Artykuły

Leszek Bzdyl: Nadchodzi nowy czas?

- Inspirował mnie teatr dramatyczny oparty na literaturze. Taniec to przypadek. Ale spotkanie z nim otworzyło przede mną wielką przestrzeń rozumienia sceny, świadomość, że literatura jest obecna w ciele - z Leszkiem Bzdylem, tancerzem, choreografem, założycielem Teatru Dada von Bzdülöw rozmawia Gabriela Pewińska w Dzienniku Bałtyckim.

Teatr Dada von Bzdülöw obchodzi właśnie ćwierćwiecze istnienia. Te 25 lat czuje Pan w kościach?

- Nie jest tak źle. Moje ciało i ja wciąż żyjemy ze sobą w zgodzie.

Kiedy Teatr Dada kończył 18 lat powiedział Pan: To chyba ostatnie urodziny, które świętujemy. Potem będziemy zachowywać się jak wstydliwa panna, która nie przyznaje się do wieku. Każdy rok to cud istnienia. 18 lat to kawał czasu. Pies tak długo nie żyje.

- A jednak... Już kiedy świętowaliśmy dziesiąte urodziny, przyszło mi do głowy: To niemożliwe, że ten - z niczego powstały, niemający przy zaraniu istnienia żadnego wyobrażenia o tym, co będzie dalej - twór, przetrwał. To było pierwsze zdziwienie. Potem przyszły kolejne. A teraz minęło 25 lat i nie wiem, czy można być jeszcze bardziej dojrzałym? Ów jubileusz jest pewnie po to, by spojrzeć na naszą historię i zobaczyć czym to jest wobec tego czym było kiedyś. W jaki sposób nas to jeszcze kręci. Czy widownia wciąż za nami podąża. Pierwsze przedstawienia? To niespodzianki. Nie byłem przecież tak bardzo młody. Miałem 28 lat. W tym wieku wielu kończy karierę taneczną. Ja czułem, że to, co najlepsze przyjdzie do mnie

po czterdziestce. Że wtedy lepiej zrozumiem, kim jestem i po co jestem. A niedawno skończyłem pięćdziesiątkę i myślę, że to jednak cudowne być gówniarzem, takim, co to nic nie wie i działa intuicyjnie, uczy się, szuka. Takie były te początki. Pierwszy spektakl zrobiłem z ludźmi, którzy mieli po czternaście lat. Po kilkunastu miesiącach byli absolutnie zdeterminowani. Wiedzieli, że to jest ich droga. Choćby Anna Steller. Z roku na rok stawała się coraz bardziej fascynującą artystką. Dziś w świecie tańca to ktoś. Podobnie Rafał Dziemidok, Patrycja Kujawska, Magda Reiter. Dziś mają już własne sceny tańca. Patrycja jest jedną z najważniejszych performerek na rynku brytyjskim. Rafał robi furorę w Berlinie, a Magda podbija rynek tańca w Słowenii.

Czuje się Pan mistrzem?

- Trudne pytanie. To naturalna hierarchia w życiu teatru i ja ją kultywuję, ale - co może wydać się dziwne - poza teatrem Dada, w teatrze dramatycznym. Tam szacunek dla osób, które niosą z sobą doświadczenie jest od wieków kultywowany. Oczywiście, zakładając Teatr Dada wniosłem coś nowego w życie tych młodych tancerzy. Służyłem doświadczeniem, pomocą. Dada jest hierarchicznym tworem, w dobrym, demokratycznym rozumieniu. Nie było mowy o układzie, że jest jakiś pan i zestaw jego sług. Budujemy strukturę otwartą. W pracy jesteśmy sobie równi. Być może ta zasada pozwoliła nam dobrnąć do tego jubileuszu.

Zawsze w teatrze była Katarzyna Chmielewska.

- Kiedy zakładaliśmy teatr była uczennicą szkoły baletowej. Miała 18 lat. Siłą rzeczy, to ja byłem wtedy kołem napędowym naszej sceny. Z czasem koła w tym napędzie chodziły już dwa, a od kilku lat to Kasia zarządza Teatrem Dada, ja tylko uczestniczę w kolejnych realizacjach. Nasze spotkanie 25 lat temu zapoczątkowało myślenie o tym teatrze.

Teraz na dobre oddaje Pan stery?

- Po osiemnastych urodzinach poczułem się trochę zmęczony. W sensie organizacyjnym. To był jednak z mojej strony ogromny wysiłek. Duża praca, która dawała twórcze efekty, ale i nieprawdopodobną ilość napięć związanych z relacjami na linii: twórca - polityka kulturalna miasta. W 2008 roku nie znaleźliśmy oparcia w Gdańsku i wyjechaliśmy do Łodzi, by po roku szczęśliwie wrócić i to pod skrzydła Teatru Wybrzeże. Ale, co tu kryć, proces oddawania teatru w inne ręce postępuje. I nie ma w tym nic złego. Nasza ostatnia premiera "Dzisiaj, wszystko" jest spektaklem, pod który położyłem fundament, zamysł, ale zrealizował go choreograficznie Jakub Truszkowski.

Niewesoło układały się losy autorskich teatrów, w których nagle mistrza zabrakło... Był Teatr Grotowskiego, który rozsypał się wraz z odejściem jego twórcy. To samo teatr Kantora. Wreszcie potężny kryzys Teatru Pantomimy po śmierci Henryka Tomaszewskiego.

- Moim marzeniem jest, by nazwa naszego teatru dalej funkcjonowała, nawet bez mojego udziału lub przy innym udziale z mojej strony. Mam wrażenie, że przez te 25 lat napisałem pewną książkę. Spektakl "Dzisiaj, wszystko" jest zamknięciem całej tej drogi. Teraz czas na inne wyzwania. Nie tylko choreograficzne. Teraz chcę być częścią przedstawienia, głębiej wnikać w strukturę postaci. Do tej pory pomagałem budować role innym, sobie poświęcając najmniej czasu. Pora to zmienić. Znaleźć ten odświeżający moment, gdy niczego się nie wie, gdy jest się głupim. Przez te wszystkie lata miałem na głowie organizację, realizację, wymyślanie. Niech ktoś inny teraz to robi. Ja mam temperament aktorski, w tym chcę się sprawdzić. Chcę grać.

Dla Pana mistrzami zawsze byli nie tyle tancerze, co pisarze, aktorzy.

- Inspirował mnie teatr dramatyczny oparty na literaturze. Taniec to przypadek. Ale spotkanie z nim otworzyło przede mną wielką przestrzeń rozumienia sceny, świadomość, że literatura jest obecna w ciele. I że ciało może być nośnikiem literatury. Słowo uruchamia myślenie, za nim idzie ruch. Studentom w szkole teatralnej mówię: "Tańcz, jakbyś mówił". Mam niedosyt słów. Zwłaszcza w tych czasach, gdy wszystko trzeba zacząć nazywać na nowo. Gdy, by określić rzeczywistość, powinno się używać słów prostych. Dawać proste definicje. Żebyśmy w tym chaosie mogli się porozumieć. Taniec w ostatnich latach też cierpi na pustosłowie. Na post mowę. Na kopiowanie znaczeń. Taniec też wymaga redefinicji. Może nadchodzi nowy piękny czas? Kolejny początek?

Nazwa Teatr Dada von Bzdülöw wciąż budzi emocje?

- Nikt już nie pyta o co w tym chodzi. Nikt się nie dziwi. Oto zespół, uznany, szanowany. Dla jednych - mistrzowski, dla innych - zramolały, przyzwoity, poprawny może, ale to już nie jest ten "gorący kartofel". I to mnie trochę martwi. Dlatego czas, bym odsunął się od Dady, by ktoś inny podjął ryzyko. Bez tego ryzyka, które towarzyszyło zakładaniu Teatru Dada trudno wyobrazić sobie napęd na przyszłość, kolejne urodziny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji