Artykuły

Teatr w walizce, teatr w kawalerce

Jak funkcjonuje teatr w Krakowie? Co jest pierwszym, a co drugim teatralnym obiegiem naszego miasta? Co jest offem, alternatywą, co sceną repertuarową? Czy kogoś jeszcze interesuje wspieranie ruchu amatorskiego i prywatnych inicjatyw? Dyskusje o teatrze zwykle toczą się wokół teatrów finansowanych przez państwo lub samorząd - pisze Jakub Wydrzyński w miesięczniku Kraków.

Krytycy chętniej zauważają duże instytucje oraz duże nazwiska, odwiedzają modne i sprawdzone miejsca. Tymczasem nie licząc kabaretów, stand-up comedy, teatru impro, drag queen, slamów poetyckich, czytań performatywnych istnieje w Krakowie spory wybór spektakli dramatycznych. Grają w nich zawodowcy, fachmani bez fachowej sceny, za to z wielką pasją oddani swemu rzemiosłu. Trzy widowiska ich autorstwa zdecydowanie zasługują na naszą uwagę w bieżącym sezonie. Starowiślna to nie tylko mekka fanów Starego Teatru. Przy ulicy tej upadło już kino i jeden prywatny teatr, ale jak na razie dobrze radzi sobie inicjatywa aktorska Sztuka Na Wynos. Niby to teatr, niby mieszkanie zaadaptowane do występów, niby scena eksperymentalna. Z pewnością jest to jedna z najmniejszych scen w śródmieściu. Na powierzchni kilku pokoi kilkoro aktorów cyklicznie wystawia tu sztuki współczesne oraz klasykę. Świetnie skrojony dramat o "śmierci" pracownika pasuje tu idealnie. Klaustrofobicznie mała przestrzeń oddaje klimat nieprzyjemnego biura korporacji.

Widzowie, zmuszeni siedzieć w odległości dwóch kroków od grających, zostają przez zmniejszony dystans niejako wprowadzeni bezpośrednio do świata akcji. Siedzą prawie przy krzesłach aktorów, obserwują wydarzenia pełne agresji wyczuwalne przez skórę i nieomal na własnej skórze. Sztuka Ingrid Lausund "Postrzał" w reżyserii Dariusza Starczewskiego grana jest już od ponad czterech lat, ale konia z rzędem temu, kto powie, że już "wszyscy" w mieście ją widzieli. Szkopuł w tym, że Scena Pokój mieści zaledwie trzynastu widzów, a pokazy są nieregularne.

Zespół "Postrzału" to obecnie: Anka Graczyk/Elżbieta Bielska, Michał Kitliński/Alan Al-Murtatha, Anna Siek, Dariusz Starczewski, Kamil Toliński, zatem i obsada nie jest przewidywalna. Nie wiem, jak w tych warunkach sprawdzają się Trzy siostry, ale Postrzał to strzał w dziesiątkę. Autorzy wykorzystują naturalne warunki akustyczne mieszkania, ogrywają brak dystansu między widzami i aktorami oraz to, że przez ustawienie foteli tuż przy ścianach każdy oglądający widzi czasem co innego. Można marudzić, że dostajemy tzw. teatr mieszczański, ale nie o awangardę chodzi w tym przedsięwzięciu, a o ograniczenie scenicznych efektów do samej gry. Może niekoniecznie w kierunku "teatru ubogiego", raczej., precyzyjnego. Bez dokładnej gry całego zespołu, dyscypliny ruchu, gestu i słowa, cały ten eksperyment polegający na stworzeniu teatralnego mieszkania wziąłby w łeb w pierwszej prostej scenie. Dość tradycyjne połączenie scen psychologicznego thrillera z teatrem absurdu nie przeszkadza, zwłaszcza gdy mamy do czynienia z rzetelnym aktorskim warsztatem. Teatr modelu anglosaskiego na przyzwoitym poziomie i dwudziestu metrach kwadratowych brzmi przekonująco. Wszak nie samą alternatywą świat stoi.

Matka - temat na wszystko: dramat, poemat, reportaż, sit-com, sztukę społeczną. W autorskim projekcie Katarzyny Marii Zawadzkiej (scenariusz, reżyseria, wykonanie) oraz Żanety Odolczyk (scenariusz na podstawie autorskiego błoga) pt. "One Woman Show NIEPRZYKŁADNA". Nieprzykładnie o macierzyństwie mamy i komedię, i rodzaj autobiograficznej relacji, i stand up, odezwę oraz ćwiczenia uświadamiające dla publiczności. Tego spektaklu nie da się łatwo zaszufladkować jako klasyczny monodram czy "sztukę kobiecą". Łamie obie konwencje, pozostając na granicy śmiechu, łez oraz intymnego manifestu. Na pozór wydaje się, że mamy do czynienia z głosem sfrustrowanej samotnej matki. Aktorka jednak zgrabnie przenosi ciężar gry z tego, co jest nieznośnym stereotypem, zbiorem klisz i przysłowiowych powinności "przykładnej matki i żony" na to, z czym faktycznie wiąże się współczesne macierzyństwo. Zarówno scenariusz, jak i sam spektakl to próba skonfrontowania tego, co mówi tradycyjny model rodzicielstwa z nowymi trendami w wychowaniu dzieci oraz całą masą nowoczesnych poradników, treningów personalnych, modeli kobiety sukcesu lawirującej między samorozwojem, karierą, domem, oczekiwaniami otoczenia. Wszystko wypowiadane jest na przemian z pozycji nieświadomości, roztrzęsienia i niepewności, by ostatecznie dojść do etapu mądrości doświadczenia, wyważenia tego, co istotne, a co zbędne i obarczające.

Wielką zaletą "Nieprzykładnej" jest oszczędny i świadomy warsztat Zawadzkiej. Aktorka od lat zajmująca się również edukacją artystyczną, prowadząc kursy aktorskiego coachingu wie, że temat, którego się podjęła, najłatwiej zbanalizować zbyt groteskową kreacją. Cieszy fakt, że w żadnym momencie nie ucieka w stronę czystej kabaretowej rozrywki. Zachowuje napięcie i atmosferę oczekiwania. Snuje swoją opowieść jako autentyczną historię dojrzewania do nowej życiowej roli. Chce się jej kibicować w momentach trudnych, wręcz beznadziejnych. Po godzinie współuczestnictwa w jej zmaganiach samo bycie matką-debiutantką nie jest już tak istotne, jak proces samopoznania i samoakceptacji, który dokonał się na naszych oczach w tragicznej z pozoru bohaterce.

Mimo że tekst oparty jest na prawdziwym blogu Żanety Odolczyk, czuje się, że mamy do czynienia z osobistą wypowiedzią samej aktorki. Pod tym względem spektakl jest ważny zarówno artystycznie, jak i społecznie. Bliski w sposobie oddziaływania temu, czego dokonała Eve Ensler w "Monologach waginy". Feministki drugiej fali powtarzały, że "prywatne jest polityczne". Zawadzka zdaje się przypominać, że prywatne/indywidualne jest społeczne, zaś macierzyństwo ma wiele odcieni: wzruszający, osłabiający, dający siłę, irytujący, rozczulający. Żaden z aspektów rodzicielstwa nie jest tym gorszym czy lepszym. Tylko wszystkie razem stanowią prawdę bycia matką jako doświadczenia jednostkowego, grupowego i pokoleniowego. Kobiety na widowni mogą mieć co najmniej mieszane uczucia, ale na pewno nie poczują się osamotnione. Nie jest to bowiem spektakl powstały i grany na klęczkach. Znaleźć w nim można wiele oczyszczającego humoru, ironii, ale jego siłą jest przede wszystkim znajomość ludzkich słabości, moc przebaczenia, odwaga zmagania się z sobą i wielka niezachwiana afirma-cja życia. Bardzo cieszy brak stricte oskarżycielskiego tonu. Jakby aktorka mówiła: tak, świat jest niedoskonały i my jesteśmy niedoskonali, zatem bądźmy dla siebie po prostu ludzcy.

Trzecia propozycja, czyli "Skur-Wienia" w wykonaniu Łukasza Dąbrowskiego, to wariacja na temat legendarnego tekstu "Moskwa-Pietuszki" Wieniedikta Jerofiejewa. Przepisania dokonała reżyserka spektaklu Aleksandra Skorupa (V rok dramaturgii na PWST), znana z wystawienia kontrowersyjnego monodramu o Wandzie Wasilewskiej. Dąbrowski i Skorupa po raz pierwszy zaprezentowali "Skur-Wienię" ponad rok temu w Klubie Kabaret na Kazimierzu jeszcze pod auspicjum Teatru Kontrabanda. Dziś Dąbrowski gra w krakowskich ośrodkach kultury, jednocześnie jeżdżąc ze sztuką po kraju.

Na scenie bez podwyższenia stoi mężczyzna w dresie. Kibic Wisły, Cracovii, chłopak z Huty, kulturysta-amator? Ustawia krzesła, mówi do nas poprawną polszczyzną, zmienia ubranie na bardziej eleganckie, to znów rozbiera się, szminkuje usta i eksponuje dwa pomalowane paznokcie. Aktor bawi się własnym wizerunkiem: może być menadżerem z korporacji, młodym rozwodnikiem, niespełnionym artystą. Nawiązania do tekstu Jerofiejewa mogą sugerować, że to tak zwany "człowiek z przeszłością", mężczyzna po przejściach próbujący rozliczyć się z życiem lub zachować to, co jeszcze ma do ocalenia. Mówi o doświadczeniach bliskich wielu widzom: zawiedzionych nadziejach, niedowartościowaniu i próbie przezwyciężania własnych lęków. Zaprasza do zabawy, częstuje papierosami i alkoholem, ale robi to po to, aby zaskarbić sobie uwagę publiczności. Pozwala sobie przy tym na szczerość oraz bezpośredniość, o którą łatwiej w kontakcie z kimś zupełnie nieznajomym. Przychodząc na spektakl, zarówno Wienia dla nas i my dla niego jesteśmy przecież tabula rasa. Nie zdążyliśmy jeszcze"nic stracić ani zyskać. Możemy na pajacowanie bohatera odpowiedzieć szczerze lub zgrywać się jak on do samego końca. Gwiazda wieczoru zaprasza nas wszystkich,, do stołu", lecz chyba tak naprawdę prosi, byśmy to my jego zaprosili do siebie.

Monolog jest gatunkiem trudnym, a mimo to dość popularnym. Łatwo polec, bo mimo wygody, jaką jest minimalizm, stawia przed aktorem wyzwanie jednoczesnej oszczędności i intensywności środków. Do legendy monodramu na polskich scenach przeszły już spektakle takie jak "Biała bluzka" i "Shirley Valentine" Krystyny Jandy, "Kontabasista" Jerzego Stuhra, "Scenariusz dla nieistniejącego, lecz możliwego aktora instrumentalnego" Jana Peszka czy "Patty Diphusa" Ewy Kasprzyk. Z oczywistych względów po gatunek ten bardzo chętnie sięgają znane twarze. Gorzej jest w nim zaistnieć aktorowi na początku zawodowej drogi. On nie ma taryfy ulgowej w postaci "nazwiska", które wyprzedza tytuł. Mimo wszystkich tych utrudnień duetowi Łukasz Dąbrowski i Aleksandra Skorupa udało się wyjść poza schemat i uczynić "Skur-Wienia" przedstawieniem bezpretensjonalnym, w którym bardziej niż popisy warsztatowe liczy się spotkanie oraz próba nawiązania więzi między aktorem, widzami a gośćmi lokalu.

Co łączy Sztukę na Wynos, Zawadzką i Dąbrowskiego? Funkcjonują poza instytucjami. Sztuka na Wynos ma siedzibę, lecz gra dla publiczności mieszczącej się w jednym pokoju. Zawadzka gra w klubach i kameralnych scenach - od adresu do adresu. Dąbrowski czasem występuje między kawiarnianymi stolikami zagłuszany przez ekspres do kawy i brzęk literatek, czasem gra z okna wprost do przypadkowych turystów na Małym Rynku. Wszyscy pokonują granice przestrzeni lub brak przestrzeni. Dla jednych to "teatr drugiej kategorii", aktorzy bez etatu, dla innych zjawisko osobne, wzbogacające teatralną mapę miasta o to, czego nie prezentuje ani repertuarowa scena, ani teatr uliczny czy produkcje rozrywkowe. To teatr efemeryczny, polecany pocztą pantoflową, łatwy do przeoczenia, a jednocześnie bardzo potrzebny, nastawiony na bezpośredni intymny kontakt z widzem, przełamujący bezpieczne podziały na sceny zawodowe i prywatne. Nie zazdroszczę im dyskomfortu. To działalność artystyczna tylko dla odważnych i twardzieli. Cieszę, że mamy ich w Krakowie. Dodają wiary, że teatr możliwy jest nawet na jednym metrze kwadratowym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji