu była pani w ciągu bankietowym. Już się pani z niego wydostała?

- Nie byłam. A te bankiety, na których się znalazłam, były związane poniekąd z pracą. Dzisiaj też idę na bankiet, ponieważ jest ostatnia transza serialu "O mnie się nie martw" i z tej okazji jest wystawiany bankiet. Występuję też na pokazach mody jako aktorka i miałam ich w tym roku chyba dziesięć.

***

Joanna Kurowska, właśc. Katarzyna Kurowska, ur. 25.11.1964 r. w Gdyni. Absolwentka SP nr 1 w Rumi i LO w Wejherowie. Występuje też jako wokalistka. Przez 17 lat - od 1997 r. - była żoną Grzegorza Świątkiewicza. który zmarł 21.09.2014 r. po ciężkiej chorobie w wieku 55 lat. Ma córkę Zofię (16 l.).

***

Na zdjęciu: Joanna Kurowska w filmie "Dzień świra" w reż. Marka Koterskiego

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji