Artykuły

Świątynia czy fabryka żyletek?

- Buck autokrata. Buck zamordysta. To absurd! Teatr nie znosi demokracji. Uważam, że jeśli jest teatr Głomba, Szkotaka, Wiśniewskiego, Augustynowicz, teatr Englerta, Grabowskiego, to istnieje również teatr Bucka - mówi ANDRZEJ BUCK, dyrektor Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze.

Z Andrzejem Buckiem [na zdjęciu], dyrektorem Lubuskiego Teatru rozmawia Czesław Markiewicz:

Czy obejmując teatr osiem lat temu, mogłeś - mówiąc najogólniej - zrobić wszystko, co chciałeś?

- Nie rozumiem pytania: jak wiele może zrobić dyrektor w teatrze samorządowym? Z zespołem pracującym w oparciu o Kodeks pracy? W dodatku - w ramach dotychczas istniejącego repertuaru, uwzględniając też potrzeby podatników? Chciałem wiele zmienić cały czas to czynię. Zmagam się ze stereotypami zachowań i prowincją, która tak naprawdę jest w myśleniu, szczególnie moich adwersarzy.

Nie miałeś ochoty robić teatru jak Jacek Głomb w Legnicy i ze "swoimi ludźmi", jak za czasów studenckich?

- Pytanie ma kilka poziomów. Takie zjawisko jak Jacek Głomb pojawiają się w teatrze niesłychanie rzadko. Pomysł autorski Głomba polega na tym, że wyprowadza spektakle z murów teatru. Ale w związku z tym pojawia się pewien stereotyp myślowy, który funkcjonuje w powszedniej świadomości i ma się dobrze: jeśli przedstawienie wyprowadzimy w inną przestrzeń - musi być genialne. Nie demonizowałbym sytuacji - jest to jedna z propozycji, lecz nie jedyna.

Gdy 13 lat temu zaczynałem jako kierownik literacki, a 8 lat temu obejmowałem, Lubuski Teatr, moi koledzy z czasów studenckich, mieli własne życie zawodowe. Dziś robię teatr rzeczywiście ze swoimi ludźmi - trzy czwarte zespołu aktorskiego pojawiło się z mojego wyboru. Podobnie, jeśli chodzi o reżyserów. Szczególnie ci młodzi. Jeśli ze Sceny Młodych Reżyserów LT wyszła choćby jedna Bogajewska, dziś reżyser w Warszawie, Opolu, Bydgoszczy, Jeleniej Górze i (dyrektor artystyczny w tamtejszym teatrze); jeśli pracował tu Grzegorz Matysik, debiutowali: Zbigniew Lisowski - twórca "Tanga" oraz "Iwony" (obecnie dyrektor Baja Pomorskiego), Bogdan Kokotek (obecnie dyrektor artystyczny Sceny Polskiej w Czeskim Cieszynie), Małgorzata Siuda - to warto pracować dla stworzenia np. własnej stajni reżyserskiej. Zwłaszcza, gdy dodamy do tego zjawiskową inscenizację "O beri-beri" Wiesława Komasy, i inne.

Szybko skupiłeś w jednej osobie wszystkie strategiczne funkcje w teatrze: dyrektora naczelnego, artystycznego i kierownika literackiego. Była w tym strategia, ukryta intencja, niepohamowana ambicja?

- Nieprawda. Przez dwa lata moim konsultantem artystycznym i doradcą był Krzysztof Rościszewski. Później stanąłem do konkursu, w którym warunek był ściśle określony - jedna osoba pełni funkcję i dyrektora naczelnego, i dyrektora artystycznego. Obejmując dyrekcję, spełniłem warunki konkursu. Znam się na dramacie współczesnym, więc niepotrzebne było zatrudnianie kierownika literackiego. Repertuar bieżący teatru i repertuar czterech przeglądów sam przygotowuję. Literacki fragment działalności teatru znakomicie uzupełnia funkcja sekretarza. Poza tym cały czas korzystam z doświadczenia wykładowcy literatury współczesnej i dramatu, teorii kultury na Uniwersytecie Zielonogórskim i Wrocławskim.

Czy można pogodzić niepokój artystycznym i wizje repertuarowe ze strachem przed np. zapchana kanalizacją? Teatr jest dla ciebie świątynią sztuki czy... fabryką żyletek?

- Dyrektor, który boi się decyzji repertuarowych i obsadowych, który boi się zespołu i związków artystycznych, nie powinien być dyrektorem. Na strach w teatrze nie ma czasu. Przyznaję - bardzo lubię teatr i uważam, że jest to moje miejsce. Może nie jedyne, ale bardzo ważne. Wszystko, co jest nam szczególnie bliskie, o czym myślimy z troską i pieczołowicie dbamy, nabiera z czasem charakteru sacrum. Równocześnie mam świadomość, że podobnie jak w fabryce, efektem naszej pracy jest produkt, który należy sprzedać. O tym trzeba nieustannie pamiętać. Lubuski jest w połowie teatrem rynkowym. Zatrudniam aktorów do ról... Castingi, projekty finansowe, stale współpracujący aktorzy z "górnej półki"...

Znajomość obyczaju dopinguje mnie do dbałości o fasadę teatru i teatralne toalety, komfortowe fotele na widowni, schludne garderoby i prysznic dla aktorów, a także o istnienie teatralnej restauracji, przytulnej kafejki i sceny kabaretowej nazwanej Salonem Artystycznym Stańczyk.

Mając doktorat z humanistyki, doświadczenie dziennikarskie i literackie, rzadko zajmowałeś się adaptacjami. A jednak sięgnąłeś po "Pana Tadeusza", dlaczego?

- "Pana Tadeusza" zlecił mi Waldemar Matuszewski, kiedy byłem kierownikiem literackim. Był to pomysł bardzo trafny - spektakl zagrany był 150 razy we wszystkich miastach Polski, a ponadto w Niemczech, we Francji i na Litwie. Myślę, że stało się tak, ponieważ adaptacja wyszła poza ramy wątku narodowo-patriotycznego, pokazała miłość i obyczaje, czworokąt miłosny (Tadeusz - Zosia - Telimena - Hrabia), przypominała np. sposób parzenia kawy i staropolski przepis na bigos. Później przyszły kolejne pomysły: "Baśnie 1001 nocy", "Pętla" według Marka Hłaski, "Poświatowska". Wreszcie adaptacja klasyki, jaką niewątpliwie jest "Pinokio", zagrany przez LT 100 razy. Teatr Muzyczny w Poznaniu zrealizował własną interpretację tej bajki. Masz rację, teraz sięgnę po najnowszych.

Co powiesz o takiej hipotezie: Andrzej Buck na początku swojego dyrektorowania działa trochę instynktownie; po jakimś czasie nabiera stosownego doświadczenia i realizuje koncepcję bardziej czytelną, własną wizję swojego teatru.

- Naprawdę wyrazistą artystyczną koncepcję teatru być może mieli Kantor, Szajna, Grotowski, Kantor, Mądzik, czy do czasu objęcia Teatru Nowego w Poznaniu Janusz Wiśniewski. W sposób naturalny - każdego dnia, w każdej godzinie, minucie nabieramy nowych doświadczeń i przez to nasze pomysły stają się atrakcyjniejsze. Lubuski Teatr, który działa tu i teraz, musi być przede wszystkim otwarty. Moja otwartość na coraz to nowe pulsy teatru i dramatu, nazwiska reżyserów i aktorów, to mój własny pomysł na teatr.

Nie mogę natomiast ograniczać się do tego, co aktualne i nowe, ale jeszcze nie zostało sprawdzone i ocenione z przez czas, z dystansu. Stąd obok najbliższej mi artystycznie nowej dramaturgii, potrafię zmierzyć się z klasyką realizowaną w konwencji epoki, czy też interaktywną farsą. Natomiast dorobkiem, i to od ośmiu, a w przypadku Nocy Poetów - dziewięciu lat -są przeglądy - winobraniowy, powinobraniowy (dramaturgia wybranego narodu), współczesnego dramatu, których obecność świadczy o otwarciu na konfrontacje teatralnych estetyk, teatralnych idei. Chyba nie było ważniejszego spektaklu, teatru i artysty śpiewającego poezję, którzy nie byliby zaproszeni do naszego teatru. Tu w 2000 roku pojawił się "Shopping and fucking", a potem Lupa z "Prezydentkami" i Klata z "Rewizorem".

Był taki okres, kiedy faworyzowałeś np. wrocławski Teatr Współczesny. Była to kwestia autorytetu, naśladownictwa czy braku własnych pomysłów?

- Nie faworyzowałem Teatru Współczesnego - gościliśmy chyba tylko jedno przedstawienie, "Rzeźnię" Mrożka. TW nie jest obecnie moim specjalnym wzorcem; za dyrekcji Krystyny Meissner. Co do... podglądania. Staram się zobaczyć jak najwięcej przedstawień, czytam wiele współczesnej dramaturgii, a wszystko po to, by mieć świadomość kontekstów, nurtów, które w teatrze przeminą.

W latach dziewięćdziesiątych dominowały dramaty Mrożka, Różewicza, Gombrowicza, Witkacego, Schaeffera. W naszym repertuarze było "Tango", "Iwona, księżniczka Burgunda", "Wariat i zakonnica" "O beri-beri" czy "Próby". Najnowsza dramaturgia była mniej obecna. Przełom nastąpił w 2001 roku, kiedy Jarzyna i Warlikowski zaczęli wystawiać brutalistów. My też sięgnęliśmy po sztuki najnowsze. Pokazaliśmy Frasera, Łukosza, Zelenkę, McDonagha, Modzelewskiego, Kozioła.

W jakim miejscu jest Lubuski Teatr?

- Absurdalna wydaje mi się teza o "zapisie na dramat najnowszy", ponoć mojego autorstwa. Kiedy się teza się pojawiła, przestałem czytać Mrożka. Uznałem, iż "życie go przerosło". Od 2001 roku wprowadzam do Lubuskiego Teatru najnowszych dramaturgów i scenografów.

Z niemałym trudem zacząłem od premiery "Niezidentyfikowanych szczątków ludzkich i prawdziwej natury miłości" Frasera w reżyserii Grzegorza Matysika, potem był "Powrót" Łukosza" w reżyserii Małgorzaty Bogajewskiej, za którą otrzymaliśmy nagrodę w konkursie na wystawienie polskiej sztuki współczesnej, prapremiera sztuki Zelenki, "Opowieści o zwyczajnym szaleństwie", również w reżyserii Bogajewskiej, prapremiera "Przypadkowego człowieka" Rezy (wcześniej wystawialiśmy "Sztukę" tej autorki), prapremiera "Czaszki z Connemara" McDonagha w reżyserii Małgorzaty Siudy; "Koronacja" Modzelewskiego (druga inscenizacja po Teatrze Narodowym), prapremiera "Spuścizny" Ireneusza Kozioła w reżyserii Piotra Łazarkiewicza.

Nie wiem, czy to mało sztuk, czy dużo? Jedno jest pewne - wyrazista i zauważalna jest konsekwencja repertuarowa. Mamy do czynienia z autorami, którzy czują i rozumieją teraźniejszość.

Moje propozycje początkowo część zespołu aktorów przyjmowała z dystansem, z pewnym trudem i niedowierzaniem zielonogórska publiczność. Potem przyszły sukcesy. Spektakle - "Powrót", "Czaszka z Connemara", "Opowieści o zwyczajnym szaleństwie" pojechały na pokazy do Teatru Narodowego. I nadal scenicznie istnieją. "Opowieści..." zostały zaproszone do Zwierzyńca na Letnią Akademię Filmową na retrospektywę filmów Zelenki, a "Koronacja" na Jeleniogórskie Spotkania Teatralne, natomiast "Iwona..." na Dni Gombrowiczowskie w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Właśnie dostaliśmy zaproszenie do Narodowego z "Harpagonem", a warszawska premiera "Egzekutora" odbędzie się w Domu Sztuki.

Co z najnowszej dramaturgii zostanie w teatrze za kilka lat?

- Może jest tak, ze publiczność, a przynajmniej jej część, która płaci za bilety, nie chce fekaliów w teatrze? Myślę, że zapotrzebowanie na niesmacznych jest ograniczone. Dochodzi do głosu miara artystyczna. Moda mija, zachwyt opada. Z zaciekawieniem obserwuję, jak młodzi reżyserzy biorą się za aktualizację klasyki - Klata, Augustynowicz, Jarzyna, Warlikowski, Kleczewska, a w Lubuskim Teatrze np. Tomasz Man.

Co trzeba zrobić, żeby z własnej woli przyjeżdżali tutaj znani krytycy - Jacek Sieradzki, Roman Pawłowski?

- Pytanie należy kierować bezpośrednio do dziennikarzy, którzy mają opiniotwórczą moc. Chociaż w naszym teatrze bywa i red. Jacek Sieradzki, i red. Roman Pawłowski, a także - Wojciech Majcherek czy Łukasz Drewniak - nie dalej jak na ostatniej premierze. Bywają też na otwartych próbach czytanych dramaturdzy, m.in. Krzysztof Bizio, Michał Walczak. Nie w każdym teatrze taki autorytet jak Anna Seniuk jest gotowa zagrać 140 przedstawień wraz z jego zespołem. Szum jest mi obcy estetycznie i intelektualnie. Gramy w całej Polsce.

Gdybyś dzisiaj obejmował jakikolwiek teatr, zupełnie inaczej budowałbyś jego oblicze?

- Najchętniej wszystko zacząłbym od początku. Co wcale nie oznacza, że duża część zespołu, z którym teraz pracuję, nie znalazłaby się w nowym teatrze. Ważne, by było jak najmniej kompromisów artystycznych.

Często i chętnie używasz zwrotu - mój teatr. Czy odzywa się trochę Andrzej Buck autokrata?

- Buck autokrata. Buck zamordysta. To absurd! Teatr nie znosi demokracji. Uważam, że jeśli jest teatr Głomba, Szkotaka, Wiśniewskiego, Augustynowicz, teatr Englerta, Grabowskiego, to istnieje również teatr Bucka. Jednocześnie mam w sobie wiele pokory. Mógłbym np. wzorem innych kolegów reżyserować! Skupiam się jednak na tym, co daje mi doświadczenie i wykształcenie, bycie teatrologiem i literaturoznawcą. Teraz pracuję nad repertuarem I Letniego Festiwalu Off Teatr, gdzie pokażemy w winiarni głośne widowiska offowe z całego kraju. Z premier zapowiadam "Heddę Gabler" Ibsena w reżyserii rewelacyjnej, obiecującej Eweliny Pietrowiak, autorski spektakl "Strumień" Leszka Mądzika i oparty na wydarzeniach z tzw. sporu o Dom Katolicki pod roboczym tytułem "Pokropek" Ireneusza Kozioła. Dokończę "tryptyk szekspirowski".

Dziękuję.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji