Artykuły

Guślarz w nowej roli

"Dziady część III" w reż. Bogdana Michalika w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu. Pisze Tadeusz Kijonka w Śląsku.

Rok miniony, który w nawiązaniu do 150. rocznicy śmierci przypadającej 26 listopada, ogłoszono Rokiem Mickiewiczowskim, nie okazał się okresem skupiającym należną uwagę na objęciu nowym spojrzeniem jego dzieło o wyjątkowym miejscu i znaczeniu nie tylko w dziejach polskiej literatury i historii. Tamten rok podwójnych wyborów, pełen politycznych ekscesów, prowokacji i oszczerstw do tego stopnia zdominował wszystkie sfery polskiego życia, że nawet Rok Mickiewiczowski nie okazał się nim w takim stopniu jak należało oczekiwać. A przecież czytanie i odczytywanie Mickiewicza to także odkrywanie nowych znaczeń i sensów w wielorakich kontekstach współczesnych. Czy nowej interpretacji nie wymaga dziś największa kreacja w polskiej literaturze - przemiana Gustawa, z jego nieszczęsną miłością, w Konrada, kiedy to w klasztorze Bazylianów w Wilnie, zamienionym na więzienie, przeobraża się on w akcie duchowej przemiany w osobę oddaną odtąd bez reszty sprawie nie tylko swego narodu, ale i ludzkości.

Zacytujemy w tym miejscu Czesława Miłosza, jako iż nie chodzi wyłącznie o narodowy wymiar tego aktu, skoro Problem więźnia Konrada, to problem ludzkiego cierpienia i boskiego przyzwolenia na nie. Jeśli Bóg pozostaje obojętny, podczas gdy on, Konrad, nie jest, oznacza to, że jest on moralnie wyższy od Boga. (...) Popychany przez złe duchy

gotów jest znieważyć Boga.(...) Jak przystało na moralitet, na scenie obecne są: ziemia, niebo i piekło... Za każdym więc razem przed inscenizatorem "Dziadów" musi się pojawić pytanie, jakimi znaczeniami wypełnić przestrzeń Wielkiej Improwizacji, która może być różna w zależności od miejsca i historycznego czasu, choć nie w znaczeniu dosłownym. A więc "Dziady" przygotowane w sezonie Roku Mickiewiczowskiego: jak je zinterpretować, bo kluczy i form inscenizacyjnych może być wiele. Trzeba w tym miejscu oddać należne uznanie Teatrowi Zagłębia w Sosnowcu, którego dyrektor Adam Kopciu-szewski wprowadził do repertuaru "Dziady" - ściśle część III. I to, jak sądzę, wcale nie z zamiarem stworzenia "spektaklu lekturowego", czemu przeczą kształt adaptacji tekstu dokonanej przez reżysera Bogdana Michalika oraz śmiałe inscenizacyjne rozwiązania kojarzące sosnowieckie "Dziady" z rzeczywistością polskiego życia. Można mieć uczucia niedosytu, bądź takie czy inne zastrzeżenia (choć wypada uwzględnić możliwości przestrzenne sceny i kadrowe teatru). Nie należy jednak odmawiać realizatorom, przede wszystkim inscenizatorowi, ambicji odczytania tekstu przez pryzmat czasu teraźniejszego naszych dni. Chodzi w tym przypadku także o sytuację polskiej literatury romantycznej po przełamaniu obowiązującego od niemal 200 lat paradygmatu symboliczno-romantycznego, co przed kilkunastu laty przewidziała Maria Janion. Ten sąd wybitnej interpretatorki literatury romantycznej również, jak sądzę, rzutuje na kształt omawianego spektaklu oraz na jego ideową wymowę. Sosnowieckie "Dziady", choć ograniczone z założenia do części III, w istocie są nieco szerszą projekcją tego dzieła, zaś istotną funkcję kompozycyjną pełnią fragmenty części II (w innym usytuowaniu pojawia się także scena z części I) z postacią Guślarza, którego rola ideowa i sceniczna jest tu nader ważna. Guślarz jest w tym spektaklu współczesnym kloszardem, który pcha bądź wlecze swój wózek na kółkach wypełniony rupieciami. Ten Guślarz w sugestywnym przekazie Andrzeja Śleziaka nie tylko organizuje obrzęd, przywołuje i zaklina kolejne sceny, ale jest łącznikiem między przeszłością i teraźniejszością, w której nie ma już miejsca na romantyczny bagaż historii i martyrologii narodowej - na "ojców dzieje". Tamten świat stał się teraz już zbędny, jest poza zbiorową uwagą, toteż tylko garstka przygodnych osób zechce wziąć udział w nostalgicznym obrzędzie.

Spektakl otwiera scena, która rozgrywa się na autobusowym przystanku - w głębi na podwyższonym podeście. Pojawiają się tam przygodni, zwyczajni, zajęci sobą ludzie, których na pewno nie obchodzi przeszłość i obrzęd zwołany przez Guślarza w zabudowaniach sceny przypominających surową klatkę. Po zaimprowizowanym prologu w głębi na tylnym podeście zostanie rozegrana w półmroku scena rozstrzeliwania polskich oficerów w Lesie Katyńskim. Nieco później pod przydrożną kapliczką (w tekście oryginału -Dom Wiejski pod Lwowem) Ewa i Marcelina odmawiają modlitwę za ojczyznę i ofiary niewoli. Następnie pojawia się Gustaw z gitarą, który intonuje pieśń Jacka Kaczmarskiego "Wyrwij murom zęby krat". Jego monolog przerywa wejście enkawudzisty w szynelu, który dokonuje jego egzekucji ze słowami: Gustavus obit. Lecz zabitego wskrzesza ksiądz Piotr. Teraz po kolejnej scenie z Gustawem (, Już straszna północ się zbliża") akcja przenosi się do więzienia.

Jak z tego skróconego opisu kolejnych scen widać, przedstawienie to przywołuje wydarzenia aż do naszych czasów - i to wszystko scala Mickiewiczowski tekst; choć skróty niektórych poszły za daleko (brak mi choćby większego fragmentu opowieści Jana Sobolewskiego). Nie do końca jest także czytelna i dramatycznie nośna scena z Wielką Improwizacją (w tej roli Marcin Zawodziński), rozegrana bez niezbędnej osnowy wizyjnej. Za to sporą satysfakcję wywołują pozostałe obrazy - w sypialni Senatora, Salon Warszawski a przede wszystkim w Salonie Senatora rozegrana w kostiumach z czasów Nowosilcowa. W tej scenie jest także najwięcej dobrego aktorstwa z wybijającą się rolą Elżbiety Laskiewicz (tragiczna Pani Rollison) a przede wszystkim Adama Kopciuszewskiego, który zaprezentował postać Senatora w szerokiej skali - od groteski po bezwzględnego okrutnika. To niewątpliwie największa kreacja aktorska sosnowieckich "Dziadów".

Przedstawienie to wyróżnia twórcza adaptacja tekstu dokonana przez inscenizatora i reżysera Bogdana Michalika, który podjął tym spektaklem próbę określenia miejsca tradycji i historii czasów niewoli i zniewolenia w życiu polskim dziś. Czy tamte postawy, wartości i akty poświęcenia już teraz nic nie znaczą, a pieczę nad nimi sprawuje Guślarz w kostiumie kloszarda, a więc człowiek z marginesu zbierający złom, odpadki i rupieci. Sąd nadzwyczaj surowy, lecz czy nie w tę stronę zmierza nasze życie mocno ociosane z tego, co wiąże się ze sferą mistyki i duchowości, a więc rzeczywistości nadprzyrodzonej. Dla tych wartości i spraw nie ma już jakby miejsca w naszej wyobraźni zbiorowej zdominowanej przez wolny rynek i pazerną konsumpcję.

Powstał spektakl surowy, przy tym bardzo skondensowany, skoro "Dziady" te grane są bez przerwy i nie przekraczają dwóch godzin. Po wyjściu z teatru ogrania nas klimat czasów, w których dominuje syndrom Leppera i polskiego piekła. Kogo w tej sytuacji obchodzą jeszcze wydarzenia z bazyliańskiej celi, gdzie dokonał się największy, przełomowy akt duchowy w naszej literaturze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji