Artykuły

Terapia zastępcza

Premiera "Kordiana" Juliusza Słowackiego w Teatrze Narodowym w Warszawie zapowiadana była od wielu miesięcy i miała stać się jednym z najważniejszych wydarzeń artystycznych sezonu. Niesceniczny dramat jednostki i narodu napisany w 1833 roku w Genewie rzadko bywa wystawiany z uwagi na zawiłości fabuły, mieszające się sekwencje rzeczywiste i senne, wewnętrzną walkę bohatera, który spada z Mont Blanc na ziemię, tę ziemię, by obudzić ludy.
Grupa Płockiego Towarzystwa Przyjaciół Teatru zajęła miejsca na widowni, by zobaczyć spektakl zaplanowany z wielkim rozmachem, pięknymi scenami zbiorowymi i wykorzystaniem całej machiny scenograficznej pozwalającej szybko wędrować przez Europę. Wiele było chwil symbolicznych, odnoszących się do poprzednich realizacji. Opracowanie Jana Englerta, uzupełnione między innymi o teksty Goethego i Wyspiańskiego, w głównych rolach obsadziło Szatana i Archanioła, którzy przyglądają się, komentują i manipulują losem rzucanym o przyszłość Polski.
Owacja końcowa nie była oczywista, raczej powściągliwa. Jubileuszowa realizacja z okazji 250-lecia Teatru Narodowego nie okazała się porywająca, mimo że reżyser zawarł wszystkie elementy, aby właśnie taka była Zabrakło jednak jakiegoś wykrzyknika.
Jan Englert wyszedł do foyer, by spotkać się z tymi, którzy konsekwentnie od 1968 roku promują teatr. Zaskoczony stwierdził, że na scenie przy placu Narutowicza w płockim Klubie Międzynarodowej Prasy i Książki występował prawie 40 lat temu.
Kilka dni wcześniej w Teatrze Dramatycznym w Płocku w zupełnie innej konwencji zaprezentowaliśmy "Cud mniemany, czyli Krakowiaków i Górali" Wojciecha Bogusławskiego, uchodzącego za ojca sceny narodowej. Ojcostwo to jest oczywiście symboliczne, bo kiedy król Stanisław August Poniatowski powoływał teatr publiczny jako scenę zawodową stałą powszechną i ojczystą, Bogusławski miał zaledwie 8 lat, ale to właśnie jego praca pozwoliła wypełnić repertuarem wszystkie założenia ostatniego monarchy.
Wykrzyknik, którego zabrakło w przedstawieniu Jana Englerta, wyziera z tytułów prasowych, w których poukrywani za partyjnymi fasadami Krakowiacy i Górale nie czekają ani na Kordiana, ani na studenta, który porazi ich prądem.
Rozdarty między wstać czy nie wstać do narodowej owacji, między dawać świadectwo oburzenia czy pogodzenia się z werdyktami głosów w mrocznych katakumbach, jak zagubiony w Europie romantyk, słuchałem ostatniej frazy Szatana: "Oto Polska-działaj teraz!...".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji